Są osobami niepełnosprawnymi, często jeżdżą na wózkach inwalidzkich, ale ich marzenia nie mają granic. Mają swój jacht, którym pływają po Zalewie Zemborzyckim. „Integracja”, bo taką nosi nazwę, został odnowiony i powołany do wodnego życia głównie przez niepełnosprawną młodzież, ich rodziny, lubelskich żeglarzy i wolontariuszy.
Tomasz Patyra od lat jest cenionym kapitanem jachtów w Polsce. Placówkę znajdującą się przy ulicy Zbożowej prowadzi razem z inicjatorką całego przedsięwzięcia – Sylwią Goźdź. To on opowiada o żegludze i dzieli się swoim doświadczeniem prowadząc warsztaty. Choć z charakteru łatwo można zauważyć, że to dwie różne osobowości, mają wspólną pasję – żeglarstwo.
Reaktywacja
To właśnie dzięki Sylwi Goźdź, w 2014 roku zrodził się Środowiskowy Dom Samopomocy i Ośrodek Wsparcia dla Osób z Niepełnosprawnością „Benjamin” w Lublinie, w którym powołano Klubik Żeglarski. Nie potrzeba było zbyt wiele czasu, by sport ten stał się jedyną aktywnością jego podopiecznych.
– Bardzo szybko stwierdziliśmy, że warto byłoby stworzyć jakąś pracownię, aby wykluczenie społeczne i izolacja osób z niepełnosprawnością były w tym wymiarze niedostępne – o idei przedsięwzięcia zaczyna opowiadać nam Sylwia Goźdź, kierownik Ośrodka Wsparcia.
– Na początku brałem swoją książeczkę żeglarską i im opowiadałem po kolei o każdym rejsie. Często słyszałem od nich, że czują się tak jakby pływali! Były zafascynowane, ale to jednak nie było to samo co rzeczywiste pływanie – dodaje Tomasz Patyra, kapitan jachtu „Integracja”.
Zbiórka na jacht
Uczestnikami rejsów są osoby zmagające się nie tylko niepełnosprawnością fizyczną, ale także intelektualną i sprzężoną oraz autyzmem.
– Tym osobom nie łatwo było wejść na pokład. W związku z tym pomyśleliśmy, że warto byłoby dla nich stworzyć jakąś jednostkę do pływania. I wtedy, w porozumieniu ze Stowarzyszeniem Inicjatyw Społecznych „Integracja” zrobiliśmy zbiórkę i zbieraliśmy na zakup jachtu i przystosowania go do ich potrzeb – wspomina Sylwia Goźdź.
Jacht został zakupiony i wyremontowany również dzięki wsparciu finansowemu lubelskiego ratusza oraz prywatnych darczyńców. Zakup i remont łódki wyniósł w sumie około czterdziestu tysięcy złotych. Prace nad jego przebudową zaczęły się w 2018 roku. Nad remontem łódki pracowali głównie nieodpłatnie wolontariusze, a wśród nich znaleźli się między innymi lubelscy żeglarze, uczestnicy Środowiskowego Domu Samopomocy oraz Ośrodka Wsparcia „Benjamin” wraz z rodzinami i pracownikami tych placówek.
Podczas jego przebudowy pracowało ponad sto osób. Dzięki ich życzliwości i zaangażowaniu, jacht udało się wyremontować w ciągu kilku miesięcy.
– Warto również podkreślić, że jacht, a raczej szalupa lub to co ją przypominało, została zakupiona w kwietniu, a już w sierpniu już jako jacht, po raz pierwszy został zwodowany. Potem we wrześniu odbyła się jego oficjalna i uroczysta prezentacja – podsumowuje Sylwia Goźdź.
Przetarg
– Żeglowanie stało się z czasem koniecznością. Klubik istniał już kilka lat i można było im przez ten czas tylko opowiadać o rejsach. Musieli zacząć sami żeglować – wyjaśnia kapitan Tomasz Patyra. – Długo poszukiwaliśmy odpowiedniej szalupy bądź jachtu, na którego pokład dałoby się wjechać, ponieważ przebywanie na normalnym jachcie dla takich osób stanowiło kłopot.
Po kilku latach poszukiwań, Polski Związek Żeglarski ogłosił przetarg na zużyte już łodzie typu BZ w ośrodku w Trzebieży (centralny ośrodek Polskiego Związku Żeglarskiego). – Znaleźliśmy ten trzydziestoletni jacht, który w zasadzie był już wrakiem. Kupiliśmy go na tym przetargu za cenę jednej trzeciej materiałów, jakie byłyby potrzebne do zbudowania takiego kadłuba – z dumą podkreśla kapitan Patyra.
Konstrukcja łódki przetworzonej na jacht liczy sobie już sto lat. To właśnie wtedy powstała jej pierwsza wersja. Łódka, choć już wiekowa, jest bardzo sprawna. Początkowo pełniła rolę szalupy na okrętach wielorybniczych, a następnie stała się szalupą ratunkową na okręcie marynarki wojennej i niemieckiej. Obecnie, posiada dwa maszty i trzy żagle.
Wielka pasja
– Na pokładzie zrobiliśmy specjalne mocowania na wózki. Wjeżdżamy na jacht po pochylni. Jednocześnie mogą być na nim zamocowane cztery wózki, a cała załoga jachtu liczy dwanaście osób: cztery wózki, czterech opiekunów i trochę załogi – podkreśla Tomasz Patyra. – Jest to jeden z najpiękniejszych jachtów jaki pływa na Zalewie Zemborzyckim. Żeglarstwo w Lublinie ma swoje duże tradycje i sądzę, że nie wykorzystujemy jeszcze wszystkich jego możliwości.
Radości nie kryją też wolontariusz i współpracownicy. – Pływają na nim na wodzie i próbują swoich sił. Uczą się różnych, nowych doświadczeń. Poznają się nawzajem i tworzą coraz bardziej zintegrowaną grupę. Z ogromną radością wstępuję na pokład tego jachtu i z taką samą ogromną radością pomagam załodze w pływaniu. To dla nas wszystkich nie tylko ogromna frajda, ale też pasja – podkreśla jeden ze współpracowników Środowiskowego Domu Samopomocy.
Wszystkie ręce na pokład
Pozornie może wydawać się, że odnowienie jachtu w trzy miesiące nie mogło być trudnym zadaniem. Prace szybko dobiegły końca, ale wymagało to wielogodzinnego poświęcenia i trudu. Ci najwytrwalsi pracowali nawet po dwanaście godzin dziennie.
– Kiedy jacht do nas przyjechał, musieliśmy go do końca rozebrać. Wyczyścić każdy element. Pracowaliśmy od rana do późnego wieczora. Dzień w dzień. W weekendy również – relacjonuje wolontariusz zaangażowany od początku w prace remontowe. – Ten nasz jacht jest teraz zupełnie inny. Jest nie do poznania. Pomalowaliśmy go i to też zmieniło jego wygląd. Swój wkład mieli również panowie specjaliści, w tym nasz kapitan – przyznaje inna wolontariuszka.
W tym przedsięwzięciu każde ręce do pracy były ważne. – Pracowałam przy czyszczeniu. Najpierw musieliśmy po zimie przygotować maszt do postawienia, więc należało umyć jacht. Czyściliśmy go Ajaxem i szczoteczkami do zębów! – śmieje się wolontariuszka.
Jedną z członkiń załogi jest jeżdżąca na wózku Magdalena Stempniewicz. Ona także była zaangażowana w odnowienie jachtu. – Moim zadaniem było szorowanie burty z jednej i z drugiej strony. Pamiętam jakby to było wczoraj. Było mi trochę ciężko, ale dałam radę. Pomogła mi ta moja ulubiona dwójka! – opowiada nam żeglarka, wskazując z uśmiechem na kapitana Patyrę oraz Sylwię Goźdź.
Chrzest
Chrzest jachtu odbył się 12 września 2018 roku pod okiem jego matki chrzestnej, przyjaciół, środowiska żeglarskiego i lubelskich księży. Wtedy po raz pierwszy od kilku miesięcy ponownie poczuł wiatr w żaglach.
Cała procedura chrztu została przeprowadzona tak jak prawdziwego chrztu morskiego. Jacht przyozdobiono kwiatami i wieńcami, podniesiona została gala flagowa. Potem matka chrzestna jachtu wygłosiła tradycyjne słowa: płyń po morzach i oceanach. W przypadku „Integracji” słowa jednak zostały zmienione na „wody, morza i oceany”.
– Ochrzciliśmy go tak, jak chrzci się statki i jachty wypływające na morza czy oceany. Ta jednostka to wersja morska – wyjaśnia nam kapitan Patyra.
Obecnie jacht pływa tylko po lubelskim Zalewie Zemborzyckim. Przed nim jednak kolejne wyzwania. Cała załoga ma jedno marzenie – chce, by kiedyś wypłynąć nim na głębokie morze.