Muzycy zespołu Machina pochodzą z Lublina. Właśnie wydali pierwszą, debiutancką płytę pt. „Czarodzieje Pustych Słów”. O płycie, swoich początkach i pierwszych sukcesach opowiedzieli nam muzycy rockowej grupy.

Zespół powstał w Świdniku. Początkowo jako Deluxe?

Michał Denis: W 2009 roku padł pomysł utworzenia kolejnego projektu muzyków, którzy już ze sobą grali wcześniej w wielu różnych zespołach. 10 lat temu stwierdziliśmy, że zakładamy zespół. Nie było pomysłu na nazwę, ale wiedzieliśmy jaki rodzaj muzyki chcemy grać. W składzie Michał Denis, Krzysztof Bobek, Artur Jasiński i Marcin Sokołowski założyliśmy zespół Deluxe. I z tym zespołem graliśmy sobie koncerty po knajpkach. Po mniejszych, większych, również wyjazdowe koncerty. Graliśmy naprawdę sporo. Odnotowaliśmy trochę sukcesów. Byliśmy m.in. w programie Must Be the Music.

Marcin Sokołowski: Jako Deluxe wygraliśmy też Grand Prix…

Marcin Fidecki: Na ogólnopolskim festiwalu bluesowym Kraśnik Blues Meeting 2014.

Jak się poznaliście?

MS: W pewnym momencie nasz gitarzysta postanowił odejść z zespołu i polecono nam Adama Stańczaka, który teraz gra. Przy okazji kompletowania piosenek na płytę postanowiliśmy zacząć wszystko od początku i powstał zespół Machina.

W 2011 roku wystąpiliście w Must be The Music. Czyjej opinii najbardziej się baliście?

MD: Nie baliśmy się Kory, natomiast Kora nas się bała! (śmiech)

MF: To była przygoda na całe życie. Było bardzo miło, graliśmy sobie fajne piosenki i super się bawiliśmy.

MD: Poznaliśmy też kulisy produkcji telewizyjnej.

Po licznych sukcesach przyszedł czas na debiutancki album.

MF: Proces był bardzo długi…

Adam Stańczak: Chcieliśmy po prostu odświeżyć te stare numery, które chłopaki jeszcze w składzie Deluxów zaaranżowali i grali.

MD: Poza tym trzeba dodać to, że każdy z nas gra też w innych zespołach i każdy z nas nie ma na tyle dużo czasu, żeby siąść i od początku do końca zrobić to, jak niektóre zespoły w pół roku czy rok. U nas to dłużej trwało, ale myślę, że przełożyło się to na jakość.

W jakich składach jeszcze można Was usłyszeć?

AS: Jesteśmy muzykami do wynajęcia! (śmiech) Sesyjnymi. Gramy po prostu, w różnych składach.

Czym charakteryzuje się southern rock, który wykonujecie?

MF: Nie nazwałbym tego w ten sposób. Są pewne elementy, ale tak naprawdę nie można tego zaszufladkować.

MD: Wykonujemy szeroko pojętego rocka. Tak najprościej mówiąc. Każdy z nas słucha trochę innej odmiany rocka, ale nadal jest to rock.

AS: Na płycie można posłuchać może z dwóch utworów, które są w tej stylistyce.

Warto wydawać płyty w dzisiejszych czasach?

AS: Myślę, że w życiu każdego zespołu moment wydania płyty to jest coś wspaniałego. To takie podsumowanie dotychczasowej drogi.

AS: No powiedzmy. Bo to takie nasze dziecko artystyczne. Rzeczywiście wymagało to ogromnego poświęcenia z naszej strony. To wszystko było czasochłonne. Przede wszystkim jesteśmy z tego dumni, bo to było naszym celem, żeby zrobić coś, co będzie dobrze brzmiało też za dziesięć, dwadzieścia lat.

MS: Bardzo dużo czasu poświęciliśmy, żeby to brzmiało tak, jak brzmi na tej płycie. Wyszło tak jak chcieliśmy.

Łatwo dzisiaj wydać płytę?

MD: O wiele łatwiej niż kiedyś. W tej chwili płytę można nagrać przez internet. Każdy muzyk może w swoim studiu zarejestrować swoją partię i dać realizatorowi, żeby to zmiksował.

MS: Trudniej jest teraz tę płytę wypromować i zapoznać ludzi z tą muzyką.

AS: Jeżeli mówimy o muzyce komercyjnej, to musi być produkt, który się sprzeda. Wydaje mi się, że w ten sposób teraz działa branża muzyczna. Jeżeli ktoś chce grać taką muzykę undergroundową, to musi liczyć się z tym, że będzie grał po małych lokalach i będzie to sztuka dla sztuki.

Winyle mają przyszłość?

MF: Kolekcjonerską tak. Mieliśmy już nawet takie pytania, czy nasza płyta będzie wydana na płycie winylowej. Nie mówimy nie.

MS: Jest taka możliwość, że tak się stanie. Nawet niewielką liczbę egzemplarzy, ale na winylu.

Co najbardziej lubicie w Lublinie?

MD: Stare Miasto, które wygląda coraz lepiej i jest tam coraz więcej lokali.

MF: Klimat.

MD: Wszystko tam ładnie wygląda.

W jakim miejscu najbardziej lubicie grać?

Filip Leszczyński: Chyba najbardziej w kameralnych sytuacjach.

MF: Wszystko ma swoje plusy i minusy.

MD: Jeżeli ma to być jakaś kryptoreklama pubów, to u Szewca! (śmiech)

Fot. Dominika Polonis

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments