Pan Ząbek, a tak naprawdę Marcin Połoniewicz, to znany iluzjonista z absurdalnym poczuciem humoru. Rozśmiesza do łez, by za chwilę niespodziewanie zaskoczyć publiczność dreszczykiem grozy. W Lublinie jest już stałym gościem i tradycyjnie odwiedził nasze miasto podczas Carnavalu Sztukmistrzów.
Pan Ząbek to Pana alter ego?
– Tak. Pewnego dnia tak uświadomiłem sobie, że jest to bardziej nasycenie moich cech codziennych. Właściwie to nie zastanawiałem się nad tym, jaki Pan Ząbek ma mieć charakter. Po prostu wszedłem na scenę i taki byłem. Dałem upust swoim fantazjom.
Wydał Pan płytę o tym, jak się robi magiczne sztuczki. Czy po zdradzeniu przepisu na sukces zdarzyło się, że ktoś robił dokładnie te same sztuczki i Pana naśladował?
– Wydałem płytę, na której uczę dwunastu sztuczek po to, żeby młodzi ludzie mogli zaszczepić w sobie tego bakcyla. Są to takie proste sztuki, które można wykonać przy pomocy domowych rekwizytów. Nie ma w nich nic skomplikowanego, ale widzę, że od jakiegoś czasu jest moda na to. Iluzja jest popularna. Kiedyś była popularna na kanale Discovery, bo było tam kilka programów o różnych iluzjonistach. To też napędzało pewnego rodzaju modę.
Mówi się, że iluzjonista nigdy nie zdradza swoich sztuczek. To prawda?
– Myślę, że jest to stereotyp. Czasami zdradzamy sekrety po to, żeby właśnie kogoś nauczyć, żebyśmy mieli naśladowców. Musimy im coś pokazać. Oczywiście pokazujemy to tym, którzy mają predyspozycje i chęć uczenia się dalej, a nie tylko zaspokojenia swojej ciekawości. Nie ma nic gorszego, jak poznać sekrety iluzji, a potem stwierdzić, że to nie to. Często te sekrety po prostu są bardzo proste i rozczarowujące.
Czym różni się iluzjonista od magika?
– Myślę, że w przypadku iluzjonisty, widz wie o tym, że nie jest on czarodziejem, ale artystą, który wykonuje sztuczki przy pomocy swoich umiejętności. Tak samo jest z tancerzem – ćwiczy wiele lat po to, by móc zaprezentować swoje umiejętności. Magicy, jeśli istnieją, to wykorzystują nadprzyrodzone umiejętności. My ich nie posiadamy. (śmiech) Naszą umiejętnością nadprzyrodzoną jest cierpliwość, zwinność i charyzma na scenie! (śmiech)
W jakim wieku złapał Pan bakcyla iluzji?
– Już jako dziecko chciałem być iluzjonistą. Tylko w tamtych czasach, bo już jestem trochę stary, mając te siedem czy dziesięć lat wykonałem swój pierwszy trik na klatce schodowej dla moich przyjaciół. Później, przez wiele lat ta pasja musiała być uśpiona. Teraz mamy różne możliwości jakie daje internet. Wcześniej tego nie było i trzeba było spotkać iluzjonistę, żeby jakąś sztuczkę pokazał i wyjaśnił, jak to się robi.
Kto jest dla Pana autorytetem?
– Mam paru artystów, którzy mi imponują, albo którymi się inspirowałem. Iluzją zajmuję się od dwudziestu lat i ten autorytet przez lata mi się zmieniał. Stawiam bardziej na interakcję z publicznością, kontakt z nimi i niekoniecznie artyści, którzy wykonują jakieś niesamowite rzeczy są dla mnie autorytetami. Mnie bardziej interesuje kontakt z widownią.
Co śmieszy ludzi najbardziej?
– Często lubią się śmiać z kogoś innego, a niekoniecznie z siebie samego. Lubimy się śmiać z takich tematów jak alkohol lub seks. Ale często brakuje nam dystansu do samego siebie.
Lubimy się bardziej śmiać czy bać?
– Dzieci uwielbiają się bać. W moim programie jest dużo takich rzeczy i często bazuję na takim kontrolowanym strachu. Uwielbiam ten moment dojścia do granicy. Wydaje mi się, że należy traktować widzów zgodnie z zasadą: rób to, co ciebie bawi. Moim zdaniem, im więcej dajemy, tym bardziej widzowie to doceniają.
Bycie iluzjonistą to duży stres?
– To jest duża przyjemność, ponieważ bardzo często spotykamy się z silnymi emocjami ludzi. Śmiechem, zaskoczeniem, strachem. Nie jestem jednak w stanie przewidzieć wszystkich reakcji widzów, które mogę napotkać na scenie. No i to jest najtrudniejsze. Ale też to, żeby się poczuć swobodnie z tekstem, z rekwizytem. Najważniejsze jest to, żebyśmy się później mogli również bawić tymi interakcjami z publicznością.
Jakie najdziwniejsze pytanie lub prośbę otrzymał Pan od publiczności? Zdarzyło się, że ktoś prosił np., żeby zniknęła jego żona bądź teściowa?
– (śmiech) To jest bardzo częste pytanie! Żeby zwiała żona albo żebym pomnożył jego pieniądze. To się dzieje każdego dnia! Ale ostatnio przyszła do mnie pani po pokazie i mówi, że będę musiał zapłacić jej za botoks, bo tak się śmiała na moim pokazie, że będzie miała zmarszczki! (śmiech) To są właśnie takie fajne chwile, dla których warto występować na scenie.