W ostatnim tygodniu w ciągu każdej doby ponad 100 tys. razy publikowano w mediach społecznościowych dezinformacje na temat wojny w Ukrainie. – Nadawcy dezinformacji chcą, żebyśmy odczuwali silny lęk, który będzie nas paraliżował – tłumaczy prof. Paweł Nowak, pracownik Katedry Komunikacji Medialnej UMCS, kierownik Zakładu Lingwistyki i Psychologii Instytutu Ekspertyz Kryminalistycznych „Analityks”.
– Źródło informacji to pierwszy składnik, który może i często prowadzi do dezinformacji. Żeby informować, a nie dezinformować odbiorcę, musi ono być kompetentne, rzetelne, uczciwe, nastawione na odbiorcę, a nie na siebie, wiarygodne i sprawdzone. Z tego powodu, jeśli korzystamy z jakiegoś medium od lat, czerpiemy wiedzę o świecie ze stron agencji informacyjnej, czytamy raporty szanowanych instytucji, możemy żywić przekonanie, że jesteśmy ludźmi poinformowanymi, a nie wprowadzanymi w błąd, okłamywanymi, otrzymującymi za mało lub zbyt wiele danych – wyjaśnia ekspert. – Niecodzienne sytuacje, a z taką mamy do czynienia obecnie w Ukrainie, powodują, że pojawia się masa nowych źródeł informacji albo znane już wcześniej z innych dziedzin i opinii na inny temat zajmują się teraz także wojną.
Jak zauważa prof. Nowak, chodzi głównie o internet, ponieważ do tego przekaźnika jako źródła informacji dostęp ma praktycznie każdy. A ten przekaźnik „wszystko przyjmie” – każdą bzdurę, kłamstwo, plotkę czy pogłoskę.
Według Instytutu Badań Internetu i Mediów Społecznościowych w ostatnim tygodniu w ciągu każdej doby ponad 100 tys. razy publikowano w mediach społecznościowych dezinformacje na temat wojny w Ukrainie. – Okazało się, że większość z tych informacji umieszczały w sieci trolle lub boty, które są odpowiedzialne także za całą masę postów antyszczepionkowych, rasistowskich, ksenofobicznych i antyunijnych. Zatem pierwszym sposobem ochrony przed dezinformacją jest sprawdzanie źródła informacji, przejrzenie jego wcześniejszych postów, wpisów, komentarzy czy twittów, przyjrzenie się jego znajomym czy obserwującym to konto i jeśli choć trochę niepokoi nas to, co tam znaleźliśmy, przyjęcie, że to fake newsy, niepublikowanie tych danych u siebie, a nawet ostrzeganie innych przed tym źródłem informacji – przekonuje ekspert z UMCS.
Dlatego lepiej nie ufać ważnym informacjom i nie przekazywać ich dalej, jeśli pojawiły się one przed chwilą albo są potwierdzone tylko przez jedno niezależne źródło. – Tak było teraz w czasie wojny w Ukrainie chociażby z informacjami o radioaktywności w Czarnobylu, a przed laty w taki sposób część ludzi uwierzyła w śmierć Jana Pawła II dzień wcześniej, niż do tego doszło – mówi prof. Nowak.
Jak przekonuje badacz, również sam przekaz bywa pułapką dla łatwowiernych i skanujących, a nie czytających tekst. Clickbaity nawet w czasie wojny są konstruowane w taki sposób, żeby przyciągnąć uwagę i zdystansować inne komunikaty oraz informacje, których współcześnie za pośrednictwem internetu i telefonii komórkowej nadaje się przecież w zasadzie nieskończenie wiele.
– W ostatnich dniach na wielu portalach pojawił się na przykład nagłówek Rosjanie w Kijowie, który sugeruje, że Rosjanie zajęli Kijów. Tymczasem są oni na przedmieściach tego miasta albo bombardują je z ziemi i powietrza – wylicza kolejne dezinformacje prof. Nowak. – Nadawcy dezinformacji chcą, żebyśmy odczuwali silny lęk, który będzie nas paraliżował, wysuwał na pierwsze miejsce potrzebę przetrwania, instynkt samozachowawczy, a w ostatnich latach także aspirację do bycia kimś wyjątkowym, sprzeciwiającym się ponadnarodowemu spiskowi, antysystemowcem i sceptykiem naukowym, społecznym, politycznym czy gospodarczym. Dla nadawców dezinformacji najlepiej byłoby gdybyśmy okazali się tzw. „pożytecznymi idiotami” lub byli „głupio mądrzy”.
Sam jako ekspert w Instytucie Ekspertyz Kryminalistycznych „Analityks” ma do czynienia z wieloma rasistowskimi, ksenofobicznymi, nacjonalistycznymi, faszystowskimi oraz znieważającymi i obelżywymi komunikatami, które są powtórzeniem wszechobecnych fake newsów lub interpretacyjnym zakomunikowaniem o nich za pośrednictwem mediów społecznościowych. – W zwalczaniu dezinformacji nie chodzi tylko o „wolność do”, najbardziej skuteczne byłyby działania, w których najistotniejsza byłaby „wolność od”, zagwarantowana przez aplikacje rozpoznające boty działające w sieci oraz surowe prawne regulacje, zabraniające rozpowszechnienia informacji niesprawdzonych nie tylko przez media, ale i przez nadawców indywidualnych w przestrzeni internetowej. Zapewne w takiej rzeczywistości wojen prawie by nie było, a te, które by wybuchły, kończyłyby się bardzo szybko – podsumowuje prof. Paweł Nowak.
Dr hab. Paweł Nowak, prof. uczelni – pracownik Katedry Komunikacji Medialnej UMCS, kierownik Zakładu Lingwistyki i Psychologii Instytutu Ekspertyz Kryminalistycznych „Analityks” oraz przewodniczący Rady Naukowej tego Instytutu.
Źródło: UMCS