Jeżeli lubicie krótkie weekendowe wypady, nie musicie ograniczać się jedynie do Polski. W dobie tanich lotów stoi przed Wami opcja wyjazdu na 3 dni, chociażby do Aten.

Miasto to było na mojej liście podróżniczych marzeń, ale urlop nie jest rozciągliwy jak guma i muszę go sobie okrutnie limitować. Czy dwa i pół dnia to wystarczająco, by coś w stolicy Grecji zobaczyć? Z całą pewnością TAK. Przed Wami nasz pomysł na Ateny, mocno spacerowy i dość intensywny kilometrowo, bez używania komunikacji miejskiej. Krótko mówiąc: tanie i subiektywne Ateny „z buta”.

Dzień 1 (piątek)

W Atenach lądujemy po godz. 20 czasu lokalnego. Czekanie na miejski express o numerze X95 przedłuża się z 5 do 30 min. Prawie tyle samo trwa podróż do centrum, wysiadamy przy placu Syntagma, stąd do hotelu mamy raptem 1,5 km. Jest godz. 23:30, gdy padamy trupem na łóżko, sen przerywa jedynie gwałtowna burza, która szaleje niemalże całą noc. Czekamy do rana pełni nadziei, że Ateny w deszczu też da się lubić.

Dzień 2 (sobota)

Przed 9 jesteśmy zwarci i gotowi do marszu, mimo że za oknem nadal leje. Jednak skoro tyle tłukliśmy się do tych Aten, to ubieramy płaszcze przeciwdeszczowe i ruszamy celu naszej podróży, czyli na:

Akropol

W styczniu Ateny są niemalże puste, turystów wspinających się po mokrych schodach jest garstka. To dobrze, będzie można spokojnie robić zdjęcia, tzw. czyste strzały. Wciąż leje, ale nie mamy na to wpływu, w końcu na południu Europy też jest zima.

Zwiedzanie poza sezonem ma swoje plusy. Ceny wstępów są tańsze o połowę (zamiast 20 euro kosztują 10 euro)! To jest akurat miła niespodzianka, o której nie mieliśmy zielonego pojęcia. O tak wczesnej porze sklepiki z pamiątkami są jeszcze zamknięte. Otworzą się dopiero, gdy będziemy już po zwiedzaniu.

Jeżeli chcecie przyoszczędzić, to wybierzcie się do Aten w okresie, gdzie wstępy do zabytkowych miejsc i muzeów są darmowe dla wszystkich. Ma to miejsce 6 marca, 18 kwietnia, 17 maja, w ostatni weekend września, 28 października i podobno w każdą pierwszą niedzielę od 1 listopada do 31 marca. Jedyny minus, w dni zwolnione z opłat nie ma możliwości rezerwowania biletów online. Trzeba bardzo wcześnie stanąć w kolejce. No ale coś za coś.

Przestaje padać! Pogoda staję się wręcz wymarzona, kolory stają się intensywne, a skąpane w promieniach słonecznych świątynie wyglądają nieziemsko.

Momentami jesteśmy zupełnie sami, garstki zwiedzających zaczynają się dopiero pojawiać, przechadzamy się, snujemy niespiesznie chłonąć ducha historii. Warto śledzić mapkę, którą dostaniecie wraz z biletem, obszar do zwiedzania ma sporo do zaoferowania i szkoda by było cokolwiek ominąć. Mankamentem zimowego zwiedzania są remonty. Jest to zauważalne niemalże we wszystkich turystycznie obleganych miastach. Do sezonu większość z zabytków zostaje odnowiona i gotowa do fotografowania.

Teren jest dość rozległy, nie można podczas zwiedzania pominąć chociażby Teatru Dionizosa, Partenonu, Świątyni Nike, Erechtejonie oraz nie zapomnieć o pięknej panoramie na miasto!

Wszystko blisko

Wbrew wyobrażeniom Ateny są dość kompaktowe, zabytki są rozmieszone blisko siebie. A jeżeli ktoś lubi chodzić, to będzie w żywiole.

Na liście miejsc do zobaczenia koniecznie trzeba sobie zapisać: Agorę, rzymską oraz grecką. Tak, do zwiedzenia są dwie! Łuk Hadriana.

Niedaleko niego znajdują się Ogrody Narodowe, określane dawniej jako królewskie. Tutaj spokojnie zleci kolejna godzinka, miejsce jest idylliczne, zamiast polskich kasztanowców rosną drzewa pomarańczowe.

Lista miejsc do zobaczenia wciąż rośnie i tak odfajkowujemy: Zappeion, Świątynie Zeusa Olimpijskiego, Stadion Panatenejski, Wieżę Wiatrów, Plákę, Monastiraki, Plac Syntagma. Jeżeli przypadkiem będziecie na placu Syntagma, to koniecznie wypatrujcie żołnierzy stojących przed grobem nieznanego żołnierza. Co godzinę można zaobserwować zmianę warty. Ta bardziej spektakularna ma miejsce w każdą niedzielę o godzinie 11.

Jak wspomniałam wyżej, z Akropolu rozciąga się panorama na całe miasto i Morze Egejskie. Jednak jeżeli chcecie zobaczyć Akropol  w całej okazałości, to musicie pójść na przeciwległe wzgórze Filopapposa, a tuż przy nim zobaczyć Obserwatorium narodowe.

Dwanaście godzin w zupełności wystarczy by spontanicznie sobie pochodzić, bez większego planu. Po prostu idąc przed siebie i patrzeć dookoła.  A wieczorem odpocząć w jednej z licznych greckich restauracji napychając się ateńską kuchnią.

Dzień 3 (niedziela)

Z racji tego, że udało nam się dzień wcześniej zejść całe zabytkowe centrum Aten, dzisiaj postanowiliśmy zapuścić się ciut dalej do historycznego Pireusu. Od zawsze chciałam zobaczyć ten słynny port, o którym po raz pierwszy usłyszałam w podstawówce na lekcji historii. Oczywiście nie ułatwiliśmy sobie życia i na wybrzeże poszliśmy sobie “z buta”. W jedną stronę to około 9 km, czyli jakieś dwie godziny marszu. Przy okazji można było zobaczyć bardziej realne oblicze miasta, czyli sypialniane dzielnice stolicy. Standardowo już, pieszych jest jak na lekarstwo. Może dlatego, że to niedziela?

Pireus to przyjemna dla oka jakby dzielnica Aten. Ciężko o widoczną granicę pomiędzy stolicą, a tym miastem. Zlewają się w całość za sprawą ciągnących się w nieskończoność osiedli.

Z ciekawostek port w Pireusie, jest trzeci pod względem wielkości w basenie Morza Śródziemnego. I nic dziwnego, przypływają tutaj kontenerowce i wycieczkowce z całego świata. W niedzielę jest tutaj wyjątkowo spokojnie, plaże są puste, turystów jak na lekarstwo. Nawet słynne porty Zea, znany jako Pasalimani oraz Mikrolimano, czyli Minichia  są w uśpieniu. Stąd rozpościera się piękny widok na zatokę Sarońską. Nad Pireusem wnosi się dzielnica Kastella, to właśnie tutaj zbudowano teatr Veakio, który nie ma dachu. Będąc nad morzem koniecznie trzeba udać się na plaże. Te Greckie nie są tutaj zbyt rozległe, wciśnięte pomiędzy domami z pewnością latem są oblegane.

Zakupoholicy powinny udać się na Sotiros Dios, gdzie mnogość sklepów pozwoli zaspokoić nałóg, a Ci co kochają owoce morza znajdą cos dla siebie w licznych restauracjach nad zatoką.

Pierus połączony jest ze stolicą metrem, jeżeli nie macie sił na spacer powrotny, to w kilkanaście minut możecie być w ścisłym centrum Aten. My tak uczyniliśmy.  Na zwiedzanie Pireusu warto przeznaczyć sobie z 3-4 godziny. Na spokojnie można sporo zobaczyć i poczuć rytm tego historycznego miasta.

Dzień 4 (poniedziałek)

Na kilka ostatnich godzin w Grecji zaplanowaliśmy spacer do Wzgórze Likavitos. Z centrum zajęło to godzinkę, ale przy pięknej pogodzie była to czysta przyjemność. Można oczywiście wjechać samochodem lub kolejką, ale ta opcja w naszym przypadku nie wchodzi w grę.

Jak sama nazwa wskazuje jest to kolejne z greckich wzgórz i trzeba się troszkę powspinać by je zdobyć. Jednak warto, stąd roztacza się panorama na całe miasto z innej perspektywy. Tu znajduje się teatr, gdzie latem odbywają się koncerty oraz kościół Agios Georgios. W okolicy wzgórza ulice są tak strome, jak w San Francisco. Robi to niesamowite wrażenie.

Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
oceniany
najnowszy najstarszy
Inline Feedbacks
View all comments
Kasia
Kasia
4 lat temu

Rewelacyjnie opisane… Muszę mieć przy sobie rozpiskę kiedy będziemy jechać 😁