Jest artystką nietuzinkową. Wspinanie się na drzewa w kolorowych rajstopach i jaskrawych spódnicach to dla niej żaden problem. Jeśli tylko ma to pomóc środowisku, usiądzie na najwyższej gałęzi albo zrobi sobie zdjęcie siedząc na pniach podczas karmienia piersią. Cecylia Malik, matka trójki aktywistów i jedna z najbarwniejszych freelancerek walcząca o zieleń i rzeki w Polsce opowiada, co robiła w Lublinie i co doradza lubelskim aktywistom.
Co cię sprowadziło do Lublina?
Przyjechałam tu razem z Gosią Nieciecką-Mac na zaproszenie jednego z lubelskich aktywistów. Paweł Laufer, jak wielu innych lokalnych społeczników, jest mocno zaangażowany w działania na rzecz górek czechowskich i to głównie one sprowadziły mnie ponownie do urokliwego Lublina. Okazało się, że nasze akcje i happeningi na rzecz terenów zielonych w Krakowie stały się dla Pawła i pozostałych członków stowarzyszenia inspiracją. Chcieli, żebym im doradziła co robić, by zachować ten teren niezabudowany. Ale wracam tu co jakiś czas także prywatnie, w odwiedziny.
Uważasz, że nasze miasto ma potencjał?
Jak każde inne, pod warunkiem, że się go całkowicie nie zabuduje i nie pozbawi zieleni, dzięki której mamy czym oddychać. Macie piękne Stare Miasto, niezwykle klimatyczne. I choć nie znam całej topografii, uważam, że warto tu przyjechać choć raz. Bardzo chciałabym spędzić w Lublinie dłuższy czas i poznać miasto lepiej.
Na pierwszy rzut oka jest u nas zielono?
Nie znam Lublina zbyt dobrze, kręcę się zawsze gdzieś w centrum, dlatego trudno jest mi się wypowiedzieć w tej kwestii, ale z całą pewnością ogromnym bogactwem miasta są górki czechowskie z siedliskami chomika europejskiego i innych zagrożonych gatunków.
Jesteś autorką kilku kontrowersyjnych akcji. „Modraszki” walczące o krakowski Zakrzówek poruszyły Polskę.
To była jedna z naszych najdłuższych, a przy tym bardzo skutecznych akcji, w którą zaangażowały się setki osób. Modraszkowe skrzydełka były swego czasu wszędzie – w sklepach, dużych centrach handlowych, na chodnikach, rowerach, w tramwajach, przed Ratuszem. Ale najwięcej nas zebrało się na Zakrzówku, o który wspólnie walczyliśmy.
I odnieśliście spory sukces. Niebieskie skrzydła zagrożonego gatunku modraszka wykonane z tektury nosiło wielu mieszkańców Krakowa. U nas ludzie ciągle się krępują, na happeningi przychodzi garstka stałych bywalców.
I to jest coś, co lublinianie powinni zmienić. Nie ma na co czekać, żadna sprawa dotycząca ogółu nie powinna być pozbawiona wsparcia mieszkańców. Zanim zadecydują za nas, zróbmy co możemy, żeby wygrać albo przynajmniej coś wynegocjować. Nie można udawać, że się o czymś nie wie, skoro trąbi o tym całe miasto. Jeśli nie ty, to kto? Na nasze akcje przychodziło wiele osób szczerze zatroskanych o Zakrzówek, wycinkę drzew czy regulację rzek. Sporo pomógł Facebook. Drugie tyle upór mój i osób z którymi współpracowałam. Wstyd wkłada się do kieszeni, kiedy idzie o wysoką stawkę. I trzeba wytrwać.
Co byś poradziła naszym aktywistom?
Rozejrzyjcie się dookoła. Przemyślcie jakich macie znajomych i możliwości. Bo może ktoś ma znajomą prowadzącą klub jogi, która zorganizuje warsztaty na górkach czechowskich, albo artyści malarze zechcą zrobić tam zajęcia dla mieszkańców i uwiecznić piękno górek na płótnach. Im bardziej kolorowo i głośno, tym lepiej.
Głośnym echem odbiła się też Twoja akcja dotycząca wycinki drzew. Ostatnimi czasy studenci wydział artystycznego UMCS obwiązywali drzewa wyznaczone pod wycinkę białym płótnem.
To bardzo dobra akcja. Fajnie, że są wśród Was ludzie, którzy walczą. Tym bardziej cieszy, że temat ochrony środowiska rusza studentów i młodzież, czyli młodsze pokolenia, które wbrew pozorom nie są obojętne na to, co dzieje się wokół. Nasza akcja „Matki Polki na wyrębie” odbiła się echem w kilku innych miastach i o to mi właśnie chodziło. Karmiąc piersią na pniach pięknych drzew, które zostały wycięte, chciałam nie tylko pokazać politykom, że zabieramy naszym dzieciom i wnukom przyszłość.
Jakie dylematy może mieć aktywista?
Trudne w życiu aktywisty są momenty, w których umykają mu jakieś sprawy. Wtedy dochodzi się do wniosku, że można było wcześniej zadziałać i coś więcej zrobić, a teraz pozostaje wyłącznie okrojone działanie. Kiedy jechałam rodzić syna, dziennikarz jednej z krakowskich gazet napisał do mnie, bym wypowiedziała się w kwestii Zakrzówka. Odpisałam mu, że jestem w drodze na porodówkę, a on poprosił o namiary na inne zaangażowane w projekt osoby. Pomiędzy skurczami musiałam więc wymieniać z nim sms’y, by sprawa, o którą wtedy walczyliśmy nie ucichła. Aktywista nie ma chwili wytchnienia (śmiech). Bo nasza praca to nie tylko chwila chwały i wywiad w gazecie. Ludzie muszą wiedzieć, że mogą na nas liczyć. Nie można się poddawać. Tu raz się wygrywa, a raz przegrywa. Ale nigdy nie można odpuszczać.
Będziesz do nas wracać?
Na pewno pojawię się w Lublinie jeszcze nie raz. Dbajcie o Wasze miasto, o zieleń, która bardzo często przegrywa z urbanizacją. Teraz jest dobry czas na podjęcie słusznych decyzji. Zmiany klimatyczne to temat numer jeden. Warto włączyć się w aktualne trendy i zostawić kolejnym pokoleniom to, co na naszych oczach ginie. Bezpowrotnie.