Gospel, piosenka francuska, muzyka afrykańska i scena – Lydie Charlotte Kotlinski nie ukrywa swoich fascynacji. Artystka pochodzi z Francji, ale od kilku lat mieszka i rozwija swoją karierę w Polsce. – W Lublinie wszystko mi się podoba – przyznaje ze śmiechem.
Rodzinne strony
Lydie pochodzi z zachodniej Francji. Choć mieszkała w wielu miejscach szczególnie zapamiętała Versailles oraz Guyane Française. To właśnie z tym regionem kraju ma najlepsze wspomnienia.
– Największe miasto, w którym mieszkaliśmy nazywa się La Rochelle i tam lubiliśmy jeść dużo ostryg i sardynek! (śmiech) Jednak krótko tam mieszkałam. Dlatego, kiedy ludzie mnie pytają skąd jestem, to trudno mi to odpowiedzieć. Moi rodzice co 2-3 lata zmieniali miejsce zamieszkania – wspomina.
Artystka mieszkała w najpiękniejszych francuskich miastach. – Kiedy byłam dzieckiem, z moimi rodzicami dużo jeździliśmy po kraju. Jak byłam młoda jak ty, mieszkałam 7 lat w Paryżu, gdzie studiowałam. Mieszkałam też 15 lat w Marsylii – podkreśla.
Imigracja
Lydie po raz pierwszy w Polsce była dwadzieścia pięć lat temu. Potem wróciła tu na stałe. Choć był to dla niej zupełnie obcy kraj, nie potrzebowała wiele czasu, by poczuć się jak w rodzinnej Francji.
– Sześć lat temu byłam w busie i podróżowałam po Polsce. Byłam wtedy sama, nagle patrzę i to był dla mnie szok! Widząc jakąś przestrzeń pomyślałam: o, to jest właśnie moja, Guajana Francuska! – wspomina z zachwytem.
Pytam, czy Lublin kojarzy jej się z jakimś miastem z Francji. – Nie. Lublin jest po prostu podobny do Lublina! (śmiech) Dlatego ma oryginalny, specyficzny klimat. Tylko Lublin tak ma. To wyjątkowe miasto! – dodaje.
Francja a Polska
Lydie Charlotte Kotlinski ma bogatą wiedzę nie tylko na temat muzyki oraz teatru.
– W Europie ogólnie mamy bardzo podobne korzenie. We Francji, w każdym nawet mniejszym mieście są organizowane koncerty. Artyści są bardzo ważni.. W Lublinie pracuję już cztery lata jako artysta i widzę, że też dużo się dzieje. Kultura jest tu najważniejsza. Podobnie jak we Francji – przyznaje Lydie. Podkreśla również, że Polacy są bardzo otwarci i dlatego jej kariera na Lubelszczyźnie nabrała szybkiego tempa.
– Uważam, że tutaj ludzie są bardzo otwarci na francuskie piosenki i francuską kulturę. Mam wiele możliwości koncertowania i spotkań z drugim człowiekiem – uśmiecha się.
Żywioł Lydie
Gospel, piosenka francuska i scena – to wszystko jest jej żywiołem. Lydie zaznacza jednak, że najważniejsze dla artysty jest, by swoją twórczość zakorzenić się w nowym miejscu i przekonać do niej innych.
– Dla artysty jest to bardzo istotne. Dla mnie takim ważnym elementem był teatr. Kiedyś było mi trudno na scenie. Nie czułam się na niej dobrze. I to właśnie teatr mnie otworzył – wspomina kobieta.
Wokalistka na swoim koncie ma współpracę z wieloma zespołami oraz chórami. Przez lata, swój talent doskonaliła w zespołach wokalnych, dzięki którym odkryła te najważniejsze dla niej korzenie muzyki gospel.
– Ćwiczyłam dużo i tylko gospel. Zainteresowałam się, skąd ta muzyka pochodzi. Okazało się, że jej podstawą jest muzyka afrykańska. Chciałam zbliżyć się do tej kultury – tłumaczy, skąd w jej twórczości pojawił się motyw pieśni afrykańskich.
Jej muzyka trafiła też do filmów. – Byłam wtedy studentką i piosenkarką w Paryżu. Dwóch kolegów pracowało w szkole filmowej, więc nagrywaliśmy utwory do filmów krótkometrażowych. Ale nie pamiętam już ich tytułów – przyznaje.
Marzenia
W 2018 roku Lydie wydała swoją pierwszą płytę w Radiu Lublin. „Piaf i inne” to wynik współpracy wielu ludzi. – Tam są świetni ludzie. Jak oni coś robią, to starają się to zrobić na najwyższym poziomie. To była dla mnie wielka przyjemność – wspomina prace nad tym albumem.
Artystka ma również ulubione polskie utwory i marzenia. – Bardzo chciałabym nagrać piosenkę ze Stanisławem Sojką – zdradza.
Nie ukrywa fascynacji Lublinem. – Stare Miasto jest piękne. Dużo się dzieje w tym mieście. Wszystko mi się podoba. No i prezydent również mi się podoba! – kończy ze śmiechem Lydie Charlotte Kotlinski.
Czy Pani Lydie pokochała Lublin ze wzgledu na korzenie jej rodziców? Byli przed wojną i po wojnie Kotlinscy w Lublinie. Mam nawet w domu portret Marty z Kotlinskich Wypych z 1937 roku. Jest łudząco do niej podobna.