Nie czytam kryminałów. Właściwie powinnam napisać, nie czytałam kryminałów. W ubiegłym roku sięgnęłam po „Grzech” Maxa Czornyja, a jedynym powodem było to, że dzieje się on w Lublinie.
Książka wciągnęła mnie, mimo, że trup ściele się tam gęsto, a opisy działań psychopatycznego mordercy są naprawdę realistyczne. Z niecierpliwością czekałam na dalszy ciąg. „Ofiara” mnie nie zawiodła, chociaż pozostawiła niedosyt, z którym muszę poczekać do jesieni, kiedy to ukaże się „Pokuta”, trzecia i ostatnia część trylogii.
Z Maxem Czornyjem umówiłam się na rogu ul. Zielonej i Świętoduskiej. Chciałam, aby oprowadził mnie po swoim Lublinie. Zarówno tym, który zna z dzieciństwa, jak i tym, który opisuje w swoich książkach. Przywitał mnie młody i uśmiechnięty człowiek, który zupełnie nie pasuje do swoich powieści.
– Książki to dla mnie pewnego rodzaju odreagowanie – mówi Max Czornyj. – Sam na co dzień nie czytam kryminałów. Traktuję je jak literaturę wakacyjną, na plażę i właśnie taką książkę chciałem napisać. Dobrze i szybko się czytającą.
A dlaczego wybrał Lublin jako miejsce swoich książek? – W Warszawie są setki morderstw i wielu pisarzy, którzy je opisują – opowiada Max Czornyj. – U nas, w Lublinie jest ich kilka, może z 10 i nikt o nich nie pisze. Poza tym, chciałem pokazać nasze piękne miasto, które zasługuje na każdą promocję. Lublin jest moim miastem rodzinnym i znam je doskonale. Widziałem miejsca, w których popełniano zbrodnie i starałem się je opisać w swoich książkach.
Max Czornyj (i nie jest to pseudonim artystyczny) urodził się w Lublinie. Tu się wychował. – Pierwsze dwa lata mieszkałem wraz z rodzicami i dziadkami na ul. Staszica – wspomina pisarz. – Tu chodziłem do szkół, studiowałem.
Z zawodu jest adwokatem, z napisanym doktoratem. Teraz brakuje mu czasu na jego obronę.
Max Czornyj zabrał mnie też na ul. Kowalską. – Kiedyś można było tu biegać po dachach kamienic, z których rozciągał się piękny widok na Podzamcze – opowiada. – Niestety, już nie ma takich możliwości. Trochę to miejsce zabudowano i już brakuje tamtego dawnego klimatu. No i szkoda tej panoramy miasta.
Chociaż mieszkał w międzyczasie we Włoszech czy Austrii, Lublin jest jego ukochanym miejscem. Tu się wychował na legendzie o Czarciej Łapie. – Teraz odcisk łapy jest za szkłem, a kiedyś wielokrotnie przykładałem swoją rękę do tej łapy – wspomina Max Czornyj.
Dotarliśmy do placu Litewskiego. – Brakuje mi naszego Baobabu… – mówi Max. – Ogólnie plac wygląda teraz europejsko, nie pasują mi tu tylko lampy. A wie pani, że pomnik Czechowicza powinien stać w miejscu, gdzie jest McDonald’s? Bo właśnie tam znajdował się salon fryzjerski, w którym zginął podczas bombardowania.
Podczas spaceru po lubelskim Starym Mieście rozmawialiśmy też o pasji pisania. – Od dziecka pisałem – wspomina pisarz. – Najpierw były wiersze, później opowiadania. Debiut literacki to lubelski „Akcent”. Byłem jeszcze nieletni, kiedy moje teksty tam się ukazywały. Na studiach publikowałem artykuły naukowe. Też mam ich kilkanaście na koncie. Później przyszła pora na powieść.
„Grzech” wysłał do kilku wydawnictw. Już po kilku dniach otrzymał telefon z Filii, że są zainteresowani wydaniem książki.
I tak pod koniec ubiegłego roku na rynku pojawiła się debiutancka powieść Czornyja. W kwietniu tego roku do czytelników trafiła druga część, czyli „Ofiara”.
Spacerując odwiedziliśmy oczywiście kamienicę, w której Cztery Iks (psychopatyczny morderca z książek M. Czornyja) trzymał swoje ofiary. Mieści się ona blisko Ratusza. To miejsce obowiązkowe dla wszystkich wielbicieli książek lubelskiego pisarza młodego pokolenia.
Próbowałam namówić Maxa na uchylenie rąbka tajemnicy, co znajdzie się w trzeciej i ostatniej części jego debiutanckiego tryptyku…
– Nie zdradzę, jak skończy się sprawa Cztery Iksa – mówi Max. – Powiem tylko, że „Pokuta”, która ukaże się jesienią rozwiąże całą sprawę.
Zapewnia jednak, że nie będzie to pożegnanie z komisarzem Erykiem Deryło. – Na pewno dostanie do rozwiązania następną tajemniczą sprawę – mówi pisarz. – W planach mam też książki, które będą działy się w innych miastach. Będzie i Warszawa, i Gdańsk, i pewnie jeszcze kilka innych miejscowości.
W Lublinie Max ma jeszcze kilka miejsc, do których wraca. – Często spaceruję z psem po wąwozach znajdujących się na granicy Węglina i Czubów, bo tam mieszkają moi rodzice. Sam mieszkam teraz na Sławinku i te okolice też są mi bliskie. Zresztą śmieję się, że pierwszego trupa ze swojej książki wziąłem na siebie, bo miejsce znalezienia zwłok mieści się 100 metrów od mojego domu.
Max Czornyj nie zamyka się tylko w Lublinie, ale często odwiedza inne miejsca naszego regionu – Polecam zamek w Zawieprzycach – mówi. – To właściwie ruiny w przepięknej okolicy. Zawieprzyce to dawny bogaty majątek, a dziś niewielka wieś nad Wieprzem. Obok, na wzgórzu stoi ciekawa kolumna wotywna z XVIII wieku. To miejsce naprawdę warte zobaczenia.
Spacer kończymy w miejscu, w którym go rozpoczęliśmy, czyli na rogu Zielonej i Świętoduskiej. Max Czornyj okazał się nie tylko dobrym pisarzem, ale również świetnym przewodnikiem po Lublinie.
MAX CZORNYJ
Lublinianin, urodzony w 1989 roku. Adwokat, praktykował prawo w Polsce i we Włoszech. Lubi stare wino, sery pleśniowe i samochody bez dachu. Kolekcjonuje antyki, przede wszystkim sztychy, zegary, zegarki, również zabytkowe meble. Lubi grać w szachy, a na playstation nie grał nigdy. Do tej pory wydał dwie powieści „Grzech” i „Ofiara”. Trzecia część tryptyku „Pokuta” ukaże się w trzecim kwartale tego roku. Na wrzesień wydawnictwo Filia zapowiada wydanie jego thrillera psychologicznego „Najszczęśliwsza”.
Grzech i Ofiara rewelacja, do tego Lublin!!!