Anna Augustyniak to lubelski samorządowiec, działaczka społeczna i była sekretarz województwa lubelskiego. Na początku października zachorowała na koronawirusa, który zamknął ją w domu na ponad 20 dni. W wywiadzie opowiedziała nam o przebiegu swojej choroby i o tym jak ważny jest reżim sanitarny.
Jest już pani ozdrowieńcem. Czuje pani ulgę, że choroba już minęła?
– Oczywiście, że w takiej sytuacji człowiek odczuwa jakiś element ulgi. Ale przestrzegam wszystkich ozdrowieńców, a mówię to na swoim przykładzie. Ten wirus niestety zostawia powikłania. Warto się obserwować i nie bagatelizować niczego nawet po przejściu samej choroby. Wracając do ulgi to nie do końca mam jej poczucie. Wiem, co ten wirus robi z człowiekiem, niestety przekonałam się na sobie, dlatego bardzo martwię się o swoich bliskich.
Na co powinniśmy zwrócić uwagę, gdy podejrzewamy u siebie zakażenie?
– Szczerze? Na wszystko. To może się zacząć prozaicznym katarem, zwykłym bólem głowy. Nie bagatelizowałabym niczego. Często podkreślają to lekarze i eksperci. Trudno, szczególnie w tym okresie odróżnić zwykłe przeziębienie, grypę od koronawirusa. Dlatego warto zrobić test.
W mediach społecznościowych napisała pani, że zaraziła się pani od osoby bez maseczki.
– Tak, to prawda. Ale była to sytuacja, w której absolutnie nie zostały złamane żadne zasady sanitarne. To pokazuje jak łatwo przy bezpośrednim kontakcie zakazić się tym wirusem.
Jak zaczęła się pani choroba?
– 8 października dowiedziałam się, że osoba, z którą miałam kontakt ma pozytywny wynik testu na covid. Od razu poddałam się dobrowolnej domowej kwarantannie. W domu w izolacji pozostał ze mną jeden z moich synów. Następnego dnia w późnych godzinach wieczornych otrzymałam telefon z sanepidu z informacją, że od tego momentu objęta zostałam kwarantanną. Zainstalowałam wówczas aplikacje „kwarantanna domowa”. Początkowo nic się ze mną nie działo. Czułam się dobrze. Czwartego dnia od kontaktu z osobą zakażoną zaczęłam odczuwać bardzo silny ból głowy i ból zatok, ale bez objawów kataru. Następnego dnia, czując nadal bardzo silny ból głowy, zatok, mięśni i mając temperaturę 37,8 stopni, skontaktowałam się ze swoim lekarzem rodzinnym.
Później było już tylko gorzej?
– Po konsultacji z lekarzem, poradzie telefonicznej, otrzymałam zalecenia medyczne i leki. Kolejnego dnia objawy nasiliły się, zaczęło boleć mnie całe ciało, tak jakbym była poobijana. Nie mogłam się ruszyć z łóżka. Zaczęły mnie boleć kości, stawy, mięśnie, klatka piersiowa, zaczęłam kaszleć, a temperatura wzrosła powyżej 38 stopni. Leki przeciwgorączkowe nie działały, tabletki przeciwbólowe, nawet te z grupy silnych leków nie skutkowały, ból kości stawał się nie do zniesienia. Tego dnia po południu straciłam węch, a temperatura podniosła się do ponad 39 stopni. Kolejnego dnia straciłam smak, a wymienione wcześniej objawy bólowe i temperatura nasiliły się. Taki stan towarzyszył mi przez 3 kolejne dni. Lekarz rodzinny zdecydował, że skieruje mnie na wymaz w kierunku stwierdzenia u mnie COVID-19. Wymaz został pobrany. Kolejnego dnia nasilił się ból w klatce piersiowej. Zaczęłam bardzo intensywnie kaszleć i zaczęło brakować mi powietrza przy oddychaniu, czułam jak by mnie ktoś dusił. Tego dnia późnym wieczorem lekarz poinformował mnie, iż wynik mojego wymazu jest pozytywny. Pulsoksymetr wskazywał ze saturacja spadła mi do 93%, w takiej sytuacji konieczne było podanie mi tlenu. Na szczęście posiadałam wypożyczony wcześniej koncentrator tlenu.
Czym jest koncentrator tlenu?
– Koncentrator tlenu to urządzenie medyczne, niezbędne w leczeniu chorób płuc. Spadek saturacji do 93%, był sygnałem na to, że za chwilę mogę mieć niewydolność oddechową. Podłączona zostałam do tlenu. Byłam naprawdę przerażona. Podanie tlenu bardzo mi pomogło. Tak minęły kolejne dwa dni choroby. Jednak ból w klatce piersiowej nasilał się i kaszel także. Po konsultacji ze swoim lekarzem rodzinnym, lekarz zdecydował, że konieczne jest wezwanie do mnie karetki covidowej i odwiezienie mnie do szpitala. W taki sposób znalazłam się w Państwowym Szpitalu Klinicznym Nr 1 na ulicy Staszica w Lublinie. W szpitalu podano mi kroplówki i niezbędne leki. Gdy mój stan zdrowia poprawił się i temperatura spadła, zostałam wypisana do izolatorium domowego.
Poczuła się pani lepiej?
– Po powrocie ze szpitala odczuwałam ogromne osłabienie, nie miałam w ogóle siły poruszać się. Temperatura spadła w okolice 35 stopni. Nie mogłam się ruszać. Ból głowy, kaszel, ból w klatce piersiowej nadal nie ustępowały. Odczuwałam ogromne niewyobrażalne do tej pory osłabienie organizmu. Od środy 28 października, jestem już zwolniona z izolatorium domowego i kwarantanny. Nadal jestem bardzo osłabiona, odczuwam ból w klatce, nadal kaszlę i mam problemy z oddychaniem, ale oczywiście nie takie jak przed tygodniem. Nie mam nadal siły wykonywać prostych domowych czynności, ale powoli wracam do zdrowia. COVID-19 zrobił spustoszenie w moim organizmie.
Przebywała pani kilka dni w szpitalu. Jak radzi sobie personel medyczny w obecnej sytuacji?
– Trzeba podziękować wszystkim z systemu ochrony zdrowia za wsparcie i opiekę. Trzeba podkreślić, że nie docenia się ich wysiłków, a są przecież najbardziej narażeni. Widziałam troskę o pacjenta, empatię i przede wszystkim ogromne zmęczenie. Lekarze i pielęgniarki oraz ratownicy medyczni są na pierwszej linii. Ale nie można zapominać o każdym kto dziś pracuje w systemie ochrony zdrowia. Bo personel medyczny może skupić się mimo tych trudnych warunków na pacjentach, ponieważ inni pracownicy szpitala starają się zapewnić im taki komfort pracy, jaki w tej sytuacji jest możliwy do osiągnięcia. Boli mnie, gdy słyszę opinie z ust polityków, że cześć lekarzy nie jest dość zaangażowana w walkę z epidemią. Nie życzę im, aby musieli się przekonać na własnej skórze, że jest inaczej niż mówią. To ogromnie niesprawiedliwe, gdy ktoś nie docenia wysiłku wszystkich pracowników, podkreślam wszystkich pracowników ochrony zdrowia w walce z pandemią.
Kwarantanna oznacza wiele zakazów, co dla tak aktywnej osoby, jak pani było na pewno trudne. Jak pani sobie z tym poradziła?
– Kwarantanna to naprawdę nic strasznego. Nawet dla tak aktywnej osoby jak ja. Tutaj zwycięża odpowiedzialność za drugiego człowieka i trzeba to przedłożyć ponad swój własny komfort. Musimy się odizolować. To sprawa zero-jedynkowa. Nie podlegająca dyskusji. W moim przypadku, dopóki nie nastąpił gwałtowny przebieg choroby, miałam czas, żeby porobić porządki w domu, na które nigdy nie ma czasu oraz na przeczytanie zaległych wcześniej odłożonych książek. Zdążyłam nawet zrobić kilka szalików do naszej akcji „Zrób szalik czapkę dla potrzebującego”. Później było to już niemożliwe ze względu na stan zdrowia. Na szczęście, znajomi i przyjaciele dzwonili i chociaż w ten sposób miałam kontakt ze światem. Chociaż były takie momenty, że nie miałam siły nawet rozmawiać ani nawet odpisać na sms. Chciałabym wszystkim podziękować za wsparcie i zainteresowanie. Apeluję, żeby nie zostawiać nikogo samego w takiej sytuacji. Czy jest to członek rodziny, znajomy, sąsiad, kolega z pracy, warto wykonać ten telefon, czy nawet napisać wiadomość do takiej osoby. To naprawdę ważne
Wiele razy pisała pani, że „kto nie nosi ten roznosi”. Warto nosić maseczki?
– Jak zachęcić do noszenia maseczki? Bardzo proszę. Jeśli chcesz się przekonać co oznacza ból najmniejszej kości, o której dotychczas nie miałeś pojęcia, mięśnia o którego istnieniu nie wiedziałeś, jeśli chcesz zmierzyć się z wielodniową wysoką gorączką, na którą nie działają żadne leki. Jeśli chcesz wiedzieć, jak to jest, gdy nie masz wystarczająco dużo siły, żeby podnieść kubek herbaty, gdy brakuje ci powierza i czujesz że się dusisz, czujesz strach przed zaśnięciem, bo nie wiesz czy rano się obudzisz… Mogłabym jeszcze wymieniać. Ale tu nie chodzi tylko o nas, ale o odpowiedzialność za tych, z którymi mieszkamy, pracujemy, czy zwyczajnie ich spotykamy. Jeśli chcemy im tego oszczędzić, to warto stosować zasady. Tym bardziej, że mamy niestety zbyt wiele przykładów na to, że ten wirus także prowadzi do śmierci.
Co mogłaby pani powiedzieć innym pacjentom? Wiele osób wpada w panikę, jeśli się okazuje, że mają koronawirusa, albo gdy zaczynają się u nich pierwsze objawy.
– Tutaj nie ma dobrej rady. Mogłabym powiedzieć jakieś banały w stylu, żeby być dobrej myśli, żeby zachować spokój. Trzeba po prostu położyć się do łóżka, skontaktować się z lekarzem i postępować według jego wskazówek. Mój lekarz pierwszego kontaktu bardzo mi pomógł i jestem mu za to bardzo wdzięczna.
RCKiK apeluje teraz do ozdrowieńców, by oddawali osocze. Myślała pani, aby to zrobić?
– Oczywiście. W pierwszym momencie, kiedy już będę mogła, oddam osocze i zrobię to nie tylko jeden raz.