Znaleźliśmy już sześć ciał, ale na tym na pewno nie koniec. Ludzie mówią, że w polach kukurydzy jest ich o wiele więcej – mówi Konrad Sikora, wiceburmistrz Michałowa (województwo podlaskie) o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Z akcją pomocy uchodźcom ruszyły też lublinianki. Zawiozły dla potrzebujących łącznie 270 sztuk zimowej odzieży i 12 pudeł z żywnością.
Akcja lubelskich mieszkańców
– W trakcie spotkania z burmistrzem Michałowa przekazałam do budynku Ochotniczej Straży Pożarnej 12 pudełek z produktami żywnościowymi oraz 270 sztuk ciepłych czapek i szalików wydzierganych przez lublinianki, które od lat pomagają w ten sposób potrzebującym. Uznały, że obecnie właśnie na granicy polsko-białoruskiej są osoby, które najbardziej potrzebują ciepłych okryć – wyjaśnia Anna Augustyniak, organizator akcji pomocy uchodźcom.
Pomysł powstał spontanicznie. – Wszystkie panie, które dziergają bez wahania zaoferowały swoją pomoc, za co chciałabym im podziękować. Tak samo, jak panu Dariuszowi, który przekazał produkty żywnościowe – podkreśla Anna Augustyniak. – Dużo jest w tej chwili różnych opinii na temat sytuacji na naszej wschodniej granicy. Proszę nas nie kwalifikować po żadnej ze stron. Chcemy tylko pomóc, bo tak nas uczono. W domu, szkole i kościele. Potrzebujący zasługują na wsparcie, a dobrych uczynków nigdy za wiele.
– Robię na drutach, bo mam dzieci, wnuki i świadomość, że Polaków na całym świecie przygarniali, więc teraz też musimy pomóc – mówi pani Janina, jedna z dziergaczek. – Wydziergałam głównie komplety czapek i szalików. Pomagała też moja siostra i córka, ale było to z potrzeby serca.
Wydziergały pomoc
– Nie ukrywam, że koleżanki mobilizowały mnie żebym jak najszybciej pojechała do Michałowa. Robi się coraz zimniej, a tam są też dzieci. Informacje, o spadających temperaturach poniżej zera spowodowały, że nie czekałam do końca tygodnia i zawiozłam dary od razu – zaznacza Anna Augustyniak.
– Ci ludzie, którzy są na granicy to są takimi samymi ludźmi, jak my. Jak widzę te dzieci, które stoją przemoknięte to serce pęka. Politycznie nie chcę się w to wdawać, ale krew mnie zalewa, że możemy pomóc, a tego nie robimy – wyjaśnia pani Agnieszka, dziergaczka.
Dary zostały przekazane w poniedziałek (18 października). – Ustaliłam wcześniej tę wizytę z zastępcą burmistrza. Wiem, że już we wtorek czapki i szaliki trafiły do szpitala w Hajnówce. Będą tam przekazywane tym uchodźcom, którzy ten szpital opuszczają po leczeniu – podkreśla organizatorka akcji. – Gdy dotarłam do Miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej, w której znajduje się magazyn, byłam mile zaskoczona, jak dużo było tam zgromadzonych ubrań, materaców i śpiworów, a także produktów spożywczych. Polacy mają wielkie serca – wspomina.
– Przez większość życia pracowałam z dziećmi niepełnosprawnymi, którym oddawałam cały mój czas i serce. To one nauczyły mnie pokory do życia. A teraz przyszedł czas, bym myśli i serce skierowała ku tym, którym dzieje się życiowa tragedia. Potrafię dziergać, więc z ogromna radością mogę podzielić się czapkami i szalikami wiedząc, że dadzą odrobinę ciepła. Gdy znajdujemy na ulicy bezpańskiego psa, odwozimy do schroniska, by miał dach nad głową i jedzenie, więc jak możemy żyć spokojnie wiedząc, że matki, małe dzieci i starców zostawiamy mokrych, zmarzniętych, głodnych – ubolewa pani Ewa, dziergaczka.
Uciec w nieznane
Sytuacja na wschodniej granicy jest dramatyczna. – Mamy uchodźców, którzy próbują się przedostać do Polski, a właściwie bardziej do Niemiec, bo chcą jechać dalej, a nie zostawać u nas. Dziesiątkami, a nawet setkami próbują przekroczyć granicę. Ukrywają się w lasach w naszej gminie. Spora część znajduje również tzw. kurierów, którzy wywożą ich dalej do Niemiec – wyjaśnia Konrad Sikora, wiceburmistrz Michałowa.
Spora grupa nadal znajduje się na granicy. – Ta grupa jest pomiędzy służbami granicznymi Polski, a Białorusi. Nie da rady przejść w żadną stronę i tam dzieje się dramat. Już znaleźliśmy 6 ciał. To na pewno nie jest koniec, bo wszyscy tu mówią, że w polach kukurydzy jest ich o wiele więcej – mówi wiceburmistrz.
Obecnie noce są bardzo chłodne. – Ludzie są przemoczeni. Wysyłają wiadomości z prośbą o pomoc. Nawet dzisiaj w nocy na Facebooka naszej gminy przychodziły wiadomości z konkretną lokalizacją, gdzie dana osoba się znajduje. Po weryfikacji okazało się, że jednak jest to lokalizacja na Białorusi, przez co nie było możliwości pomocy – zaznacza Konrad Sikora.
Spora część osób jest przechwytywana przez służby graniczne. – Część niestety jest odnajdywana w ciężkim stanie. Przemarznięci, głodni i przemoczeni. Te osoby trafiają do szpitala w Hajnówce. Nie znam statystyk, ile osób zatruło się grzybami, czy jagodami znalezionymi w lesie, bo one trafiają do innej gminy. Zorganizowaliśmy transport odzieży i butów do szpitala w Hajnówce, który o te rzeczy poprosił – dodaje zastępca burmistrza.
Dary żywnościowe również są przekazywane do szpitala w Hajnówce. Trafiają one również do placówki straży granicznej w Michałowie.
Obecnie samorząd skupia się na przekazywaniu darów. Jest także w stałym kontakcie z organizacjami pozarządowymi działającymi przy granicy. W najbliższym czasie miasto dostarczy jeszcze koce, powerbanki i żywność.
Fot. Materiały organizatorów
1Zobacz galerię zdjęć