Rodowita lublinianka zakochana w Starym Mieście, niegdyś mieszkająca w kamienicy przy ulicy Grodzkiej, absolwentka Unii, a od lat wokalistka zespołu Bajm. Beata Kozidrak opowiedziała nam o swoich ulubionych miejscach w mieście, wieczorach w Czarciej Łapie i niezapomnianym dzieciństwie.
Jaki wpływ miał Lublin na początki Pani kariery?
– Tu się urodziłam, mieszkałam w kamienicy przy ulicy Grodzkiej. Ze starszym rodzeństwem: Mariolą i Jarkiem, uwielbialiśmy to miejsce i znaliśmy tu każdy kąt. Dzięki mojemu bratu poznałam przyszłego męża, Andrzeja Pietrasa. Stworzyliśmy razem zespół Bajm. Lublin to najważniejsze miasto w moim życiu!
Jak wspomina Pani dzieciństwo spędzone w kamienicy na Starym Mieście?
– Jeśli można wymarzyć sobie najpiękniejsze dzieciństwo to takie miałam! Chociaż nie obfitowało w luksusy, to zawsze coś ciekawego działo się na Starym Mieście. Nigdy nie było nudno. (śmiech) Przez sześć lat chodziłam do ogniska baletowego na Zamku Lubelskim, uczyłam się też gry na skrzypcach. Bardzo miło wspominam ten czas. Wszystko to, co się kojarzy z lubelskim Starym Miastem, zawsze wywołuje u mnie dreszcze.
Czy to prawda, że sławę i karierę muzyczną wywróżyła Pani Cyganka?
– (śmiech) Taaak, kiedyś na Starym Mieście spotkałam Cygankę. Złapała moją rękę, popatrzyła na dłoń i powiedziała, że będę kiedyś sławna i będę podróżować. Wszyscy się z tego śmiali, ale w sercu kilkuletniej dziewczynki została ta wróżba. Pozostało marzenie, aby mieć inne życie niż moi rodzice, niż moi znajomi.
Pomysł na Bajm narodził się podobno w Czarciej Łapie. Jak to było?
– Właściwie to nie w Czarciej Łapie powstał sam zamysł. Wspólnie z bratem mieliśmy mini recital w Domu Kultury w Lublinie. Zobaczył nas tam Andrzej, który się przyjaźnił z Jarkiem. Spodobały mu się nasze współbrzmienia głosów. Zaproponował, żebyśmy zrobili coś wspólnie. Uczyłam się w liceum Unii Lubelskiej, Andrzej często po mnie przychodził i właśnie w Czarciej Łapie snuliśmy nasze plany i marzenia muzyczne.
Zawsze była Pani odbierana jako symbol kobiecości na polskiej scenie muzycznej. Jak Pani dzisiaj spogląda na swoje stylizacje z lat 80., z początków Bajmu?
– Często się śmieję (śmiech). Chciałam być inna, wyróżniać się. Na pewno byłam oryginalna, Niektóre stylizacje stały się wręcz kultowe! Sporo osób później mnie naśladowało. Nie miałam wtedy do pomocy stylistów ani projektantów mody. Takie były czasy.
W jednej z Pani stylizacji znalazł się fragment lusterka przyklejony do ciała, jako element ozdobny. Była Pani bardzo twórcza!
– Lusterko miałam przyklejone na piersiach, ale w tej stylizacji pomogła mi artystka, która projektowała ubrania na potrzeby teatrów. Ona to wymyśliła. W sklepach nie można było kupić fajnych kreacji, a ja miałam występ na festiwalu w Sopocie i chciałam mieć oryginalny strój.
Słyszałam, że podarte jeansy i skórzane kurtki kupowała Pani również u prostytutek.
– To prawda. U prostytutek kupowałam buty i kurtki, kiedy koncertowaliśmy nad morzem, Dziewczyny nabywały ubrania u marynarzy i sprzedawały. W taki sposób również zarabiały na życie! Gdy po koncertach przyjeżdżałam do hotelu, zapraszały mnie do takiego “magicznego” pokoju pełnego oryginalnych ubrań, butów, dodatków. Na tamte czasy, gdy w sklepach były puste półki, ten pokój wyglądał jak jakiś butik! (śmiech)
Czego możemy Pani życzyć?
– Dalej dużej odwagi i nowych pomysłów muzycznych. No i oczywiście zdrowia!
Fot. Michał Pańszczyk