Jan Kondrak to jeden z członków Lubelskiej Federacji Bardów. Jest nie tylko wokalistą, ale również autorem tekstów i kompozytorem. W 2004 roku został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi. O piosence literackiej, Stachurze, Lublinie i kulturze rozmawialiśmy z artystą podczas koncertu zespołu w Filharmonii Lubelskiej.
Czym jest dla pana piosenka poetycka?
– Piosenka poetycka jest treścią mojego życia zawodowego. Ściśle mówiąc literacka, dlatego że my się tak bardzo poezją nie zajmujemy. Bardziej literaturą czyli czymś co ma pewną wartość literacką, ale nie przesadną. Nie uciekamy się z reguły ani ja się też nie uciekam do takich potwornych zawiłości, żeby ludzi odstręczać. Tylko staramy się iść na kontakt. Literatura śpiewana to tekst pisany z myślą wygłaszania go na żywo do ludzi. To już z góry zakłada pewne daleko idące uproszczenia. Z poezją mamy trochę wspólnego, bo śpiewaliśmy w życiu sporo cudzych wierszy, które były pisane jako wiersze, a myśmy to zaśpiewali. Ale tak naprawdę zajmujemy się piosenką literacką i jest to treść mojego życia. Okazało się, że po pierwsze nie umiem za bardzo żyć bez tego, a z drugiej strony zaczęło mi to dawać utrzymanie, więc połączyłem przyjemne z pożytecznym.
Czy dzisiaj poezję śpiewaną można zaliczyć do niszowego gatunku muzycznego?
– Nie. To jest gatunek jak najbardziej mainstreemowy. Wystarczy prześledzić repertuar filharmonii. Widać kto tu gra i kto sprzedaje dużo biletów. Myśmy może dzisiaj nie sprzedali jakiejś rekordowej ilości. Jednak mało kto osiąga czterysta biletów o tak o, po prostu, bez żadnej reklamy w sytuacji, gdy nikt nas nie chciał reklamować. Z reguły mamy komplety. Dwa razy w roku zebranie kompletu publiczności świadczy o tym, że jest to kapela jak najbardziej mainstreemowa, ponieważ została na Lubelszczyźnie wylansowana.
Czyli jest to popularny gatunek?
– To jest jeden z nurtów popkultury. Co najwyżej można się spierać, czy on jest na pierwszym miejscu czy innym. Znam festiwale poświęcone piosence literackiej, takie jak Bieszczadzkie Anioły, które w dniu, w którym myśmy grali, sprzedali dwadzieścia trzy tysiące biletów. Ja nie wiem, kto jeszcze może sprzedać dwadzieścia trzy tysiące biletów na festiwalu? Rockowcy nie sprzedają już tyle. Chyba, że jest to u Owsiaka, prawda? Ale to jest duża impreza pompowana przez wszystkie media przez dwadzieścia pięć lat.
Jak zaczęła się pana przygoda ze Stachurą?
– Przez przypadek dostałem takiego olśnienia, czy też można powiedzieć takiego kopniaka. To można porównać tylko z siłą kopnięcia konia. Przeczytałem po prostu teksty, które podrzuciła mi na kartce, na kawałku papieru toaletowego podczas wykładu jedna z koleżanek. To był fragment Missa Pagana i stwierdziłem, że jest to coś co do mnie przemawia niezwykle. Cała Missa Pagana jest w obronie planety, życia będącego w zgodzie z naturą. Będącego emanacją takiej myśli, która mówi: nie szkodzić planecie. Nie szkodź człowieku planecie. Ona tego nie wytrzyma, jak będziesz ją zanadto eksploatował. To jest to manifest polityczny. Polityczno-społeczno-gospodarczy. On z poezją ma niewiele wspólnego. I ten manifest właśnie tak bardzo mocno do mnie dotarł.
Za co pan go ceni?
– No przede wszystkim za postawę. Postawę bezkompromisową w życiu i twórczości. Za to, że zajął się językiem polskim od strony lingwistycznej. I on był lingwistą. Sam z siebie znał siedem języków! Więc polszczyźnie przyglądał się od strony leksyki i struktury gramatycznej. Jak nowicjusz, jak przybysz. W związku z tym dostrzegł wiele innych możliwości niż my dostrzegamy, niż my nie dostrzegamy. Stachura zrewolucjonizował, przeorał polszczyznę bardzo głęboko. Dalej niż Leśmian, bo Leśmian skupił się na słowach, na leksyce, na wymyślaniu nowych słów. Stachura oprócz wymyślania nowych słów, nowych terminologii jeszcze zajął się gramatyką i składnią.
Na jakim poziomie jest lubelska kultura?
– Mam wrażenie, że znam kulturę w Polsce. Kulturę zawodową i kulturę amatorską. Myślę, że lokujemy się zdecydowanie w czołówce, co do samego myślenia o kulturze, poziomu jej finansowania, tu mówię o kulturze zawodowej, jak i co do wytwarzania naszych wyrobów artystycznych. Bo kultura to jest bardzo szerokie pojęcie. A sztuka, artyzm, to jest jeszcze coś innego. My w każdej dziedzinie sztuki mamy duże albo bardzo duże sukcesy, a to znaczy, że Lublin ma zdolność inspirowania, że Lublin ma zdolność zatrzymywania w sobie na dłużej artystów o ogólnopolskiej randze i renomie. I bardzo często ludzi przekraczających swoimi dokonaniami poziom krajowy. Tak się po prostu złożyło. Nie jesteśmy jakimś wielkim miastem. Nie mamy budżetu porównywalnego z Krakowem czy Warszawą lub Wrocławiem. Ale biorąc po uwagę ilość nakładów i nasze możliwości, to myślę, że mamy sprawność. Sprawność wydawania pieniędzy. Mamy ją chyba największą w kraju, gdy idzie o efekt tychże nakładów.
Lublin inspiruje muzyków?
– Nie wiem, czy Lublin. Myślę, że Stare Miasto na pewno tak. No i ludzie! Przede wszystkim jest to małe miasto i można się spotkać. Jedni drugich inspirują. Mnie na przykład inspirują malarze, plastycy. Mnie muzycy już od dawna niczego nie mówią. A malarze tak. Ostatnio napisałem piosenkę pod tytułem „Czerwone i Czarne”. Dlaczego? Właśnie dlatego, że się inspiruję innymi dziedzinami sztuki. A tutaj łatwo jest spotkać tych ludzi, łatwo jest się nawet z nimi zaprzyjaźnić. To jest takie miasto w sam raz. Na wymiar.
Co by pan zmienił w Lublinie?
– Nie mam takiej śmiałości, żeby cokolwiek sugerować Lublinowi. Myślę, że on się zmienia cywilizacyjnie, w sensie industrialnym. Takim infrastrukturalnym w bardzo dobrą stronę. Myślę, że dobrze by było, gdyby ludzie zechcieli tutaj zostawać. Chcieli tworzyć tą lokalną społeczność, żeby struktura ta nie była coraz bardziej emerycka, a żeby to było harmonijne. Ale to są pobożne życzenia. Na to wpływu nie mamy dużego. Jesteśmy poddani procesom ogólnokrajowym. Dobrze by też było, gdyby się otworzyły granice na Wschodzie, gdyby tam nie było wojny i gdybyśmy mogli normalnie korzystać z dobrodziejstw bycia województwem graniczącym z innym, wielkim państwem. Wtedy szybko byśmy się mogli wzbogacić. Dokonać skoku cywilizacyjnego. Tymczasem jest nam bardzo ciężko. I może fajnie by było, gdyby to się zmieniło. Ale to też nie zależy od nas. Albo zależy w bardzo niewielkim stopniu.