Jan Nieznaj jest najstarszym szewcem w Lublinie. Od 65 lat wstaje bladym świtem i podąża do swojego zakładu naprawiać buty. – Bardzo lubię to, co robię i przyzwyczaiłem się do takiego trybu życia. Poza tym nie lubię siedzieć w domu bezczynnie – mówi pan Jan.
Od kilku lat Jan Nieznaj prowadzi zakład szewski w małym lokalu w bloku na Koryznowej 2b na lubelskiej Kalinowszczyźnie. Przyznaje, że to ciężki kawałek chleba.
– Po prostu klientów jest coraz mniej. Ludzie wolą kupić sobie nowe buty, niż naprawiać stare – mówi pan Jan. – Marzy mi się powrót na Stare Miasto, gdzie przepracowałem niemal całe swoje życie. Tam miałem stałych klientów, był większy ruch, lokalizacja lepsza – dodaje.
Takich fachowców jak pan Jan zostało w Lublinie już niewielu. Jeszcze jako nastolatek zaczął się przyuczać do zawodu.
– Mnie dwóch najlepszych mistrzów w szkole zawodowej uczyło. Potrafię zrobić całe buty od podstaw. Wycinak podeszwy i cholewki, własnoręcznie je zszywam. Od wielu lat używam sprawdzonych narzędzi. I sam chodzę w obuwiu przez siebie wykonanym. Jest trwałe i lekkie. Kiedyś ludzie chętnie kupowali buty zrobione własnoręcznie. Teraz wolą pójść do sklepu i kupić – smuci się pan Jan.
Sam nawet zbudował maszynę, która do tej pory służy mu do naprawiania butów. – Z jednej strony to przyrząd do czyszczenia materiału, a z drugiej do obcinania spodów – pokazuje sprzęt.
Jan Nieznaj martwi się, że nie ma kogo przyuczyć do zawodu i dać mu fachu.
– Nie mam syna ani wnuka, któremu mógłbym przekazać swoje umiejętności. Poza tym młode osoby coraz mniej chętnie się uczą. Nie mają serca, zapału i cierpliwości. Lubią, jak wszystko szybko się zrobi. Nie ma też takiego zapotrzebowania na fachowców. Praca ludzkich rąk jest zastępowana przez maszyny. Ja do tej pory ręcznie naprawiam buty, sam wycinam fleki, nie wstawiam gotowych. Moje są trwalsze i nie stukają, o co często proszą klientki. Naprawiam także zamki i torebki – zaznacza.
Pan Jan od 1996 roku już jest na emeryturze. Nie wyobraża sobie jednak, aby miał siedzieć w domu przed telewizorem.
– Nudziłbym się. Poza tym pięć lat temu odeszła moja żona, którą bardzo kochałem. 54 lata byliśmy małżeństwem. Całe życie była moim wsparciem. Ja sobie nawet nie przypominam, abyśmy się kiedyś tak na poważnie pokłócili. Praca jest moją ucieczką od bolących myśli. Często czuję, że moja żona czuwa nade mną z nieba i dodaje mi sił. Nie ma świecie drugiej takiej osoby jak ona – wspomina pan Jan.
Szewc ma jeszcze dwa marzenia. Pierwsze związane jest z jego zawodem. – Chciałbym jeszcze wrócić do pracy na Starym Mieście. Szukam niewielkiego lokalu z wodą i toaletą. Bardzo też lubię jeździć rowerem. Marzy mi się pojechać nad zalew w ciepły dzień. Kiedyś dojeżdżałem codziennie do pracy rowerem. Teraz zdrowie nie pozwala – mówi. (jd)
Dużo zdrówka Panie Janie Życzę
Mieszkałam niedaleko Pana Jana zakładu szewskiego na starym mieście dobry szewc zdrowia i takiego zapału na dalsze lata panie Janie.