Charakteryzuje ich niecodzienne poczucie humoru i ironiczne podejście do świata. Na polskiej scenie metalowej istnieją od 2012 roku. W skład grupy wchodzą: Krzysiek Sokołowski, Arkadiusz Majstrak, Robert Kazanowski, Artur Pochwała i Artur Żurek. Taki właśnie jest zespół Nocny Kochanek, z którym rozmawialiśmy podczas jednego z koncertów w Lublinie.
Czy Wasz ulubiony dzień tygodnia to piątunio, tak samo jak w piosence?
Krzysztof Sokołowski: Nie jesteśmy wybredni i uważamy, że każdy dzień jest dobrym dniem do imprezowania. Pamiętam taki okres w moim życiu, który wspominam średnio, gdy mieszkałem z naszym basistą. I niestety, każdy dzień tygodnia był dobry, żeby usiąść i napić się herbaty. Tak właściwie zostało do dzisiaj. Pomimo tego, że już nie mieszkamy razem i prowadzimy indywidualne egzystencje. To myślę, że tak. (śmiech) Przepraszam, bo ludzie znowu pomyślą, że jesteśmy idiotami…
Arkadiusz Majstrak: I tak już trochę tak myślą…
Skąd w Was takie poczucie humoru? Ludzie grający taką muzykę jak Wy, kojarzą się raczej z groźniejszym wizerunkiem i charakterem.
K.S.: Tak naprawdę to metal nam gra w sercach i w duszach od wielu lat i może wyglądamy trochę na przedstawicieli handlowych, bo kiedyś przeczytałem taką opinię, ale my jesteśmy zdania, że nie włosy i nie glany zdobią metalowca. To znaczy na pewno wpływają na walory artystyczne i wizualne…
A.M.: Nie strój zdobi metala…
K.S.: Tak! Natomiast skąd poczucie humoru? Prawda jest taka, że wielu metalowców ma poczucie humoru, podejrzewam, że nawet bardziej wybujałe od naszego. Natomiast ta stylistyka subkultury metalowej i heavymetalowej jest od wieków kojarzona z taką powagą, z ludźmi takimi trochę ponurymi, dlatego, że tematyka tekstów jest zazwyczaj taka bardziej wzniosła. Jest sporo motywów nawiązujących do tematyki życia, śmierci. Dlatego metalowcy są kojarzeni z takimi osobami poważnymi, a w gruncie rzeczy jest odwrotnie. To, że na scenie wychodzi na przykład taki James Hetfield i robi te swoje groźne miny to nie oznacza, że on taki jest na co dzień. Na co dzień są po prostu wyluzowanymi, innymi gośćmi. Nie robią tych swoich groźnych min. Nie wyobrażam sobie, że James Hetfield podchodzi do pani w spożywczaku i mówi: grrrrr szynka! Dzięki! (śmiech)
A.M.: W tym co robimy jesteśmy naturalni.
K.S.: Warto tutaj napomknąć o tym, że w tekstach Nocnego Kochanka oprócz tematyki alkoholowej pojawiają się też takie motywy, które towarzyszą nie tylko heavymetalowcom, czy to studentom, czy w ogóle jakimkolwiek innym grupom, a o których nikt nigdy nie śpiewał, a przynajmniej nie śpiewał otwarcie. Są to chociażby relacje damsko-męskie i ich problemy w ich relacjach. Jest to życie takie można powiedzieć, że „po godzinach”.
Bardzo szybko staliście się fenomenem polskiej sceny muzycznej. Czy czujecie się tym fenomenem?
K.S.: Fenomen to jest chyba rzeczywiście dobre słowo, bo fenomen niekoniecznie kojarzy się z czymś dobrym. (śmiech) Fenomen to jakieś zjawisko. Może nie skromnie to zabrzmi, ale rzeczywiście Nocny Kochanek jest na pewno jakimś zjawiskiem. Czy to pozytywnym czy negatywnym, to już jest tak naprawdę druga sprawa. Ale sami zauważyliśmy, że w dosyć krótkim czasie coraz więcej ludzi zaczęło przychodzić na nasze koncerty. To też nie jest tak, że staliśmy się zespołem heavymetalowym czy Nocnym Kochankiem z dnia na dzień, bo tak naprawdę gramy od lat 15, a Nocny Kochanek zrodził się w 2012 roku. Co my możemy powiedzieć. Jest nam miło!
Nocny Kochanek powstał, bo poczuliście, że w społeczeństwie jest zapotrzebowanie na humor?
K.S.: Nocny Kochanek właściwie powstał całkiem przez przypadek. Grając jako Night Mistress przez ponad chyba 12 lat wtedy, nasz basista Artur nawiązał kontakt z Bartkiem Walaszkiem i Bartek wykorzystał kilka naszych kawałków. W swoich kreskówkach. Oczywiście za naszą zgodą. Dla nas to było takie bardzo fajne wyróżnienie, bo zawsze szanowaliśmy twórczość Bartka Walaszka.I tak naprawdę Bartek poprosił nas żebyśmy nagrali materiał. Tak właściwie to całą muzykę zrobił z Piotrkiem Połaciem, my właściwie tylko dorobiliśmy do tego akompaniament. Stwierdziliśmy wtedy, że fajnie byłoby, brzydko mówiąc, pociągnąć to dalej. Nagraliśmy kolejny kawałek, ale wtedy rzeczywiście Nocnego Kochanka nie było jeszcze w planach. Później nagraliśmy jeszcze kolejny numer i zauważyliśmy, że w takiej stylistyce jajcarskiej się dobrze odnajdujemy. W każdym razie zobaczyliśmy, że w tym odnajdujemy się znacznie lepiej niż w tych poważnych kawałkach. No i wtedy dopiero w naszych głowach zaczęły powstawać takie myśli, że może fajnie byłoby żeby nagrać całą płytę pod szyldem Nocny Kochanek. I tak o to zostaliśmy spłodzeni.
Jaką najdziwniejszą propozycję koncertową dostaliście?
K.S.: Dobrze, że dodałaś to słowo koncertową! (śmiech)
A.M.: Taką, którą przyjęliśmy, czy nie?
Najdziwniejszą.
K.S.: Mi się kojarzą dwie. Jedna to taka, którą przyjęliśmy – to był koncert w pociągu. Graliśmy na trasie Legnica-Wrocław. Przy okazji koncertu Nocnego Kochanka w Legnicy. Zabraliśmy do pociągu spore grono fanów. Zagraliśmy w nim kilka numerów akustycznie i fanów zabraliśmy na koncert do Legnicy. A kolejna – z pół roku temu nasz manager powiedział, że przyszła propozycja zagrania koncertu dla ludzi uzależnionych od alkoholu. Mieliśmy zagrać w ośrodku. I nasz manager zapytał, czy ten organizator na pewno zdaje sobie sprawę o czym my, od czasu do czasu, śpiewamy. Jaką tematykę poruszamy w naszych tekstach. I chyba organizator prześledził dokładniej naszą twórczość i odpuścił! (śmiech)
Fot. Piotr Kornaś