Od najmłodszych lat lubiłam przygodę, brudzenie się, a kwestie wygody miały dla mnie drugorzędne znaczenie. Gdy byłam starsza i posmakowałam all inclusive, to na chwilę zachłysnęłam się jedzeniem do oporu, fikuśnie składanymi przez panie sprzątające ręcznikami, czystą pościelą i… nudą.
Dwa tygodnie w jednym miejscu wykańczały. Po 10 dniach byłam już tak zmęczona odpoczywaniem, że marzyłam o powrocie do domu. Dni zlewały się w jedną bezbarwną całość, a i moja skóra zdążyła co najmniej dwa razy zejść, przez bezsensowne smażenie się godzinami przy basenie.
Kilka all-ów później wiedziałam, że to nie to. Poza tym zbieranie niemałych środków na dwa tygodniowe siedzenia w hotelu nie przemawiało do mnie. Chciałam podróżować więcej, częściej. Na przeszkodzie stały finanse, bowiem drzewka z listkami w kształcie euro jeszcze nie odkryłam. Tym oto sposobem moja podróżnicza natura odkryła swoją drogę, która podążam do dziś, czyli podróżowanie niskobudżetowe. Kilka głębszych analiz pokazało, że aby podróżować tanio, trzeba wyeliminować koszt noclegu, który był największym obciążeniem. Na niekorzyść spania stacjonarnego przemawiało uwiązanie do danego miejsca i pędzenie do hotelu, hostelu czy pensjonatu. Trzeba było przecież zdążyć na dobę hotelową i w ogóle dotrzeć do danej miejscowości na czas. Marzyłam, aby wyeliminować ten element podróżniczego stresu.
Nie pozostało nic innego, jak zdecydować się na noszenie swojego hotelu na plecach. W końcu już ślimaki udowodniły, że można przemieszczać się z domem na plecach. Już w wkrótce mieliśmy podzielić los obślizgłych kumpli i sprawdzić nowo rodzące się umiejętności w dalekiej Szkocji.
Pierwszy raz!
Wielka Brytania była chrztem bojowym. Na początku marca, ja i M, spakowaliśmy plecaki, by na mokradłach i pastwiskach, nabierać doświadczenia w biwakowaniu. Isle of Skye było miejscem magicznym, scenerie zapierały dech. Szkocja, podobnie jak Norwegia, jest pod względem spania pod namiotem bardzo łaskawa. Państwo zachęca do kontaktu z naturą i spanie na dziko nie jest zakazane. Warto, przed wyjazdem do danego państwa poczytać, co wolno a czego nie, a nawet jeżeli nie wolno, to po prostu ryzykować z głową.
Jeśli chodzi o ekwipunek sami niestety nie wiedzieliśmy dokładnie, co się z czym je. Każde z nas kiedyś spało pod namiotem, ale podróżowanie z karimatami po obcym kraju w marcu, z perspektywą deszczu, wiatru i zadymek, mogło wystraszyć każdego.
Pierwszy raz na dziko był małą katastrofą, a to za sprawą zabrania jednej karimaty i letnich śpiworów. Była ta jedna z najgłupszych decyzji podjętych w życiu. Do dziś wspominamy szkockie noce, gdzie temperatury spadały poniżej zera. Gdy o godz. 20 robiło się ciemno, my grzecznie leżeliśmy w naszych cienkich śpiworach modląc się, aby było już rano. W środku nocy budził nas przeraźliwy chłód odcinający czucie w nogach. Biliśmy się wiec pięściami po skostniałych kościach z nadzieją, ze przywrócimy krążenie. Jedna karimata była szczytem niewygody i zmuszała każde z nas do spania raz na jednym, raz na drugim boku. Spanie na wznak odpadało, chyba że któreś miało ochotę na bliskie spotkania z przenikającym chłodem przemarzniętej ziemi. Oj ciągnęło po plecach ciągnęło. Zbawieniem okazały się podczas tego pierwszego razu folie MRC. W jakimś stopniu izolowały od mrozu, a szeleszczenie odwracało chociaż na chwilę uwagę od bólu.
Nocne godziny rekompensowały nam upalne szkockie dni, które były podczas naszego pobytu ewenementem. Po kilku dniach mieliśmy już swój rytuał, zawijanie stóp w spodnie, owijanie siebie w folie, rano zeskrobywanie lodu z namiotu i rozmrażanie go w środku butlą z gazem. Człowiek jest w stanie znieść naprawdę wiele. A gdy jest pośrodku niczego i jego jedyną rozrywką są setki owiec pasących się dookoła, to się po prostu przyzwyczaja i brnie w to dalej. Jeżeli myślicie, że biwakowa wtopa na północy kontynentu zniechęciła nas, to muszę Was zaskoczyć, teraz wiedzieliśmy gdzie popełniliśmy błąd, pozostało znaleźć rozwiązanie idealne i przetestować je w kolejnych fascynujących miejscach.
Gdzie szukać noclegu?
Z perspektywy czasu wiemy, że nocleg znajduje się sam. Intuicja będzie biła na alarm, że to jest właśnie to miejsce.
W biwakowaniu na dziko najważniejsza jest zasada: ROZBIJ NAMIOT TAM, GDZIE JEST ŁADNIE. Dźwigając swój dom na plecach macie ten komfort, że niczego nie musicie. Chcecie spać przy latarni morskiej? Droga wolna. A może na plaży przy lotnisku? Dlaczego nie. Marzy Wam się pobudka z widokiem na norweskie fiordy, znaleźliście niebiańską plaże, a może chcecie mieć blisko do sklepiku z bułkami? Mając namiot możecie spać w zasadzie wszędzie!
Jakimi zasadami się kierować przy wyborze miejsca?
Po wielu wyjazdach z namiotem, mamy już pewne doświadczenie w tej materii. Każdy wyjazd uczy nas czegoś nowego. Bazując jednak na dotychczasowych obserwacjach stworzyliśmy listę kilku zasad, które zawsze nam towarzyszą:
-
Jeżeli masz możliwość, unikaj spania pod namiotem w dużych miastach. Dla nas wiąże się to jedynie z komplikacjami. Tam gdzie ludzie, tam problemy. Pamiętam osiedle na Malcie, które ciągnęło się kilometrami. Dopiero po godzinie udało nam się wyjść poza zaludnione obrzeża. Los nad nami czuwał i swoje m1 rozlokowaliśmy na łące rozdzielającej dwa miasteczka. Trzeba było się dużo nagłówkować, aby znaleźć coś nierzucającego się w oczy. Duże miasta są głośne, mniej bezpieczne, brudne i po prostu pflee.
-
Unikaj miejsc, do których nie czujesz przekonania. Gdy przemierzaliśmy z plecakami Maderę wylądowaliśmy późnym wieczorem w niewielkiej mieścinie na południu wyspy. Miasteczko to miało plaże, jednak późnym wieczorem miejsce to wyglądało bardzo złowrogo. Taka najbardziej zakapiorska scena z najgorszego horroru umiejętnie zniechęcają nas do rozbicia się tam. Kręciliśmy się w kółko próbując przekonać siebie, że może w ostateczności spać w centrum na ławce. To był jeden jedyny raz, gdy wylądowaliśmy w hotelu. Nie ma tego złego – po wielodniowej tułaczce można było się wykąpać i zrobić pranie.
-
Staraj się znaleźć miejsce do spania póki jest jasno. Zdarzały się sytuacje, gdy rozbijaliśmy namiot w zupełnej ciemności, nie chcąc wzbudzić niczyich podejrzeń, bowiem nie wiedzieliśmy co się kryje dookoła. Z czasem obraliśmy strategie, że miejsce do spania wybieramy sobie póki jest jasno. Oceniamy bezpieczeństwo, atrakcyjność po przebudzeniu, ochronę przed wiatrem i nierzucanie się nikomu w oczy. Do godziny 19 czasu lokalnego zawsze dajemy sobie czas na wybieranie i przebieranie tego jednego idealnego miejsca.
-
Pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Z reguły miejsce, które wzbudzało szybsze bicie serca było najbardziej trafionym wyborem. Raz w życiu nie posłuchaliśmy wewnętrznego głosu. Miało to miejsce w Szkocji. Nadarzyła się okazja spania w Neist Poincie, z widokiem na latarnię morską w otoczeniu klifów. Pokusiło nas i złapaliśmy stopa, by rano być ciut dalej. O godz. 20, w pełnej ciemności rozbijaliśmy się z namiotem na mokradłach, zaledwie 1 metr od głównej drogi. Było mokro, zimno i brzydko. Nigdy nie czekałam z takim utęsknieniem na świt i ucieczkę z tego grzęzawiska.
-
Gdy piszą NO CAMPING to jest to tylko sugestia. Czasem w życiu trzeba zaryzykować. Za każdym razem, gdy widzimy napis no camping, musielibyśmy szukać hotelu. Oczywiście należy mieć jakieś granice przyzwoitości i nie rozbijać się pod samym znakiem zakazu. Wystarczy odejść dalej, poszukać bezpiecznie ukrytego miejsca i liczyć na to, że nikt się nie przyczepi. Poza sezonem to Wam nie grozi, bowiem mało komu przyjdzie do głowy, że jakiś wariat będzie chciał spać pod namiotem właśnie tam. Ludzie w większości przypadków przestrzegają prawa i zakazów:D No i nie chce im się kisić w namiocie.
-
Czego oczy nie widzą … Im bardziej dziko tym lepiej. Unikamy jak ognia miejsc, gdzie są ludzie. Wolimy pozostać niezauważonymi. Po co komu na głowie, policja, mandaty czy lokalne pijaczki, które będą na tyle ciekawe, ze wlezą nam do namiotu i niepotrzebnie wystraszą.
-
Sprzątaj po sobie. Biwakowanie wiąże się z konsumpcją, myciem (chociażby na sucho) i produkcją śmieci. To co przynieśliśmy, zawsze zabieramy i wyrzucamy przy najbliższej okazji. Miło śpi się w miejscu wolnym od śmieci i zadbanym.
-
Pole namiotowe nie jest takie złe. Jeżeli nie możemy znaleźć idealnego miejsca do spania na dziko to szukamy pola campingowego. Czasem można się przecież porządnie umyć i spać w miejscu strzeżonym i jeszcze bardziej bezpiecznym. Poranna toaleta po dłuższym odwyku od normalności sprawia, że czuję się jak milionerka.
Co składa się na podręczny hotel?
Regularnie podróżujemy jedynie z bagażem podręcznym. Wiąże się to ze sporymi limitami gabarytowymi i kilogramowymi. Tani przewoźnicy dają możliwość wniesienia na pokład 10 kilogramów przez jedną osobę. Zapewniam Was, że noszenie takiego ciężaru nie należy do przyjemności. Początkowo siły witalne będą na najwyższym poziomie, jednak z każdym kilometrem pokonanym pieszo, plecak będzie ważył coraz więcej. Dlatego tak istotne jest odchudzenie go do niezbędnego minimum.
Za dźwiganie domu odpowiedzialna jestem ja. Mój plecak przeważnie waży 6-7 kg i na jego wyposażenie składają się:
-
pompowana mata x 2
-
pompowana poduszka x 2
-
śpiwór x 2
-
namiot 2 – osobowy sztuk 1
Sprzęt kompletowaliśmy metodą prób i błędów. Są wyjazdy, że decydujemy się jedynie na kari maty, jednak dużo bardziej wygodne są komfortowe materace. Śpi się na nich jak na łóżku w domu i po powrocie nie odczuwamy żadnej różnicy w komforcie spania. Poduszka tez się przydaje, zajmuje tyci miejsca, a spanie jest dużo bardziej wygodne. Oczywiście zamiast niej może posłużyć bluza, czy spodnie. Jednak chodzenie w pomiętych rzeczach przez resztę wyjazdu można sobie oszczędzić mając dmuchaną poduszkę. Śpiwory w zależności od pory roku. Te letnie zajmują sporo mniej miejsca i są ciut lżejsze. Co się tyczy namiotu, to mamy jedno z tańszych rozwiązań dostępnych na rynku i sama dziwię się, że tak niską cenę (99 zł) zyskaliśmy świetną jakość i jak do tej pory, niezawodność.
Czy spanie pod namiotem jest bezpieczne?
Testowaliśmy bycie dzikusami wiele razy, jednak jak do tej pory nie przydarzyła się nam ani razu sytuacja, która mogłaby zagrozić naszemu bezpieczeństwu. Oczywiście nie zawsze trafiały się nam miejsca, które zapierały dech. Niejednokrotnie wybieraliśmy mniejsze zło, bo wybór był marny. Nikt nam jednak głowy nie uciął, a jedyne co powodowało szybszy oddech i nerwowość, to wybujała wyobraźnia. Ona to cienie na namiocie zamieniała w potwory, szeleszcząca folię w stada szczurów, a ptaka na skale w pterodaktyla.
Pomimo odwagi unikamy miejsc, które mogą wiązać się z kłopotami. Nie wdajemy się w niepotrzebne dyskusje i z reguły śpimy tam, gdzie nie ma żywej duszy.
Dlaczego spanie na dziko jest tak ekscytujące?
Gdybym miała wymienić jeden atut takiego spania, to byłaby to niczym nieskrępowana wolność! Jesteście panami własnego losu, Świat stoi przed Wami otworem. Nic Was nie goni, nikt niczego nie każe. Macie tylko ten plecak na plecach i widzicie jak mało potrzebujecie do szczęścia. Ten minimalizm pozwala odpocząć bardziej, niż w najdroższym SPA. Odpoczywa głowa, a zmęczone wędrówką ciało śpi jak zabite. Boska sceneria po przebudzeniu jest nagrodą za trud i wiecie, że nie wszędzie da się postawić hotele. Dla Was nie jest to żadną przeszkodą, bo nie ma zakazów, przymusu, a zaoszczędzone na spaniu pieniądze możecie wydać na kolejna wyprawę i wszystko zaczyna się od nowa:)