Muzyk, autor hitu „Moja lady”, rodowity lublinianin Tomasz Słota, przez wszystkich bardziej znany jako – Tallib. Zdradził nam, czy Lublin jest dla niego ważny oraz jak pamięta to miasto z dzieciństwa. – Piękne miasto, mnóstwo wspomnień, mój dom – takimi słowami, Tomek zaczyna rozmowę z nami.
Jaki Lublin pamiętasz z dzieciństwa?
– Wychowałem się w dosyć niebezpiecznej dzielnicy wśród bloków i kamienic. Tamte czasy wspominam bardzo dobrze, chociaż nie wypuszczałem się daleko poza znane mi dobrze rejony. Całe dnie graliśmy w piłkę na boisku za blokiem, budowaliśmy schrony w bujnych krzakach, graliśmy w kapsle i bawiliśmy się w chowanego. Nie było telefonów i komputerów. Wszyscy po szkole wychodzili przed blok. Zawsze można było liczyć na stałą załogę z blokowisk. Spędziliśmy wspólnie masę różnych radosnych chwil. Poza blokowiskiem wspominam Stare Miasto, które wtedy było zaniedbane i raczej nikt się tam sam nie zapuszczał. Kiedyś Lublin nie był tak ładny i przyjazny turystom. Drugą część dzieciństwa spędziłem pod lasem na obrzeżach Lublina. Miło wspominam ten czas.
Jakie miejsca w Lublinie, najbardziej kojarzą Ci się z dzieciństwem?
– Dzielnica Dziesiąta, gdzie się wychowałem. Wspominam liczne i kręte uliczki, rowery i zbieranie kasztanów. Dużo kręciłem się po ulicy Kunickiego, gdzie chodziłem do szkoły. Z wczesnego dzieciństwa pamiętam stadion Sygnał Lublin przy ul. Zemborzyckiej, gdzie grałem i trenowałem piłkę nożną. Babcię odwiedzałem przy Osiedlu Kruczkowskiego, które teraz nazywa się inaczej. Tam też chodziłem do szkoły podstawowej. Basen MOSIR, gdzie 2 razy w tygodniu trenowałem pływanie oraz Krakowskie Przedmieście i pierwszy skateshop przy Narutowicza.
A jakie wspomnienie z dzieciństwa najmocniej utkwiło Ci w pamięci?
– Pamiętam jak kiedyś ze znajomymi ze szkoły stwierdziliśmy, że robimy sobie wagary. Był piękny słoneczny dzień i nie po drodze było nam na lekcje. Poszliśmy nad Czerniejówkę. Siedzieliśmy tam chwilę i zaczęło nam się nudzić. Zaproponowałem, żebyśmy poszli do mnie do domu. Nikogo nie było więc ruszyliśmy spacerem wzdłuż rzeki. Szliśmy tak jakieś 15 kilometrów przedzierając się przez krzaki. Postanowiliśmy wykąpać się w miejscu, gdzie rzeka była głębsza. Po kilku godzinach dotarliśmy do mnie do domu. Niestety skończyło się tym, że jedna z moich koleżanek z klasy wpadła w popękaną szybę w drzwiach mojego pokoju i odniosła dość poważne obrażenia. Pobiegłem natychmiast po moją sąsiadkę, która była pielęgniarką. Udzieliła jej pierwszej pomocy. Niestety zabrała ją też do szpitala, ponieważ rana, którą miała na ręku wymagała szycia. Oczywiście skończyło się zebraniem rodziców w szkole, wielką aferą, naganą do dziennika i surową karą od rodziców.
Pamiętasz utwory, które puszczali Ci rodzice w dzieciństwie?
– Oczywiście, że tak. U mnie w domu słuchało się głównie muzyki zagranicznej, popularnej. Najbardziej w pamięć zapadł mi Michael Jackson, byłem jego wielkim fanem. Była też Tina Turner z jej bujną czupryną, Whitney Huston i teledysk BOYS – Sabrina. Ten basen i kolorowe piłki śniły mi się po nocach (śmiech). Mama lubiła Stinga, ojciec puszczał Phila Collinsa i Lionela Richie. Z lat dzieciństwa pamiętam Fasolki, a moim ulubionym kawałkiem był utwór Fantazja i Ogórek! (śmiech)
Skąd zamiłowanie do muzyki?
– Na pewno osłuchałem się, jak śpiewał mój ojciec, widziałem jak gra na instrumentach. Mieliśmy w domu pianino, więc uczył mnie grać. Wtedy wolałem biegać za piłką, ale dzieciństwo u boku wokalisty dało mi dużo inspiracji do do rozpoczęcia swojej kariery.
Miałeś jakieś ulubione miejsce z nastoletnich czasach?
– Z nastoletnich czasów to była sala prób, gdzie stawiałem pierwsze kroki razem z zespołem Devoted & Rudd Sound. Bardzo lubiłem też klub Graffiti, gdzie chodziłem na pierwsze koncerty zespołów hip-hopowych, które wtedy najbardziej mnie inspirowały.
Czy gdybyś mógł cofnąć się do czasów dzieciństwa i miał byś wybór, to czy miastem w którym mieszkałbyś, byłby dalej Lublin?
– Oczywiście, że Lublin. Miałem okazję pomieszkiwać w Krakowie, aktualnie mieszkam w Warszawie. Podczas tras koncertowych zwiedziłem cały kraj wzdłuż i w szerz. Polska jest piękna, a Warszawa daje możliwości pracy i rozwoju, jednak zawsze cieszę się na powrót do domu. Lublin ma specyficzny klimat, którego nie mają inne miasta. Życie płynie tu wolniej. Mam tu swoją rodzinę i przyjaciół, swoje miejsca. Oczywiście Lublin rozwija się i mam nadzieję, że da mi kiedyś szansę na powrót do domu z możliwością pracy w branży, w której aktualnie się rozwijam.
Jak byś opisał dzisiejszy Lublin?
– Lublin niesamowicie się rozwinął. Powstało lotnisko i strefa ekonomiczna. Po 40 latach ukończono „Teatr w Budowie”, a w jego miejsce stanął piękny budynek CSK. Stare kamienice już nie straszą. Transport i drogi znacznie się poprawiły. Powstały nowe obiekty sportowe i kulturowe. Jest mnóstwo wspaniałych wydarzeń, festiwali, o których mówi cała Polska, a artyści i uczestnicy, czy widzowie przyjeżdżają do nas z całego świata. Lublin to ogromna duma i wielkie nadzieje na lepszą przyszłość oraz dobre miejsce do życia.
Fot. Patryk Bułhak/ Archiwum artysty