Julia Hartwig była jedną z najwybitniejszych współczesnych poetek – przekonuje Joanna Zętar, animatorka, na co dzień pracująca w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” w Lublinie. W rozmowie opowiedziała nam o słynnej lubelskiej poetce, jej rodzinie, a także nadchodzących obchodach 100. rocznicy urodzin Julii Hartwig. W sierpniu wziąć w nich udział będą mogli mieszkańcy.

Niedługo będziemy obchodzić 100. rocznicy urodzin Julii Hartwig. Jak ważną postacią jest dla Lublina?

– Julia Hartwig jest postacią ważną dla polskiej kultury, nie tylko dla Lublina i chciałabym to bardzo mocno podkreślić. Była jedną z najwybitniejszych współczesnych poetek, ale jej twórczość to nie tylko poezja, bo też tomy eseistyczne, reportaże, dzienniki, również dzienniki podróży, ale też bardzo duży dorobek translatorski. Tłumaczyła między innymi z języka francuskiego i angielskiego, a to było w dużej mierze związane z jej zagranicznymi wyjazdami. Dla Lublina Julia Hartwig jest postacią bardzo ważną, ponieważ tutaj się urodziła i można powiedzieć, że tu rozpoczęła się jej życiowa przygoda z poezją. To w Lublinie na łamach międzyszkolnego czasopisma zatytułowanego „W słońce” pojawił się jej pierwszy wiersz.

Z Lublinem Julia Hartwig w swoim dojrzałym życiu nie była aż tak mocno związana?

– Nie była tak mocno związana, jak chociażby inni ważni poeci związani z Lublinem, np. Józef Czechowicz czy Franciszka Arnsztajnowa. Odnowienie związków z Lublinem w przypadku Julii Hartwig stało się i mogę mówić o tym z dumą, za sprawą Ośrodka „Brama Grodzka Teatr NN”, który wielokrotnie poetkę do Lublina zapraszał. Również z naszej inicjatywy poetka otworzyła tu Zaułek Hartwigów, tutaj również została nagrodzona nagrodą „Kamień”, która jest nagrodą Festiwalu Miasto Poezji. Nagroda ta przyznawana jest za wybitny dorobek poetycki. Julia Hartwig to również honorowa obywatelka Lublina. To, że Lublin powrócił w jej twórczości stało się przede wszystkim dzięki jej pamięci o tym miejscu.

Julia Hartwig poświęciła Lublinowi ponad 20 swoich wierszy.

– Są to wiersze, które opisują atmosferę miasta, upamiętniają ważne dla poetki miejsca. Zapisywała w swojej bardzo różnej twórczości to, co było dla niej ważne. Tak jest też w przypadku utworów poświęconych Lublinowi. Bardzo ważne jest również to, że Julia Hartwig jest jedną z trzech przedstawicielek rodziny Hartwigów, która jeśli myślimy o historii Lublina, jest bardzo ważna. Obok niej myślę tu o fotografach Ludwiku Hartwigu i Edwardzie Hartwigu. Z bratem poetkę łączyły bardzo szczególne związki artystyczne. Polegały one między innymi na wspólnej wrażliwości, a obserwacja otaczającego ich świata spowodowała, że wspólnie wydali kilka albumów fotograficznych. Wyglądało to w ten sposób, że były to albumy ze zdjęciami Edwarda Hartwiga, do których wstępy pisała Julia Hartwig. Były to albumy nie tylko poświęcone Lublinowi. To pokazuje niezwykłą wspólnotę artystyczną i więź, która łączyła rodzeństwo. Ciekawe jest również to, że w latach 70. na potrzeby jednego z albumów Julia Hartwig przeprowadziła wywiad ze swoim bratem. Rozmawiają między innymi o Lublinie, przy czym warto zaznaczyć, że wtedy oboje w Lublinie nie mieszkali. Zarówno Julia Hartwig, jak i Edward Hartwig swoje dorosłe życie artystyczne związali z Warszawą.

Julia Hartwig w wywiadach przyznawała, że nigdy nie przypuszczałaby, że będzie poetką.

– Nie powiedziałabym tego. Mam raczej wrażenie, że ona od samego początku wiedziała, że będzie miała związek ze słowem. Wynikało to z wrażliwości, którą miała od młodych lat. Jako uczennica interesowała się, oczywiście wtedy z różnych względów w ograniczonym zakresie, tym co działo się w Lublinie. Była członkinią szkolnego czasopisma „W słońce”. To czasopismo było gazetą, której członkowie pozostawali pod dużym wpływem Józefa Czechowicza. To on dla tych młodych ludzi, dla Jerzego Pleśniarowicza, Julii Hartwig, czy Anny Kamieńskiej był bardzo ważną osobą. W jednej z rozmów przeprowadzonych przez pracowników Bramy Grodzkiej Julia Hartwig podkreślała, że w jeszcze w czasach szkolnych, kiedy jej brat Walenty (później znany endokrynolog – przyp.red.) i siostra Helena mieszkali w Warszawie, często wyjeżdżała do stolicy na różnego rodzaju wydarzenia właśnie o charakterze kulturalnym. Myślę, że Julia Hartwig od początku była osobą świadomą tego, że chciałaby związać się z właśnie z życiem literackim. Jej brat nie myślał raczej o tym, że będzie fotografem, bo chciał być malarzem, ale życie potoczyło się zupełnie inaczej. Ona sama w przestrzeni pisma i słowa bardzo mocno się sytuowała.

Jest to podkreślone w jej tekstach.

– Tak, jest to związane z jej pierwszym pobytem we Francji. To było stypendium, które zostało jej przyznane w 1947 roku, kiedy to już między innymi pojawiły się jej pierwsze, dorosłe wiersze, opublikowane na łamach „Kuźnicy” i „Odrodzenia”. Przygotowywała tam również rubryki poetyckie, w których publikowała tłumaczenia wierszy z literatury francuskiej. W momencie, kiedy zdecydowała się na wyjazd do Francji na stypendium również miała świadomość tego, że ma jeden pomysł na życie. Było to pisanie.

W Lublinie nadal są „ślady obecności” Julii Hartwig. Gdyby mogła pani zachęcić do spaceru śladami poetki, które miejsca koniecznie musimy odwiedzić?

– W Lublinie śladów obecności Julii Hartwig mamy bardzo wiele. Jedne z najważniejszych to są miejsca, w których mieszkała i te związane z jej rodziną. Jest to na przykład kamienica na rogu Krakowskiego Przedmieścia i ul. Staszica, gdzie rodzina Hartwigów mieszkała zaraz po tym, jak uciekając przed rewolucją z Rosji trafiła właśnie do Lublina. Następne miejsce to budynek, w którym znajdowało się gimnazjum im. Unii Lubelskiej, do którego uczęszczała i w którym zdała maturę. To jest ul. Narutowicza 12 i obiekt o bardzo ciekawej historii związanej ze szkolnictwem i edukacją. Kolejne ważne miejsce, ale takie, które już nie istnieje, w którym znajdowała się pracownia fotograficzna Hartwigów: Ludwika, a później Edwarda, do której zaglądała Julia. Pracownia ta znajdowała się na podwórku kamienic między ul. Narutowicza 19, a Peowiaków 2. To są takie szczególne miejsca ważne dla niej samej, ale oczywiście takich miejsc jest jeszcze wiele. To też Krakowskie Przedmieście, które w jej wspomnieniach się bardzo często pojawia, Ogród Saski, do którego bardzo często spacerowała, cmentarz przy ul. Lipowej, gdzie pochowani są jej bliscy, między innymi matka. To też dom Anny Kamieńskiej przy ul. Wieniawskiej, z którą wiązała ją taka młodzieńcza przyjaźń. Są też miejsca, które były dla niej inspirujące, mam tutaj na myśli Stare Miasto, Podzamcze, czyli nieistniejącą dzielnicę żydowską, jak i okolice Lublina, które też czasami wspomina jako miejsce wycieczek szkolnych.

W takim spacerze można wziąć udział indywidualnie, ale też podczas nadchodzących obchodów?

– W trakcie tegorocznego jubileuszu będziemy opowiadać między innymi o tych miejscach. 14 sierpnia Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN” planuje uroczysty spacer śladami Julii Hartwig. Z okazji urodzin zostanie również wydany specjalny przewodnik, w którym będzie można zapoznać się z lubelskimi miejscami Julii Hartwig i poznać ich historię. Mam nadzieję, że te wydarzenia zachęcą wszystkich mieszkańców Lublina do tego, by spojrzeć na miasto oczami Julii Hartwig.

Pod koniec maja na niektórych schodach w Lublinie znajdziemy fragmenty wierszy. Czy są już znane lokalizacje, gdzie zostaną one umieszczone?

– W tej chwili lokalizacje jeszcze uzgadniamy. Chcielibyśmy, aby jeden z fragmentów wiersza „Elegia lubelska” znalazł się nieopodal Domu Słów na ulicy Żmigród. W ciągu roku w przestrzeni Lublina pojawią się jeszcze kolejne wiersze Julii Hartwig. Chcielibyśmy, aby taka rozsypana antologia stopniowo pojawiała się w różnych miejscach.

Odnowiony zostanie również mural w Zaułku Hartwigów?

– Mural się nie zmieni, bo nadal będzie to wiersz „Koleżanki”. Chcielibyśmy go po prostu odnowić, zwłaszcza, że w tym miejscu rozpocznie się urodzinowy spacer. Mural wymaga już renowacji. Tekst, który znajduje się na tym muralu jest na nim nie bez przyczyny. Julia Hartwig w swoim wierszu „Koleżanki” wspomina swoje dwie szkolne koleżanki: Marię i Reginę. Były to postaci autentyczne, uczennice jej klasy. Całe zdarzenie opisane w wierszu również jest autentyczne. Poetka ze swoimi koleżankami spotkały się w czasie II wojny światowej Na skrzyżowaniu ul. Lubartowskiej i Kowalskiej znajdowała się główna brama prowadząca do lubelskiego getta. Niestety nie znamy losów żydowskich koleżanek poetki. Ale to właśnie nieopodal miejsca, gdzie znajduje się mural spotkały się po raz ostatni trzy uczennice gimnazjum im. Unii Lubelskiej.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments