Modelka, blogerka, fanka zespołu Lady Pank i działaczka społeczna – tak można opisać lubliniankę Ewę Sobkowicz, która na co dzień pracuje w Teatrze Muzycznym. W latach 80. ubiegłego wieku prowadziła jeden z najbardziej popularnych fanklubów. Opowiedziała nam o tamtych czasach, inspiracjach muzycznych oraz o fankach i ulubionym zespole.

Jako nastolatka prowadziła pani fanklub zespołu Lady Pank. Jak to się stało?

– Przypadkiem (śmiech). Moja koleżanka z liceum założyła fanklub zespołu Universe. Zaprosiła mnie kilka razy na spotkanie, najpierw z Heniem Czichem, potem z całym zespołem. Poznałam Mirka Bregułę i Darka Borasa… Przykre, bo obaj już nie żyją. Gośka pewnego razu rzuciła – załóż fanklub Lady Pank! Widziała jak podczas lekcji szkicuje na kartkach Janka Borysewicza i wzdycham do niego (śmiech). To była moja wielka miłość, zaraz po Drupim, który był moim idolem w podstawówce. Byłam niepełnoletnia, więc namówiłam starszego brata Romana i jego kolegę Witka na prezesowanie w fanklubie Lady Pank. Sama mianowana zostałam sekretarzem. Działaliśmy w Dzielnicowym Domu Kultury „Bronowice” w Lublinie. To były fantastyczne czasy. Do tej pory wszyscy mile je wspominamy. DDK Bronowice jest w posiadaniu księgi wieczystej, którą prowadziliśmy jako fanklub, ze zdjęciami, wpisami Lady Pank-ów, opisami koncertów, na których byliśmy. Każdy w fanklubie miał swój pseudonim. Mój brat Roman był „Skautem”, Witek – „Szakalem”, a ja sama mianowałam się „Ohydą”. Pseudonimy musiały nawiązywać do przebojów zespołu.

Ile lat prowadziła pani fanklub?

– Dokładnie nie pamiętam, ale myślę, że około 2 lata, może trochę dłużej. Jak dopięłam swego i poznałam Janka Borysewicza oraz pozostałych członków zespołu Lady Pank, to już nie chciałam tego ciągnąć. Przekazałam stery koleżance.

Wtedy był wielki boom na zespół Lady Pank?

– To były czasy, że fanki naprawdę szalały, rzucały się na muzyków, płakały, wyrywały im włosy z głowy! Biedny Kapiszon – Paweł Mścisławski – basista Lady Pank… Ten to miał przerąbane, bo tych włosów stracił chyba najwięcej! Fanki napadały go hurtowo! (śmiech) Te czasy już się nie powtórzą. Wspominam je z sentymentem. Żeby zdobyć plakat z zespołem z jednej z gazet, od 4 rano koczowało się pod kioskiem. Nasz fanklub o nazwie „BMW” był jednym z najlepszych w Polsce. Utrzymywaliśmy kontakty z fanami zespołu nie tylko z Polski, ale także z Rosji, Czech. Pisały o nas nawet gazety. Spotykaliśmy się raz w tygodniu, organizowaliśmy różnego typu wydarzenia, dyskoteki, wieczory filmowe, wystawy. Zagraliśmy raz nawet mecz siatkówki Lady Pank-Universe nad Zalewem Zemborzyckim. Jeździliśmy na koncerty. Sam zespół zapraszał nas na różne fajne wydarzenia, m.in. członkowie fanklubu wystąpili w teledysku „Osobno”.

Co najczęściej słyszała pani od fanek?

– Że kochają Jasia Borysewicza! To mnie wkurzało, że jest ich aż tyle! (śmiech). Tak naprawdę to wszyscy muzycy mieli swoje zagorzałe grono fanek… i fanów też! Trzeba przyznać, że Lady Pank to wyjątkowo udana grupa rockowa. Patronem fanklubu „BMW” został Janusz Panasewicz. Przyjechał do nas i tu się pochwalę, że długo nie musieliśmy go namawiać na wizytę w Lublinie. Okazał się przesympatycznym gościem. W niedługim czasie, przy okazji koncertów w Lublinie, do fanklubu zjechało całe Lady Pank. Zagrali dwa koncerty w hali MOSiR. Wtedy tak naprawdę pierwszy raz zobaczyłam na żywo fanów w akcji, a w zasadzie fanki w akcji…

Archiwum Ewy Sobkowicz

Fanki szalały?

– Ile łez zostało wylanych! (śmiech) Nie bardzo to rozumiałam. Mi się w głowie nie mieściło, żeby komuś włosy z głowy rwać na pamiątkę czy płakać, wręcz rozpaczać na widok idola. To były takie dziwne czasy, teraz chyba tego nie ma, przynajmniej na tych koncertach, na których bywam nie widzę już takich dziwnych zachowań. Sama pokochałam Lady Pank jak zobaczyłam Janka Borysewicza śpiewającego w TV „Obcego”. To była miłość od pierwszego wejrzenia! (śmiech) Wychowałam się na Lady Pank i sympatia do zespołu zostanie ze mną na zawsze.

Jaki miała pani kontakt z członkami zespołu?

– Bardzo dobry, zwłaszcza z Januszem Panasewiczem. Imponował mi nie tylko wspaniałym głosem, świetną dykcją, ale swoja osobowością i ogromną wiedzą. Z Januszem można porozmawiać na każdy temat, nie tylko gaworzyć o muzyce. Poza tym to świetny facet i już!

Jest pani w stanie zliczyć, na ilu koncertach pani była?

– W życiu! Ja byłam taka troszkę „inna”, bo oprócz tego, że nie rwałam chłopakom włosów z głowy, nie płakałam na ich widok, to również nie jeździłam za zespołem na koncerty. Chyba nie byłam nigdy taką typową fanką. Chociaż chodziłam na ich wszystkie koncerty w Lublinie, nawet jeśli były dwa w ciągu dnia! (śmiech) Kilka razy byliśmy na koncertach w Warszawie, na przedstawieniu „Jacek i Placek” z muzyką Lady Pank. Raz pojechałam z koleżanką na koncert aż do Chłapowa, ale to była taka historia związana z moim rozwodem, musiałam odreagować i koncert Lady Pank był strzałem w dziesiątkę! Odreagowałam!

Fascynowała panią również Izabela Trojanowska. Artystka była pani ideałem?

– Fascynacja Izą Trojanowską była wcześniej, przed Lady Pank! Uwielbiałam jej piosenki – „Wszystko czego dziś chcę”, „Tydzień łez” czy „Jestem twoim grzechem”. Ona była cudna pod każdym względem – piękna, zgrabna i zdecydowanie miała to „coś”! Każda chciała wyglądać jak Iza. No może nie każda, ale ja na pewno! To były czasy, kiedy u fryzjera można było zamówić fryzurę na Izę Trojanowską. Ja sobie taką zafundowałam. Ubierałam się w taki żółty komplet, z kieszeniami, taki w stylu Izy, ze stawianym kołnierzem i paskiem w talii, brałam lakier do włosów, stawałam przed lustrem i… śpiewałam „Wszystko czego dziś chcę”. Dawałam czadu jak nic! Żałuje, że nie miałam tej odwagi poza moim domowym lustrem! (śmiech)

Ewa Sobkowicz z synem Alanem

Ciągnęło panią na scenę?

– Zawsze ciągnęło mnie do śpiewu, do aktorstwa, ale brakowało odwagi i… kopniaka, by zrobić krok do przodu. Ale pewnie tak miało być. Jakieś dwa lata temu pod Warszawą miałam okazję spotkać się z Izą Trojanowską w realu. Robiliśmy pokaz charytatywny, a Iza oprócz tego, że wystąpiła w roli modelki, była też muzyczną gwiazdą. Dała krótki koncert, w trakcie którego zadała publiczności pytanie: „Jak myślicie, jaką piosenkę teraz zaśpiewam?” Zza kulis krzyknęłam: „Wszystko czego dziś chcę”! To był strzał w dziesiątkę. Iza zaprosiła mnie i wspólnie zaśpiewałyśmy ten utwór, wykonując układ z Opola 80’. To było niesamowite, bo widziałyśmy się pierwszy raz, a zrobiłyśmy ten układ nóżka w nóżkę, ramię w ramię, jakbyśmy ćwiczyły go wcześniej. Było cudnie!

Archiwum Ewy Sobkowicz

Ma pani muzykalną rodziną?

– O moim tacie mówiło się, że miał szanse być drugim Kiepurą. Miał naprawdę otwartą ścieżkę do tego, żeby zrobić karierę. Śpiewał pięknie! Raz wystąpił na jednej scenie z Czesławem Niemenem. Nie wykorzystał szansy, jaką dawała mu pani Wanda Wiłkomirska. Miał się kształcić i iść naprzód, ale… wybrał miłość. Może i dobrze, bo mnie by na świecie nie było. (śmiech) Skończyło się na tym, że tata cały czas śpiewa, zwłaszcza jak śpi. Pewnie śni, że jest na scenie, bo wtedy macha rękami, kwiatki wywraca. Moi bracia Roman i Wiesław też pogrywali w zespole. Grali obaj na gitarach i dobrze śpiewali. Ja całe życie śpiewałam, ale do lakieru i przed lustrem. Chociaż śpiewałam w chórku u Katarzyny Geartner w okresie promocji płyty „Czar korzeni”. Śpiewałam też w spektaklach charytatywnych Lubelskiej Akcji Charytatywnej, do której należę. Miałam wielki zaszczyt pośpiewać z Tomkiem Momotem, którego uwielbiam!

Skąd taka pasja do muzyki?

– Myślę, że się z tym urodziłam. Janek Borysewicz powiedział kiedyś, że urodził się z gitarą w rękach. Ja się urodziłam z muzyką w sercu. To się udzieliło mojemu synowi Alanowi – jest studentem Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy na Wydziale Aktorsko-Wokalnym. Jestem bardzo dumna z syna, bo zaczyna odnosić pierwsze znaczące sukcesy. Trafił do wspaniałego zespołu Teatru Muzycznego w Poznaniu, do musicalu „Rodzina Addamsów”. Mam nadzieję, że najlepsze przed nim.

Obecnie pracuje pani w Teatrze Muzycznym w Lublinie.

– Wszystkich namawiam, żeby przyszli i zobaczyli, co tak naprawdę oferuje Teatr Muzyczny w Lublinie – jedyna scena w województwie lubelskim, prezentująca pełen przekrój sztuk scenicznych od opery, poprzez musical, operetkę, balet, widowisko muzyczne, koncert, aż po bajki i spektakle edukacyjne. Teatr Muzyczny w Lulinie to ponad 70 lat tradycji! Naprawdę warto nas odwiedzać, bo to co tu się dzieje to jest magia muzyki i teatru.

Jest pani modelką. W ilu pokazach mody brała pani udział?

– Jestem weteranką wybiegów! (śmiech) Modelką z pierwszej lubelskiej agencji modelek „Femmelette” działającej niegdyś przy TVP Lublin. Nie umiem zliczyć, w ilu pokazach wzięłam udział. Nie tylko w Lublinie, czy województwie lubelskim. Jeździłyśmy do Warszawy, byłyśmy też w Kownie. To nie było tak jak teraz, że przychodzą dziewczyny, wyglądają i idą od razu na wybieg. Nas uczono aktorstwa, pantomimy. Miałyśmy zajęcia aerobowe, zajęcia z aktorami. Dużo się działo i to było dla nas niezwykłe doświadczenie. W tej chwili rzadziej jestem na wybiegu, ale nadal blisko młodych ludzi jako trener przyszłych modelek i choreograf pokazów.

W wolnym czasie tworzy pani również biżuterię?

– Te moje małe dzieła to „Biżuteria Eve_S”. Wymyśliłam swój własny rodzaj biżuterii. U mnie musi być chaos i musi się coś dziać – liście odstają, koraliki fruwają. (śmiech) Dużo moich rzeczy poszło na aukcje charytatywne i mam nadzieję, że zrobiły swoje – pomogły potrzebującym.

Trwają próby do kolejnego spektaklu Lubelskiej Akcji Charytatywnej. W jakiej roli zobaczymy panią tym razem?

– Będę Nieznajomą. Scena 6. (śmiech) Nie wiem jeszcze, co to znaczy, ale w spektaklu na pewno dużo będzie się działo – zawsze się dzieje na wydarzeniach Lubelskiej Akcji Charytatywnej. Nasze spektakle są wyjątkowe, a my pomagając dobrze się bawimy. W tym roku tytuł naszego spektaklu to „Siedem Grzechów”. Ja jestem w scenie pod tytułem „Pycha”. Nie mogę powiedzieć więcej, bo jeszcze nie czytałam scenariusza. Ale jestem przekonana, że będzie super i już dziś zapraszam na nasze spektakle, które zaprezentujemy 20 i 21 listopada w Centrum Spotkania Kultur w Lublinie.

To wszystko, o czym rozmawiałyśmy opisuje pani na swoim blogu Ewa Sobkowicz Blog. Jak on powstał?

– Mój blog istnieje od 2013 roku. Tutaj ukłony w stronę Pawła Majsieja, z którym pracowałam w Teatrze Muzycznym w Lublinie – to on mnie namówił na założenie bloga. Nie myślałam nigdy, że mnie tak to pisanie wciągnie. Jestem z wykształcenia dziennikarzem, specjalistą od komunikacji społecznej. Założenie bloga było więc dobrym pomysłem, bo lubię pisać i komunikować się ze światem. Mój blog promuje artystów i nasz Uroczy Lublin. Znajdują się tam relacje z różnych wydarzeń, nie tylko artystycznych, również z akcji charytatywnych. Na blogu chwale się synem, swoją pracą, biżuterią i moją „przygodą z pisaniem” i z Teatrem Enigmatic (KUL), do którego wciągnęła mnie znakomita aktorka Alicja Jachiewicz. Dzięki niej zagrałam w sztuce teatralnej – „Tango” Mrożka. To była niesamowita przygoda. Blog to mój świat, do którego serdecznie zapraszam.

Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
oceniany
najnowszy najstarszy
Inline Feedbacks
View all comments