Agnieszka Wolińska-Wójtowicz to dziennikarka, pisarka oraz recenzentka. Mieszka w Lublinie, który stanowi dla niej inspirację do pisania. Jej ostatnia książka nosi tytuł „Zatoka”. – W kolejnej będzie więcej Lublina – obiecuje.
Pani książka jest opowieścią m.in. o spełnianiu marzeń?
– Tak, i to spełnianiu marzeń w każdym wieku. Wiele książek opowiada o spełnianiu takich młodzieńczych marzeń, gdzie bohaterowie są wieku kilkunastu lub dwudziestu paru lat. U mnie główni bohaterowie są zdecydowanie po trzydziestce, a nawet bliżej czterdziestki, czy pięćdziesiątki, ale jest też wątek młodych ludzi.
Historia przedstawiona w książce jest wzorowana na prawdziwej historii?
– Początek jest zdecydowanie prawdziwy. Jest to historia, która kiedyś mnie zainteresowała. Nie chcę tutaj zdradzać szczegółów, natomiast odbył się pewien ślub, na którym był znajomy. Później opowiedział mi tę historię z przerażeniem i to jest niejako zawiązaniem akcji.
Powiedziała pani, że książka jest kierowana do specyficznych kobiet. Specyficznych, czyli jakich?
– Może nie to, że specyficznych, ale do kobiet, które poszukują w życiu prawdy, miłości, ciepła i piękna. Chciałabym, żeby tę książkę mogły czytać wszystkie kobiety. Ale też młode dziewczyny, żeby mamy nie musiały kartkować i sprawdzać, czy nie ma tu czegoś nieodpowiedniego.
Poza tym, że w książce znajdziemy morze, zaistniał w niej również Lublin.
– Tak. Pomysł był taki, żeby akcja miała początek w innym mieście. Do tego namawiali mnie również znajomi mówiąc, że Lublin jest mało ciekawy, że może powinno być w niej jakieś miasto bardziej medialne, jak Warszawa czy Kraków. Ale ja przypomniałam sobie, że właściwie w bardzo niewielu książkach akcja toczy się w Lublinie. Właściwie sama się chyba zetknęłam jedynie z kryminałami Marcina Wrońskiego, w których jest Lublin, ale ten przedwojenny. Nie ma Lublina współczesnego. W mojej książce też jest tego Lublina bardzo mało, ale już teraz mogę powiedzieć, że powstaje jej druga część, gdzie będzie go zdecydowanie więcej.
Czuje pani sentyment do Lublina?
– Jestem lublinianką z krwi i kości. Urodziłam się tutaj. Pierwsze spacery z mamą były po Krakowskim Przedmieściu, po Starym Mieście. Później studiowałam historię sztuki, dzięki czemu lepiej poznałam zabytki Lublina. Okazuje się, że tu są takie perełki, o których niewiele osób wie i do których trzeba dotrzeć. Jest też wiele opowieści związanych z Lublinem, czy też z przysłowiami, które pochodzą z Lublina, ale o nich też mało kto wie. Ale nad morze też jeździłam do najmłodszych lat.
Dlaczego warto pojechać do tytułowej Zatoki?
– Bo to jest miejsce wymarzone na odpoczynek! Jest cisza i spokój i wszyscy się znają. Nie tak, jak na wakacjach, że jest dziki tłum gdzieś na ciasnej plaży. Nie. W Zatoce właśnie wszyscy się znają i są dla siebie życzliwi.
Co pani najbardziej lubi w Lublinie?
– Chyba jednak niezmiennie Stare Miasto, kościół dominikanów i katedrę, wzgórze na Czwartku, z którego rozciąga się widok na miasto.
Jest pani również recenzentką. Łagodną czy surową?
– Zdecydowanie łagodną. (śmiech) Bo w każdej książce znajdzie się coś dobrego. Naprawdę. Jeśli nie klimat, to przynajmniej to, że jest ładnie wydana, że starannie zrecenzowana. Nie można też tak od razu przekreślać, bo te pierwsze książki zazwyczaj są taką nieśmiałą publikacją autorów, a później się okazuje, że są coraz lepsze i lepsze. Tak było na przykład u Prusa. Pierwszej książki nikt mu nie chciał wydać, bo recenzenci źle ją ocenili. (śmiech)
Bała się pani pierwszych recenzji?
– Bałam się bardzo. Może dlatego, że sama przeprowadzam wywiady i recenzuję. Wiem, jakie to dla tej drugiej strony jest trudne. Czekałam na tę pierwszą opinię i w końcu córka mi podesłała link i mówi: mamo, popatrz! I pierwsza opinia było euforyczna. To była wielka ulga.
Ludzie dzisiaj mają do siebie dystans i przyjmują konstruktywną krytykę, czy wszystko odbierają jako atak?
– Bardzo różnie. Niektórzy w dobie hejtu, traktują to właśnie jako hejt. Bardzo rzadko ludzie odnoszą się do krytyki konstruktywnie. Jeżeli jest to krytyka, która zawiera elementy pozytywne to oczywiście tak, dziękuję za to. Ale najczęściej jest odbierana jako hejt.
Kiedy możemy się spodziewać drugiej części Zatoki?
– Mam nadzieję, że za rok, ponieważ jej klimat jest bardziej jesienno-zimowy.
Fot. Dominika Polonis
W książkach Moniki A. Oleksa też akcja jest w Lublinie.