Pani Renata Wojtysiak to 76-letnia mieszkanka Lublina, która prowadzi najstarsze w naszym mieście biuro matrymonialne „Rena”. Już od 27 lat pomaga ludziom znaleźć miłość. Swoją pracę traktuje jak misję, bo lubi rozmawiać z ludźmi i czuć się potrzebna. W najbliższej przyszłości planuje wydać książkę o najciekawszych doświadczeniach, jakie przytrafiły się jej klientom i klientkom. Są to historie, które napisało samo życie.
Przy ulicy Noworybnej 3 w Lublinie znajdują się bardzo charakterystyczne, stare drzwi oklejone naklejkami w kształcie serc. To przed nimi wielu młodych ludzi robi sobie zdjęcia, fotografując je nawet podczas sesji ślubnej. Niektórzy turyści po prostu się tutaj zatrzymują i z uśmiechem podziwiają to miejsce. Duże wejście ozdobione szyldem „Rena” to nie żadna atrapa. Swoje biuro matrymonialne od 27 lat prowadzi tu jego jedyna założycielka, Renata Wojtysiak. Zanim w 1992 roku otworzyła swój własny lokal, długo pracowała w zakładzie energetycznym jako urzędniczka.
Przepowiedziane marzenie
Początkowo wszystko było dziełem przypadku. Ponad 30 lat temu, jeszcze w czasach trwania komunizmu, na drodze Renaty Wojtysiak stanęła pani Teodora Kaczmarek, właścicielka pierwszego biura matrymonialnego „Olimpia” znajdującego się przy ulicy Kowalskiej. Kobiety szybko się zaprzyjaźniły, a pani Renata zaczęła bezinteresownie pomagać swojej przyjaciółce. Często zastępowała ją pod jej nieobecność, poznając dokumentację i przyjmując jej gości. Już wtedy w jej głowie powstały realne plany stworzenia podobnego miejsca. Czekała jednak na przewrót ustrojowy, który nastąpił po 1989 roku.
– Pomyślałam sobie, że otworzę coś swojego i wpadłam na pomysł, żeby było to biuro matrymonialne – mówi Renata Wojtysiak. – Zawsze lubiłam rozmawiać z ludźmi. Interesowała mnie psychologia i ich problemy – przyznaje. I tak dokładnie 15 września 1992 roku rozpoczęła swoją własną działalność, stając się powierniczką ludzkich sekretów.
Pani Renata wspomina także, że o tym, czym będzie zajmować się w przyszłości jako starsza osoba, dowiedziała się od wróżki. – Będzie pani pomagała ludziom, będą przychodzić szukać u pani pomocy – przytacza jej słowa. Początkowo nie rozumiała tego, w jaki sposób mogłaby odmienić życie innych osób.
– Nie przypuszczałam, że będzie to biuro, że w ten sposób będę pomagać – uśmiecha się właścicielka „Reny”. – To jest bardzo przyjemna pomoc – dodaje.
Wnętrze z duszą
Spotykamy się w 10-metrowym pomieszczeniu, pozbawionym prądu i ogrzewania. – Na razie mi to wystarcza – zapewnia Renata Wojtysiak. Nie czeka tu jednak całe dnie na potencjalnych klientów i klientki, ale umawia się z nimi na spotkanie w lokalu o konkretnej godzinie.
– Byłam wcześniej w innych miejscach, ale ze względu na podwyższony czynsz musiałam zrezygnować – zdradza. Jej biuro przez długi czas znajdowało się przy Nadbystrzyckiej, gdzie wynajmowała jeden z kilku pokoi.
Dzisiejsze studio, w którym Renata Wojtysiak przyjmuje swoich gości, jest niewielkie, ale trzeba przyznać, że ma swój specyficzny klimat. W oczy rzucają się ramki ze zdjęciami par młodych zeswatanych właśnie dzięki niej. Zakochani podarowali jej portrety ze swojego najważniejszego dnia, by jak twierdzą – być reklamą biura. Fotografie małżeństw otaczają wszelkie możliwe bibeloty: lalki, maskotki oraz figurki nawiązujące do tematyki ślubnej, ale są tu też zwykłe ozdobne przedmioty. Widać więc sztuczne kwiaty, nadszarpnięte zębem czasu naczynia, świece, lustra czy ramki.
Swoje skarby pani Renata znajduje w popularnych ciucholandach, ale też często otrzymuje wiele drobiazgów z targów staroci.
– Takie rzeczy nie są wartościowe, ale tworzą nastrój – stwierdza właścicielka biura matrymonialnego. I choć na początku swojej działalności musiała się wkupić w łaski tutejszych mieszkańców, to do dziś utrzymuje z nimi dobre kontakty. Wielu z nich pomogło jej w urządzaniu miejsca pracy.
Wygrał Internet
Czy kiedyś łatwiej było otworzyć biuro matrymonialne? Renata Wojtysiak twierdzi, że tak, bo nie było Internetu lub nie był on aż tak powszechny. Poza tym dawniej łatwiej było poznać miłość, bo ludzie tworzyli trwalsze więzi.
Ile osób zgłasza się więc do biura „Rena”? – Z każdym rokiem coraz mniej – odpowiada pani Renata. – Nie można się utrzymać z biura matrymonialnego. To jest satysfakcja, wolontariat i pomaganie ludziom – dodaje. Dlatego na co dzień żyje z emerytury, a swoją dodatkową pracę traktuje jako hobby.
Dziś młodzi ludzie korzystają głównie z portali internetowych, dlatego taka forma profesjonalnej pomocy w Lublinie i innych miastach Polski staje się coraz mniej popularna. Natomiast dla Renaty Wojtysiak Internet jest odhumanizowany i przyznaje, że sama z niego nie korzysta. Samotne, szczególnie starsze osoby często nie potrafią korzystać z sieci, w której mogą poznać sympatię, więc wciąż zapisują się do biura matrymonialnego „Rena”. Zyskują wówczas pomoc w wyborze partnera lub partnerki przez cały rok.
– Stare metody poznawania ludzi są najlepsze, sprawdzone i skuteczne – mówi z przekonaniem pani Renata. Jej zdaniem, w Internecie natomiast istnieje ryzyko oszustwa.
Druga osoba może nas okłamać podając nieprawdziwe informacje na temat swojego wieku, wyglądu lub stanu cywilnego. W biurze matrymonialnym „Rena” rzadko dochodzi do takich sytuacji. Z reguły prawda szybko wychodzi na jaw, bo Lublin to wbrew pozorom małe miasto, gdzie większość ludzi zna się osobiście lub chociaż z widzenia.
Wszyscy chcą kochać
Rejestracja w biurze jest bardzo prosta. Każdy, kto przychodzi do Renaty Wojtysiak, wypełnia specjalną ankietę z danymi osobowymi. Dzięki temu kolejnej osobie łatwiej jest wyobrazić sobie swojego potencjalnego partnera lub partnerkę. Z formularza można dowiedzieć się m.in. o wadze, wzroście, wieku, wykształceniu, dzietności czy aktualnym stanie cywilnym danej persony oraz o tym, kogo poszukuje. Istotne jest też podanie adresu zamieszkania i numeru telefonu, aby nawiązać z kimś kontakt. Zdjęcia z podobizną klientów są mile widziane, ale niewymagane. Z reguły dwoje ludzi, którzy mieszkają na terenie Lublina lub w okolicach miasta, może spotkać się niemal od razu. Po zapoznaniu się i wspólnej rozmowie wszystko zostaje tylko w ich rękach.
– Do biura przychodzą przede wszystkim ludzie samotni i w różnym wieku – wyznaje właścicielka „Reny”. – Od 18 do 100 lat i powyżej. Sporą grupę stanowią samotni kawalerowie ze wsi. Młodzi ludzie, którzy zostali na ojcowiźnie z wyboru lub z konieczności życiowej. Nie mają żadnego wykształcenia. Kochają swoją mocno zmechanizowaną gospodarkę i szukają żony – zdradza kobieta.
Panowie nie wymagają, aby ich przyszłe małżonki ciężko pracowały, lecz pragną, by zajmowały się domem i dziećmi, a czasami liczą na pomoc w gospodarstwie. W ich z pozoru uporządkowanym życiu pełnym wygód, pięknych domostw i drogich samochodów kobiety są niczym brakujące ogniowo. Trudno im znaleźć kandydatki na żony, a nie ukrywają, że dążą do przedłużenia swojego rodu.
– Większość panów szuka pań na stałe, ponieważ myślą poważnie o „jesieni życia” – przyznaje pani Renata. W razie choroby chcą mieć wsparcie partnerki lub żony. – W zamian za opiekę chcą im podwyższyć standard życiowy, żeniąc się z nimi – dodaje.
Paniom jest łatwiej
Paniom jest zdecydowanie łatwiej znaleźć partnera, ponieważ sporo młodych mężczyzn jest singlami aż do 40. roku życia.
– Tu kobiety mogą wybierać i przebierać – uśmiecha się Renata Wojtysiak. Schody zaczynają się, kiedy płeć piękna kończy 50 lat. – Panowie żyją krócej, a zostaje coraz więcej atrakcyjnych wdów. Mają odchowane dzieci i dokucza im samotność – podkreśla właścicielka biura matrymonialnego „Rena”.
Niektóre seniorki mimo licznej rodziny nie są z nią blisko, ponieważ ich pociechy często na stałe wybierają życie za granicą. One natomiast nie chcą opuszczać kraju. Poza tym pracują, wciąż mają swoje pasje i pragną spędzić ostatnie lata swojego życia we własnym domu. Nie chcą jednak zostać w Polsce całkowicie same i dlatego rozpoczynają poszukiwania partnerów właśnie w biurze Renaty Wojtysiak.
Miłości szukają ludzie mający wszystkie stopnie wykształcenia: podstawowe, średnie, wyższe, a nawet osoby z tytułami naukowymi. Najczęściej chcą, by ich potencjalny partner lub partnerka była na tym samym poziomie edukacji. Jednak zdarzają się wyjątki.
– Bogate wnętrze i różnorodne zainteresowania bardziej rozwijają osobowość oraz intelekt niż wiedza przyswajana w wąskim zakresie na studiach – przytacza słowa jednej z klientek pani Renata. Była to psycholog z tytułem naukowym, która uważała, że kultury osobistej nie nabywamy, ale się z nią rodzimy.
Bezwarunkowa miłość
Właścicielce biura matrymonialnego „Rena” trudno jest określić, ile osób dzięki niej znalazło miłość.
– Prowadzenie statystyk jest niemożliwe, gdyż byłyby one niepełne i niewiarygodne – zaznacza pani Renata. Ludzie często dziękują jej za pomoc w znalezieniu drugiej połówki, ale nigdy do końca nie wiadomo czy ich związek został oficjalnie sformalizowany.
– Doradzam długą znajomość przed ślubem. Poznanie swoich charakterów, sprawdzenie się
w różnych sytuacjach życiowych – mówi z przekonaniem. Każdy pozytywny finał miłosnej historii sprawia Renacie Wojtysiak ogromną radość i daje jej spełnienie.
Z drugiej strony okazuje się, iż dużo osób wstydzi się tego, że poznały się przez biuro „Rena”. – Trzymają to w tajemnicy przed znajomymi i rodziną – wyznaje pani Renata. Jej klienci często czują się gorsi od innych, ponieważ zdecydowali się skorzystać z usług doradcy. Tymczasem Renata Wojtysiak uważa, że jest to profesjonalna pomoc, porównywalna do usług adwokata czy lekarza, więc nie ma w tym nic złego.
– Tu przychodzą ludzie, którzy nie mają czasu. Są zapracowani, zaganiani i mają też pecha
w poznawaniu kogoś – tłumaczy.
Osoby, które skorzystały z wsparcia pani Renaty są naocznym dowodem na to, że potęga miłości jest wielka i prawdziwe uczucie nie znają granic. – Taka jest potęga miłości, że pokonuje wszelkie bariery i granice – przyznaje właścicielka biura „Rena”.
Zwykłe niezwykłe życie
Renata Wojtysiak codziennie cieszy się z tego, że ludzie nadal chcą korzystać z jej pomocy. – Czuję się potrzebna – uśmiecha się. – Nie lubię jak nie ma zainteresowania moim biurem – dodaje.
Szczególnie latem brakuje klientów, którzy w okresie wakacyjnym mają więcej czasu na to, by poznać jakąś wyjątkową osobę. 76-letnia właścicielka „Reny” stara się jednak nie przejmować „martwymi okresami” w jej biurze. Na co dzień stale dba o swoje osobiste relacje ze znajomymi i rodziną. Ciągle też wychodzi do ludzi i nie chce skupiać się na problemach, jakie towarzyszą osobom w jej wieku.
Choć można powiedzieć, że pani Renata spędza czas jak typowa seniorka w jej wieku, to jej najbliższe plany i marzenia wykraczają ponad przeciętność. Założycielka biura matrymonialnego „Rena” planuje wydać własną książkę. Opisze w niej tragiczne i zabawne historie klientów i klientek, których los postawił na jej drodze.
Życie pisze przecież najciekawsze scenariusze. – Chcę zostawić po sobie coś materialnego. Pozostanie książka z moim nazwiskiem. Może wnuki będą ją czytać i przekazywać swoim znajomym – kończy z uśmiechem.