Przyzwyczajeni do polskiego Bałtyku wyparliśmy fakt, że jest jeszcze ten u naszych sąsiadów. Tego lata zdecydowaliśmy się tam pojechać rowerami, aby właśnie tym środkiem transportu bardzo szczegółowo poznać Rugię i móc sobie wyrobić jakiekolwiek zdanie na jej temat.

Rugia to największa niemiecka wyspa, porozcinana zatokami i mierzejami, połączona mostami i posiłkująca się przeprawami promowymi. Znajduje się ona zaledwie 100 km od naszego Świnoujścia. Jest więc całkiem blisko, jakby nie patrzeć. Nie trzeba lecieć, wystarczy rower, pociąg albo samochód. Można tam dotrzeć w rozmaity sposób. My wybraliśmy rower i nim pedałowaliśmy z samego Świnoujścia, by móc nastroić się na Niemcy od samego początku tej mini wyprawy.

Zapraszam na szybki rekonesans po Rugii.

STRALSUND – WROTA NA WYSPĘ

Plan wyprawy zakładał przedostanie się promem ze Stahlbrode do Glewitz, padło jednak na Stralsund oddalony 20 km od przeprawy i tym sposobem zobaczyliśmy na własne oczy spektakularny wiszący most, który poprowadził nas wprost na wyspę. My jechaliśmy mniejszą wersją, ten duży zarezerwowany był dla szybkiego ruchu. Przypominał do złudzenia ten widziany na filmach o San Francisco, w takiej zdecydowanie mniejszej skali. Samo Stralsund także przyciąga uwagę. Dla mających więcej czasu poleca się Muzeum Morskie (nam niestety nie było dane wejść do środka), warto pospacerować po mieście i wynaleźć osobiście coś, co Was oczaruje, jak chociażby domki rzemieślników w byłym prężnie działającym porcie.

UMMANZ

To taka wyspa w wyspie. Jest to zdecydowanie bardziej rolnicza część, pomimo że cała Rugia rolnictwem stoi. Domy pokryte strzechą, a symbolem powtarzającym się na wyrobach ceramicznych i znakach jest żuraw. Sporo tutaj terenów podmokłych, stąd nie trudno o brodzące po polach ptaki. Pomimo, że cała Rugia jest bardzo spokojna, tutaj odnosi się wrażenie, że jest jeszcze bardziej sielsko. I nawet turystów jakby mniej.

GIGNST

Urocze miasteczko, jak wiele innych tutaj. Mieliśmy to szczęście, że trafiliśmy na jarmark. Przy kościele rozstawiono stoły, kram z jedzeniem. W Polsce byłoby to raczej niepojęte, a tam miło, rodzinnie spędzona niedziela w pięknej scenerii.

PRZEPRAWA PROMOWA

Położenie Rugii i jej poprzecinany półwyspami krajobraz sprawia, że czasem urozmaiceniem w drodze do miejsca destynacji jest prom. Jest to świetna atrakcja. Co ciekawe promy kursują bez względu na ilość osób. Nam zdarzyło się być jedynymi pasażerami na pokładzie w drodze powrotnej. Mieliśmy okazję przetestować dwa, ten z Glewitz na samym południu wyspy, poprzez ten w Wittower Fahre, który pozwolił skrótem dostać się na samą północ Rugii.

PUTGARTEN

We wszystkich przewodnikach i na różnych blogach wyczytacie, że to najbardziej wysunięty na północ fragment wyspy. Jest to obecnie typowo turystyczna miejscowość z doskonale zaznaczonymi szlakami do zwiedzania okolicy. Ta niewielka wioska to mała „stacja” kolejowa, stąd właśnie ciuchcia na kółkach zawiezie turystów do oddalonego o 1,5 km wejścia na szlak, dojedziecie też do latarni morskich, ale to nie wszystko! Ten stary gród słowiański to dodatkowo miejsce kultu Świętowita wraz z jego pomnikiem, a dla znawców militariów bunkry marynarki wojennej.

KAP ANKORA

Cel, który nas tutaj przywiódł to wspomniany Kap Ankora, sam czubeczek wyspy z kredowymi klifami. Za latarnią znajdziecie ścieżkę, czy też szlak, który prowadzi dokładnie w to miejsce. Wielka skarpa w dół, lazur morza przed oczami i mamy przepis na idealne zdjęcie. Jednak zdecydowanie piękniejsze ujęcie będzie z dołu, poprowadzą Was schodki i zapewne inny turyści kręcący się tutaj. Na samym dole uwagę przykuwa nie sama plaża, ale to jak woda wyrzeźbiła i wciąż kształtuje ten teren. Przy odrobinie szczęścia na horyzoncie pojawi się żaglówka i nie chce się wracać.

LOHME

To mieścinka „tranzytowa” w drodze na Königsstuhl. Rozpościera się z niej fantastyczny widok w kierunku na Kap Arkona. Jeżeli lubicie piesze wędrówki to bukowy las poprowadzi Was wprost do Tronu Króla. Z racji rowerów musieliśmy skierować się na ścieżki rowerowe. Sakwy niestety mocno zawęziły nasze możliwości trekkingu, jednak i tak pozwoliły zmęczyć się i sporo zobaczyć.

Tron Króla Königsstuhl

Miejsce rozsławione w broszurach informacyjnych, jednak aby je zobaczyć „od środka” trzeba zapłacić 10 euro. Poza samym spektakularnym 118 metrowych klifem znajduje się tutaj wystawa przyrodnicza. My zdecydowaliśmy się pójść kilkadziesiąt metrów dalej i spojrzeć na nie z punktu widokowego z innej perspektywy.

GLOWE

Miasteczko portowe z malowniczymi falochronami, koszami na plaży. Polecam zatrzymywać się w każdym po kolei, każda mieścina na wyspie ma w sobie coś niepowtarzalnego i jakiś znak rozpoznawczy, do którego będziecie wracać we wspomnieniach.

PARK NARODOWY JASMUND

Wpisany w 2011 na listę światowego dziedzictwa UNESCO Park Narodowy Jasmund to miejsce, gdzie można być jeszcze bliżej natury. Słynie z kredowych klifów, które wraz z zielenią nadmorskich lasów dopełniają piękna tego obszaru. Szczerze mówiąc cała Rugia jawi się jako turystyczna mekka miłośników przyrody. Można zauważyć pewną prawidłowość w szacie roślinnej, lasów bukowych jest spora powierzchnia i osobiście uwielbiam przez nie mknąć rowerem, są mroczne, brąz opadłych przesuszonych liści mieni się z zielenią tych świeżych. Pomimo palącego słońca zalesione wybrzeże daje ukojenie. Myślałam, że północne wybrzeże jest płaskie, to błąd. Nigdzie dotąd na Rugii nie przejechałam tylu wykańczających podjazdów z załadowanych po brzegi rowerem. Może dlatego, że teren ten skrywa najwyższe wzniesienie Rugii – Piekberg (161 m n.p.m.) Rugia to zdecydowanie raj dla rowerzystów i miłośników pieszych wycieczek.

SASSNITZ

Jedno z piękniejszych miast na wyspie. Na wybrzeże najlepiej dostać się z centrum mostem, który robi niesamowite wrażenie. Ale to zaledwie przedsmak tego co nas czeka. W samym porcie nie lada gratka dla miłośników okrętów podwodnych. Brytyjski jednostka zaprasza do zwiedzania.

Port i mnogość knajpek sprawia, że w brzuchu burczy za sprawą bezlitosnych zapachów. Dla głodnego nie zabraknie bułek z rybą, lokalnego klasyka. Śledź smakuje jak nigdy dotąd! Oczy zjadłyby wszystko. Port wieńczy malownicza latarnia, która można oglądać na pocztówkach. Na żywo robi podobne wrażenie, jest piękna. Wiatr dmucha niemiłosiernie, nad głowami latają żarłoczne mewy, za którymi nie przepadam. Sassnitz skradł nam kilka godzin, nie chciało się stąd wyjeżdżać.

Całe wschodnie wybrzeże wyspy to niekończące się plaże wraz z tzw. białymi miejscowościami. Skąd ta nazwa? Za sprawą przeważającej barwy, a jakże białej.

Zanim jednak dotarliśmy do kurortów na drodze pojawiła się PRORA.

Jeżeli chcecie zobaczyć blokowisko, które rozciąga się na 4,5 km i miało pomieścić 20.000 mieszkańców, to koniecznie zajrzycie do Prory. To właśnie tutaj naziści zbudowali kompleks wypoczynkowy dla niemieckich robotników. To miejsce hitlerowskiej indoktrynacji miało zapewnić czas relaksu za sprawą zbudowanych tutaj kawiarni, restauracji, no i samego kąpieliska. Miejsce to jednak nigdy do tego celu nie zostało wykorzystanie. Czas odcisnął na nim swoje piętno. Spora część budynków została zaadaptowana, jest tutaj nowoczesne osiedle, hostel, mieszkania. Część kompleksu przeznaczono na muzeum.

SELLIN

Myślałam ze Sassnitz to perełka na Rugii, ale zmieniłam zdanie, gdy dotarliśmy do Sellin. Jest tutaj zdecydowanie bardziej tłoczno, za sprawą licznych kawiarni i mnogości białych zadbanych pensjonatów. Jednak to nie to mnie oczarowało a molo, którego misterna drewniana konstrukcja jawiła się jak pałac z bajek Disneya. Zachód słońca przepięknie oświetlał plaże i niekończące się ilości koszy plażowych.

BINZ

Jest to stosunkowo młoda miejscowość, ale niesamowicie malownicza. Wielki zegar na środku chcąc nie chcąc wyznacza małe centrum, w którym tłoczą się ludzie. Długie molo i białe ławeczki, zadbane trawniki i skwerki, pensjonaty dopieszczone w każdym calu. Widać pewien schemat w tej zabudowie. Rugia jest dopracowana w każdym calu, zwłaszcza jeżeli chodzi o zabudowę, niezwykle bogatą w rzeźbienia, balustrady i perfekcyjnie przyciętą zieleń. Pomimo, że to zaledwie 100 km od domu to czuć, że to nie jest już Polska.

PUTBUS

Słynie ze swojego placu Circus, ale dodatkowo z innymi miejscowościami zyskało nazwę białego miasta, za sprawą koloru elewacji domów. Jego druga nazwa to miasto róż, których jest tutaj wyjątkowo dużo.

Zatrzymajcie się tutaj na dłuższą chwilę, pospacerujcie po parku. I na koniec, w rejonie tym echem niesie się gwizd Szalonego Rolanda. Ta kolejka wąskotorowa ukazywała się naszym oczom dość często w tej części wyspy. Jej zawrotna prędkość 30 km/h sprawia, że można ja fotografować do woli, ale przede wszystkim napatrzeć się. Jeździ właśnie z Putbus poprzez Binz, Sellin, Baabe do Göhren. Czyli ma na swojej drodze to co zdecydowanie warto zobaczyć już spoza jej pokładu.

CZEGO ZOBACZYĆ SIĘ NIE UDAŁO (A WARTO)

HIDDENSEE to podobnie jak Ummanz kolejna wyspa w tym obszarze, gdy spojrzycie na mapę, to będzie na lewo, na zachodzie. Dostać się na nią można jedynie promem, poruszać zaś po niej pieszo, bądź rowerem. Jej długość to zaledwie 17 km, jednak kryje się tam sporo miejsc wartych zobaczenia, jak niebieskie domy! Nie może zabraknąć latarni i pięknych widoków, jak to nad morzem (widziałam w Internecie…nie na żywo). Bardzo żałuję, iż nie udało się zobaczyć domków, rodem jak ze Smerfów, na żywo.

Rugia sama w sobie jest czymś innym, niż Polskie wybrzeże, samo snucie się po miasteczkach, oglądanie zachodów słońca i podziwianie lokalnej architektury wystarczy, by odpocząć.

Więcej o podróżach przeczytacie na blogu GreyMouseland

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments