Są w naszej Europie smaczki, które po prostu trzeba zobaczyć. Teraz jestem mądra, bo jeden z takich cudów widziałam. I całe szczęście, bo mogę Wam teraz o tym napisać. Zabiorę Was dzisiaj do Czarnogóry.
W 2017 roku spędziłam tam zaledwie 4 dni. Jednak tempo zwiedzania i ilość wrażeń były tak intensywne, że pobyt wydawał się być o wiele dłuższy. Czarnogórę udało się zwiedzić autostopem i był to jeden z najcudowniejszych w życiu wyjazdów. Jak się okazało, Montenegro to nie tylko przyjaźni mieszkańcy, ale widoki, które zapierają dech i ciężko ich piękno uchwycić na fotografii. One rysują się w sercu. Kwiecień w Czarnogórze wolny jest od tłumów, jest ciut chłodniej, jednak dzięki temu plecaki nie były tak ciężkie, jak noszone w 30 stopniowym upale.
Zatoka Kotorska, inaczej Boka Kotorska, nie bez znaczenia nazywana jest Perłą Adriatyku. To po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy. Nasze szalone 24 godziny w tym rejonie rozpoczęły się na półwyspie Vrmac. Czekał nas intensywny dzień, a zwieńczeniem całodziennej wędrówki miał być Kotor – wisienka na torcie.
Zanim tam dotrzemy, musimy najpierw cofnąć się kilkadziesiąt kilometrów wstecz, do Tivat.
Jest on uśpioną mieścinką, z pięknym portem, uśpionym jak i mieszkańcy. Poranna kawa i tradycyjny burek z serem i szpinakiem w takiej scenerii smakuje wyśmienicie! Gdy otaczają cię do tego rzędy palm na głównej promenadzie, to znak, ze jesteś na urlopie. Spotkałam się ze stwierdzeniem, że Tivat jest najmniej atrakcyjny miejscem w całej zatoce, ale na mnie zrobił pozytywne wrażenie. I pomimo, że jest to miasto przemysłowe, to duch historii go nie opuścił. Miasto może się bowiem poszczycić postawną cerkwią św. Sawy. Znajduje się przy głównej drodze i nie sposób jej nie zauważyć.
Lepetane to kolejny punkt na naszej mapie zwiedzania, to mieścinka do której docierają promy z Kamenari. I właśnie do przeprawy promem będę Was namawiać, nie tylko dlatego, że tak można dotrzeć do serca zatoki, powody są co najmniej trzy. Kolejnym jest sama atrakcja płynięcia po wodach Czarnogóry! Powód numer trzy: widoki. Wybierając nowoczesną szosę i tunel ominie Was 99 proc. tego, co oferuje zatoka, czyli wszystkie te wioski, miasteczka i mieścinki, jakże egzotyczne, dla nas, ludów z północy z sceneriach jak z filmów przyrodniczych. Raj na ziemi.
Przemierzając autostopem Montenegro staliśmy się jak najwięcej iść. Przejechanie samochodem całej zatoki dookoła to ogromny błąd. Ten zakątek świata trzeba zwiedzać powoli, kilometr po kilometrze. Przystanki robiliśmy niemalże co chwilę, by w totalnej ciszy chłonąć widoki.
Ta trasa robiła się w zasadzie sama. Nad zatoką nie ma wielu miejscowości, dlatego realnym jest zobaczenie każdej po kolei.
Następnym przystankiem na naszej trasie był Lipci. Jest to miejsce bardzo niepozorne, ze swoją jaskinią i rysunkami na skale sprzed zaledwie 10 tysięcy lat temu, jest warte odwiedzenia bez dwóch zdań. Jednak to nie starożytne malowidła sprawiły, że piszę Wam właśnie o Lipci, ale krajobrazy. Podążając w kierunku Risan, warto przemierzyć ten odcinek, czy pieszo, czy rowerem. W każdym razie zatrzymać się chociaż na chwilę. Lipci to miejsce w którym koniecznie należy zrobić przerwę dla fotoreporterów!
Kochacie historię? Risan to mekka miłośników dawnych czasów, jest to przecież jedno z najstarszych miast nad Boką Kotorską. Pasjonaci starożytności będą w żywiole oglądając wykopaliska z II w n.e. Risan to nie tylko mozaiki, ale również kilka świątyń: Cerkiew św. Piotra i Pawła, cerkwie św. Mikołaja. Wszystko spacerowym tempem można spokojnie zobaczyć, bowiem mieścinka ta nie jest zbyt duża. Jej kamienna zabudowa, wąskie uliczki, klimatyczne sklepiki z pamiątkami i małe restauracyjki tworzy niepowtarzalny klimat zatoki. Jeżeli będziecie tutaj na ciut dłuższą chwilę, zobaczcie za mnie jaskinię. Niestety bardzo żałuje, że tam nie dotarłam. Aaaaaa i nie zapomnijcie poleżakować na kilku małych plażach, w kwietniu woda była troszkę za zimna, jak dla mnie!
Zapomniałabym na śmierć. Gdy tak sobie dreptaliśmy z Risan, w stronę Kotoru, który w dalszym ciągu był dość daleko, to wyrósł nam jak spod ziemi Monastyr Banja. Warto zatrzymać się na chwilkę, w tym żeńskim monastyrze. Z ciekawostek klasztor ufundowano w XII wieku, z przy klasztornego ogrodu rozpościera się fantastyczny widok na zatokę, a wieża niewielkiego kościółka prezentuje się na tle ten morskiej scenerii bardzo uroczo.
Gdy wróciłam do domu z Czarnogóry, próbowałam sobie przypomnieć, które miasteczko zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Przeglądnęłam zdjęcia i moim faworytem został Perast. Jest to miejsce niesamowicie urokliwe, poza sezonem turystów tutaj jak na lekarstwo. Jednak oczami wyobraźni widziałam, co musi się tutaj dziać podczas wakacji. Sam Perast przesiąknięty jest historią jak cała zatoka. Liczne kościoły, zabudowania powstały tutaj w XV, większość z nich przetrwała do dziś.
Niedaleko miasta znajduje się jeden z najbardziej charakterystycznych puntów zatoki: wysepki z kościołami. W sezonie można się na nie bez problemu dostać łodziami z nadbrzeża w Peraście. My nie mieliśmy aż tyle szczęścia. Wyspy są dwie, ta od św. Jerzego z benedyktyńskim klasztorem (Sveti Ðorde). Z ciekawostek znajduje sie tutaj cmentarz dla bardziej majętnch mieszkańców miasta, między innymi dlatego wyspa zyskała miano Wyspy Umarłych. Druga wysepka ze swoim Gospa od Škrpjela, czyli z kościołem Matki Boskiej Skalnej.
Dobrota to w zasadzie wrota Kotoru, już prawie czuć na plecach oddech naszej destynacji. Moją uwagę przekuły liczne, jak mrówki, restauracyjki przy wybrzeżu. Mnogość zacumowanych łódeczek robi tło i piękną scenerie. Można tak iść iść i iść i wciąż jeść wszystkie kulinarne cuda, oferowane przez czarnogórskie piekarenki.
Podróż dookoła zatoki zajęła nam cały dzień, po godzinie 15 dotarliśmy do Kotoru. Na pierwszy rzut oka miasteczko niczym się nie wyróżniało. Do momentu, gdy zobaczyliśmy “coś” wysoko na skale. Pragnę zaznaczyć, że przed wyjazdem do Czarnogóry nie czytaliśmy żadnych przewodników, tak więc wszystko co napotkaliśmy na drodze, było jedną wielką niespodzianką. Tak było i w tym przypadku. Kotor nie bez powodu został trafił na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Ze swoją starówką, murami obronnymi i Twierdzą św. Jana, jest jednym z piękniejszych miejsc na ziemi. Pomimo, że spacer na samą górę był męczący, zważywszy na fakt dźwigania plecaków i całego dnia na nogach, to jednak widoki rekompensowały standardowo wszystkie niedogodności.
Jeden dzień to stanowczo za mało, ale z drugiej strony patrząc lepsze to niż nic. Zatoka Kotorska to zaledwie godzina drogi od Dubrovnika. Jeżeli nie planujecie na wakacje Czarnogóry, a będzie u jej sąsiada Chorwacji, to śmiało możecie sobie zrobić mały fakultet i poeksplorować Zatokę Kotorską. Nie pożałujecie na 100 procent!