Maria Fedko mieszka w Kijowie. Opowiedziała nam o początku wojny w Ukrainie i o tym, jak wygląda teraz życie w jej mieście.
Kiedy wybuchła wojna, gdzie byłaś ze swoją rodziną?
– 24 lutego nie rozumieliśmy, co się dzieje, a 25 lutego ojciec zabrał nas na wieś w rejonie Czernihowa. W sklepach i na stacjach benzynowych były bardzo długie kolejki. Staliśmy w korkach przez 4 godziny. Ludzie chowali się w metrze.
Co się działo we wsi?
– Od pierwszego dnia we wsi z przeciwległego brzegu rzeki leciały rakiety. Przez 9 dni mieszkaliśmy w piwnicy, ciągle słyszeliśmy odgłosy wystrzałów. Chcieliśmy uciec, ale wojsko ukraińskie nie pozwoliło na to z powodu ciężkich walk.
Kiedy mogliście opuścić wioskę?
– Trzeciego dnia wojny tata zaciągnął się do wojska i dołączył do Sił Zbrojnych. Dziadek, ciocia i moja mama zostali. W ich dom wleciała rakieta, na szczęście przeżyli, spakowali się i ukryli w piwnicy. Sąsiedni dom, w który uderzyła rakieta, spłonął. Zginęło 45 osób. Następnego dnia o 7 rano opuściliśmy wioskę. To był straszny czas, wszyscy mieszkańcy zaczęli wyjeżdżać, były długie kolejki, ostrzeliwane były samochody. Tydzień później most został wysadzony w powietrze, więc mieliśmy szczęście, że udało się wyjechać.
Gdzie jest teraz twoja rodzina?
– Moja mama jest z bratem w Niemczech, dziadek wrócił do domu, a ojciec jest na wojnie.
Jak wygląda teraz Kijów?
– Widać spalone domy przy wjeździe do Kijowa, zniszczone centra handlowe zniszczone, wieża telewizyjna. Ale codzienność w centrum miasta wygląda spokojnie, ludzie normalnie funkcjonują, ale kiedy włączają się syreny, wszyscy chowają się do piwnicy.
Jak wygląda życie Twojej rodziny?
– Ojciec ma zostać przeniesiony na Wschód, ciocia wróciła do Kijowa, żeby wznowić swoje interesy, a mama, brat i babcia nie planują powrotu do kraju.
Fot. Archiwum prywatne Marii Fedko