COVID-19 to najbardziej designerska pandemia w historii – stwierdzają prof. Małgorzata Karwatowska i prof. Ewa Głażewska z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, które przeanalizowały 5 tysięcy masek i wyjaśniły zmiany kulturowe, jakie one przyniosły. Wynikiem ich pracy jest książka „Maska w czasach zarazy. Covidowe wizerunki masek – typologie i funkcje”, którą właśnie wydały.
Maska jest obecnie uważana za nowy trend, który się pojawił, głównie z powodu pandemii. Skąd pomysł na taką książkę?
Małgorzata Karwatowska: Pomysł zrodził się sam. Wystarczy popatrzeć w czasie tej rozmowy na nas trzy. Każda z nas ma na twarzy maseczkę. Nagle w Polsce zaistniała konieczność ich noszenia. Gdziekolwiek się nie udajemy, czy to sklep, czy przychodnia, uczelnia, szkoła wszędzie obowiązują maseczki. Okazało się jednak, że nie tylko takie chirurgiczne maseczki, które pełnią podstawową funkcję ochronną, ale też inne. Zdecydowałyśmy się więc popatrzeć na nie z dwóch perspektyw: językoznawczej i kulturoznawczej.
Ewa Głażewska: Nasze badania wynikają z obserwacji życia codziennego. Dziś mówimy o maskach, ale tak naprawdę maski mówią wiele o nas. Mówią o naszych preferencjach estetycznych, o poczuciu humoru, o poglądach politycznych, o naszym zainteresowaniu różnymi sferami sztuki i kultury. Do tego mamy całe serie masek, które odwołują się na przykład do motywów dzieł sztuki. Ostatnio przeglądałam nawet takie, które są poświęcone słynnemu obrazowi Mona Lisa Leonarda da Vinci i proszę sobie wyobrazić, że mamy kilka tysięcy masek z takim wizerunkiem, ale przetworzonym kulturowo! Nasze badania wzięły się też stąd, że maski zasłoniły kluczowy rejon komunikacyjny naszej twarzy, czyli usta. Główną funkcję komunikacyjną przejęły więc oczy. Ludzie próbują w kreatywny sposób dosztukować te części naszej twarzy, które są zasłonięte maską. Kreatywny, innowacyjny, czyli np. umieszczając na masce wizerunek własnych ust albo elementy humorystyczne, takie jak uśmiechnięte usta z wywieszonym językiem na brodzie. Mamy też serię masek, która zawiera emotikony. Są to emotikony albo na masce, które oddają nasze emocje, albo emotikony ubrane w maski, które też świadczą o nowych tendencjach związanych z modą i pandemią.
Czyli zasłaniając usta tak naprawdę mówimy obrazem?
MK: I tak, i nie. Mówimy bowiem obrazem, ale i słowem. Dlatego też jedną z kategorii masek nazwałyśmy maskami subdyrektywnymi. Komunikat subdyrektywny jest mniej kategoryczny niż dyrektywa, która realizowana jest przy użyciu form kategorycznych, np. rozkazu, posiadającego znaczną moc nacisku. Subdyrektywny sposób nakłaniania minimalizuje albo wręcz zupełnie rezygnuje z presji wywieranej na adresata komunikatu. Maseczki subdyrektywne to takie, które nas zachęcają do pewnych zachowań, np. poprzez napisy: „Follow Your Dream”, „Don’t worry, be happy”. Inna kategoria masek, to maseczki polityczne, na których znajdują się wizerunki polityków zarówno zagranicznych, jak i polskich, ich hasła wyborcze czy poglądy, np. hasło Trumpa: „Keep America Great” czy napisy: Konstytucja albo „Wybór nie zakaz”. Ciekawe są maski, które określiłyśmy mianem dystynktywnych (wyróżniających osobę je noszącą), np. ekskluzywne maseczki Versace, Calvin Klein, Ralph Lauren. I może jeszcze jedna kwestia, maska, która towarzyszy nam obecnie na co dzień, pełni – a przynajmniej powinna pełnić – funkcję ochronną, ma nas bowiem osłonić przed chorobą, a choroba to zjawisko, które towarzyszyło nam od zawsze. Niektórzy są przekonani, że obecna pandemia przydarzyła się tylko nam, ale to nie prawda. Patogeny i pandemie są elementem naszego biologicznego dziedzictwa, tzn. towarzyszą ludzkości od początku jej istnienia.
Są one opisane w drugiej części książki.
MK: Tak. Opisujemy dawne epidemie/zarazy takie, jak: dżuma, ospa prawdziwa, cholera, grypa hiszpanka, tyfus, ale też odnosimy się do pandemii naszych czasów: AIDS, ebola. Szczególnie zwracamy uwagę na COVID-19. Nie jesteśmy medykami, więc nie opisujemy wszystkich pandemii, które dotykały ludzkość, a było ich naprawdę bardzo dużo. Ludziom starożytnym towarzyszyło przekonanie, że choroby są karą za przewinienia, grzechy. Zdumiewające jest to, że takie myślenie odnajdujemy w wypowiedziach ludzi współczesnych. Zmieniają się czasy, ale ludzie pozostają tacy sami. W obliczu katastrof potrafią być naiwni i zabobonni. Ludzie współcześni zachowują się w obliczu pandemii podobnie jak ich przodkowie.
Myślenie o chorobie to myślenie o czymś złym.
MK: Człowiek oswaja chorobę słowem, tabuizuje ją. W naszej książce zwracamy uwagę, że słowo „choroba” jest często eufemizmem słowa „cholera”, zwłaszcza w przekleństwach, np.: Choroba! ‘o człowieku gniewnie, z niechęcią’, do (jasnej/ciężkiej) choroby, Niech to choroba!, coś ty chory. Przywołujemy liczne konstrukcje ze słowem „cholera” i zastanawiamy się, czy obecny wirus odciśnie swój ślad w języku. Czy kolejne pokolenia będą przeklinać, na przykład w ten sposób: bodajby / niech / żeby kogoś a. coś covid / korona / koronawirus (śmiech).
Jaka jest historia masek? Możemy o nich mówić mając zarówno na myśli maskę teatralną, maskę ochronną, ale też maskę karnawałową.
EG: Historia maski jest stara jak świat. Te pierwsze maski, o których możemy mówić i które są przedmiotem badań naukowców to maski rytualne, magiczne i te, które były wykorzystywane w obrzędach religijnych. Później mówimy o maskach teatralnych. Wśród masek, które są najbardziej popularne znajdują się maski weneckie, karnawałowe. Co ciekawe, motyw maski karnawałowej pojawia się również na maskach pandemicznych. Maski pełniły bardzo istotne funkcje w kulturach tradycyjnych. Badacze wyróżniają wiele różnych rodzajów masek, np.: antropomorficzne, zoomorficzne, w zależności od tego, co przedstawiały, ale też od tego, jaka była ich funkcja. Funkcją mogło być np. odpędzanie zła. I tak było w przypadku masek rytualnych. We współczesnych maskach pandemicznych odnajdujemy sporą dawkę humoru. Poprzez humor mają one oswajać nasz lęk. Jedna z masek, która wywołała nasze zdziwienie, przedstawiała Titanica. Wiadomo, jak ta historia się skończyła, i że nie było to zakończenie optymistyczne. Nawet jednak tego typu maseczki niezbicie dowodzą, jak olbrzymią kreatywnością i inwencją twórczą charakteryzuje się człowiek. Jeśli popatrzymy na jakiekolwiek przedstawienie znanego dzieła sztuki, to okaże się, że ten motyw został już przerobiony popkulturowo na wiele sposobów. Może być to np. wizerunek Mona Lisy, która została ubrana w czapeczkę świętego Mikołaja albo została przebrana za zajączka wielkanocnego. To są akurat proste zabiegi, ale odnalazłyśmy też takie, które pokazują, że ten motyw może być rozwinięty bardziej twórczo np. przez zestawienie Mona Lisy z jej autorem.
Poddały Panie analizie 5 tysięcy masek. Czym one zaskoczyły najbardziej?
MK: W maskach zaskoczyło nas bardzo dużo rzeczy! Po pierwsze, olbrzymie pieniądze, jakie potrafią wydać ludzie, żeby się wyróżnić. Znalazłyśmy np. maskę, która kosztowała 1,5 miliona dolarów i miała 3600 diamentów. Była też maska wykonana ze złota, są maski z jedwabiu. Myślę, że wiele osób zabiega o to, aby maska dodawała im prestiżu. Założę taką maseczkę, na jaką nikogo innego nie będzie stać. Maska może być też uzupełnieniem stroju. Użytkownikowi maski zależy na ładnym, niekiedy wręcz wyrafinowanym wyglądzie, stąd dba o dobór kolorystyki maski i noszonej w danym momencie odzieży – to funkcja estetyczna. Po drugie, zaskoczyło nas również to, że ludzie chcą zakładać maski z twarzami osobników złych, czarnych charakterów, np. Joker, Hannibal Lecter. Pozytywnie zadziwiło nas natomiast, że pojawiły się maseczki zwierząt: kotków, piesków, np. shitzu z wywieszonym językiem, które ma na twarzy człowiek. Przekaz, jaki ta maska do nas wysyła, jest wtedy jednoznaczny – kocham zwierzęta.
Maski niewątpliwie pełnią również funkcję ludyczną.
MK: Jeśli chodzi o funkcję ludyczną to jej podstawą staje się chęć zabawy, rozrywki. Można ją interpretować z trzech perspektyw: nadawcy-projektanta, który z pewnością bawi się tworząc maseczkę, odbiorcy-użytkownika, który musi być człowiekiem z poczuciem humoru i mieć dystans do samego siebie, skoro taką maseczkę zakłada. I po trzecie odbiorcy-obserwatora. Mamy obecnie trudny czas. Czas lęku, obaw o życie własne i naszych najbliższych. Nie chcemy, aby choroba dotknęła kogokolwiek z nas, a śmiech zbliża ludzi, humor powoduje, że oswajamy tę często smutną rzeczywistość. Poczucie humoru sprawia, że nawet traumatyczne przeżycia łatwiej wówczas zaakceptować. Dla mnie to jest bardzo budujące, że potrafimy w trudnych chwilach się śmiać. Oczywiste jest jednak, że osiągnięcie celu, jakim jest rozbawienie drugiej osoby, jest możliwe tylko wówczas, gdy występuje podobieństwo poglądów i światów interaktantów. Innymi słowy, ekscentryczna maseczka rozbawi kogoś, kto ma podobny świat wartości, podobnie myśli, podobne rzeczy go bawią. Inny obserwator może nie zaakceptować tego typu humoru, ani tego typu maseczki.
EG: Mamy maski, które określamy kategorią metamasek, czyli masek na masce, ale też spotykamy remiksy kulturowe, czyli takie przedstawienia, które odwołują się do innych zapożyczeń kulturowych. Takim przykładem może być maska Mona Lisy z twarzą Nicolasa Cage. W tym przypadku mamy odwołania do dzieł sztuki, ale również do motywów popkulturowych. Wydzieliłyśmy obszerną kategorię masek zawierających motywy, np.: religijne, literackie, muzyczne, etniczne, filmowe, sportowe, kosmiczne, nautyczne, zwierzęce. Z pewnością wiele osób zainteresowałyby maski osobliwe, nietypowe, np. stary gentelmen – uśmiech z cygarem czy wielkie usta. Nie sposób pominąć masek okolicznościowych, dotyczących np. świąt i wydarzeń związanych z maskaradą. I wreszcie maseczki najbardziej współczesne, które odnoszą się np. do nowinek technologicznych.
Czy skoro maski stały się takim kulturowym trendem, to oznacza, że zostaną z nami na dłużej?
MK: Jeżeli pandemia wreszcie się zakończy, czyli nabędziemy odporność stadną, to myślę, że nie będzie już potrzeby tak intensywnego zakrywania twarzy. Te dwa lata nauczyły nas jednak nakładania maseczek i wiele osób przekonały o tym, że maska nas chroni, dlatego jeśli będzie taka potrzeba, to bez większych oporów nałożymy maseczki. Sądzę też, że maski nie znikną całkowicie, ale uważam, że my się już do nich nieco przyzwyczailiśmy. Maska nie jest już takim artefaktem, jakim była na początku pandemii, kiedy nie chcieliśmy jej zaakceptować, nie potrafiliśmy w niej mówić i oddychać. Maseczki bardzo nam przeszkadzały, teraz nieco już je oswoiliśmy. Ludzie niekiedy z dumą wręcz pokazują, jaką śliczną maseczkę sobie kupili. Chciałybyśmy jednak, aby to mocno wybrzmiało, że pisząc o różnych funkcjach masek, nigdy nie zapominamy, że absolutnie ich podstawową funkcją jest, i tak powinno pozostać, funkcja ochronna. Z pewnością mamy dzisiaj do czynienia ze swoistą „plagą maskową”, taka jest obfitość wzorów i motywów widniejących na maseczkach.
EG: Te badania skłoniły nas do wniosku, że powinno powstać muzeum masek. Zapewne byłoby to muzeum wirtualne, w którym maski byłyby oderwane już od ich nosicieli i od kontekstu kulturowego. Maski umieszczone w takim muzeum, pokazywałyby przemiany kultury i odpowiadałyby na pytanie: pokaż, jaką maskę nosisz, a powiem ci, kim jesteś. Zdaniem niektórych badaczy, obecna pandemia jest najbardziej designerską pandemią w historii. Na taki sąd wpływ ma bez wątpienia wielość i różnorodność kreacji, które powstają. Chyba jednak maska nie stała się jeszcze elementem tak, powszechnym, jak chociażby zegarek. To nadal coś obcego, ale bardziej oswojonego.
MK: Podsumowując możemy dodać, że maska nie jest tylko zasłoną przed zamaskowaniem. Może ona stać się impulsem do refleksji nad innością w nas samych i poza nami.
Fot. Dominika Polonis