Założony w 2001 roku w Skarżysku-Kamiennej zespół happysad jest jednym z najpopularniejszych rockowych zespołów w Polsce. Lublin odwiedzają kilka razy w roku, łącznie mieli tu już ponad 40 koncertów. O muzyce, Lublinie i festiwalu w Jarocinie rozmawialiśmy z wokalistą grupy, Kubą Kawalcem podczas finału tegorocznej trasy Cydru Lubelskiego – Spragnieni Lata.

Rozmawiamy w Lublinie, w którym gracie bardzo dużo koncertów. Inspiruje Was to miasto?

Kuba Kawalec: Lublin jako miejsce? Eeee no chyba bym musiał skłamać, że jest w jakiś sposób inspirujący. Chyba nie…. To znaczy, żeby to nie zabrzmiało źle, że nie jest inspirujący w ogóle. Natomiast żadne miejsce koncertowe chyba nie jest inspirujące. Przynajmniej dla mnie do pisania i do przeżywania. Natomiast jest częścią koncertowego żywotu. Gdybyś się zapytała o Kraków, Warszawę, Poznań, Wrocław i inne miejsca, to też bym musiał szczerze odpowiedzieć, że miejsca, w których gramy koncerty chyba nie są inspirujące, ale samo granie koncertów już tak.

Czy masz jakąś przygodę związaną z koncertami, bądź z naszym miastem, którą mógłbyś się podzielić?

– Z Lublinem to mamy masę! (śmiech) W Lublinie graliśmy chyba ze 40 razy. Bardzo dużo razy graliśmy w Graffiti, z którym się masę historii wiąże. Mieliśmy taki pierwszy film o naszym zespole i on powstał z lubelską ekipą. Kiedyś też nam aparat ukradli w Lublinie i szybę w busie wybili. Są takie wesołe i mniej wesołe historie. Ale Lublin jest dosyć jaskrawym punktem, jeżeli chodzi o wspomnienia, o liczbę zagranych koncertów, o jakość tych koncertów, o miejsce. Szczególnie z Graffiti bardzo go kojarzymy. Mówię przez pryzmat tego klubu, w którym koncerty nie kończą się zaraz po tym, jak schodzimy ze sceny, tylko trwają jeszcze dłużej.

W klubach gra się łatwiej niż na koncertach plenerowych?

– W klubie jest większa identyfikacja z miejscem na pewno, bo znamy klub, znamy ludzi z klubu, zawsze zostajemy w tym klubie. A koncert klubowy od plenerowego odróżnia się na wiele sposobów, ale to są i plusy, i minusy. W klubie jest bliski kontakt z publicznością, jest duszno, gorąco i to ma takie plusy emocjonalne. Z drugiej strony duża scena to zawsze jest wygoda grania, komfort akustyczny. Ale ja lubię grać ogólnie.

Na koncerty klubowe przychodzą ludzie bardziej świadomie, bo kupują bilety?

– No na pewno! Czujesz się doceniony w zupełnie inny sposób niż na scenie plenerowej. Ale z drugiej strony, ktoś Cię tutaj zaprosił i przyszli też ludzie. Trzeba by było decydować, który się bardziej woli. Jeżeli ktoś lubi grać, to zaakceptuje obydwie wersje. Natomiast koncerty klubowe to przede wszystkim bliski kontakt z ludźmi. Szczególnie w Lublinie!

Czy z biegiem lat zauważyliście, jak zmienia się Wasza publiczność? Czy to wciąż Ci sami ludzie?

– Gramy już 15 lat i jesteśmy świadkami dojrzewania ludzi. Poznajemy ich czasem bardzo blisko. Przez tyle czasu przewinęła się masa, masa ludzi, masa znajomości. Nie mamy takiej jednej publiczności, która jest z nami od początku i już została z nami na wsze czasy (śmiech). Ale też miło widzieć nowe twarze.

Czym jest festiwal w Jarocinie dla happysadu? Graliście tam między innymi jubileuszowy koncert z okazji 10-lecia zespołu.

– Jarocin też zmienił się jako festiwal. Natomiast samo miejsce jest dla nas kultowe. To tak, jak odwiedzasz miejsce, które ma znaczenie historyczne. Jesteśmy z tych lat 80., gdzie, może nie czynnie, braliśmy udział w rozwoju muzyki i przekazu tekstowego, ale pamiętamy to bardzo dobrze. Taki sentyment został nam do tego miejsca. Natomiast to już jest zupełnie inny festiwal. No i dobrze, bo są inne czasy. Jak pierwszy raz graliśmy w Jarocinie, to mieliśmy takie myśli, czy my tu pasujemy, czy my jesteśmy godni tego miejsca, no wiesz! Ale szybko to minęło, bo właśnie inni ludzie tam przyjeżdżają.

Jak sądzisz, co stanowiło największą siłę Jarocina?

– Myślę, że historia ma bardzo duże znaczenie. Szanuję strasznie to, że za organizację wziął się Michał Wiraszko (dyr. festiwalu – przyp. red.), który pamięta bardzo dobrze poprzednie czasy, ale ma bardzo otwartą głowę na nowe rzeczy. Mimo różnych oczekiwań z wielu stron, potrafi sobie z tym wszystkim poradzić i to jest imponujące!

fot. Dominika Polonis

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments