Spanie na dziko w Niemczech budziło w nas strach, z racji tego ich poukładania i w ogóle. Gdy zdecydowaliśmy na zjeżdżenie Rugii dookoła rowerami i do tego z namiotem, to zdaliśmy się na los. Przypadek kierował nas w ładne miejsca, gdzie rozbijaliśmy swój mały dom i pomimo, że wyjazd trwał tylko 4 dni, to pozwolił nabrać śmiałości do spania pod chmurką u naszych sąsiadów.

Niemiecka część Bałtyku stała się celem naszego sierpniowego dłuższego weekendu. Muszę przyznać, że trafił się im piękny kawałek Europy. Rugia, nawet w sezonie, i tak zachwyca. Ludzi jest w sam raz, nie czuć naszych nadbałtyckich tłumów. Dlatego też był to strzał w dziesiątkę, by pojeździć rowerem i odpocząć bliżej natury. Zaplecze noclegowe na Rugii jest przygotowane pod turystów, nie brakuje pól kempingowych. Jednak z racji tego, że wyjazd miał być niskobudżetowy, to staraliśmy się unikać miejsc płatnych.

NOCLEG 1 – prawie na wyspie…

Docelowo, według wstępnego planu mieliśmy rozbić namiot przed promem w Glewitz bądź gdzieś niedaleko po drugiej stronie. Prom ten znajduje się raptem 100 km od Świnoujścia, więc jest naprawdę blisko. Samo Glewitz to wrota do Rugii, wystarczy krótka przeprawa przez wodę i jest się już na wyspie. Silny wiatr jednak pokrzyżował plany. Przeprawa nie działała wcale i trzeba było skierować się na most prowadzący na Rugię 20 kilometrów dalej. To trochę pomieszało szyki. Tym sposobem nie mieliśmy już czasu na szukanie czegoś sensowego do spania, jakiegoś ładnego, wymuskanego hotelu pod chmurką. Padło na pierwsze lepsze schowane od ludzkich spojrzeń krzaki i to był dobry wybór. Nawet w Polsce krzaki zawsze ratują sytuację, gdy jest podbramkowo i beznadziejnie. Wieczorem do snu tuliły nas spojrzenia saren, zaś rano towarzyszyły przy śniadaniu ślimaki wyhodowane na polu rzepy nieopodal naszego obozowiska…

NOCLEG 2 – POLE NAMIOTOWE…a w zasadzie obok

Pól namiotowych na Rugii cała masa, ceny oscylują wokół 15 euro za osobę. Zaplecze sanitarne pozwala na ogarniecie siebie, zrobienia prania, umycia garnków. Przy krótkich wyjazdach jak ten, w zupełności wystarczają chusteczki do mycia. Bez prysznica również da się żyć, pod warunkiem, że ktoś potrafi spartańsko przetrzymać trzy noce. Dla nas to norma, brud nie jest nam obcy, nie wiem czy to dobrze czy też źle!

Jeżeli jesteście zdesperowani (jak my), pada deszcz (jak u nas), to rozbijacie się najbliżej pola, jak to tylko możliwe. Tam gdzie kampery, tam bezpiecznie. Tacy turyści rozumieją, że jedziecie na podobnym wózku, tyle, że nie macie TV, WC i prysznica. Niczego nie macie! Wszystko jednak da się znieść. Za polami kempingowymi przeważnie jest masa pięknej przestrzeni, wystarczy uruchomić odrobinę odwagi, wyobraźni, a zmęczenie dopełni reszty i padniecie wycieńczeni całym dniem, zanim się zorientujecie.

NOCLEG 3 – WŁASNA PLAŻA

Zasada rozbijania się na dziko jest prosta, znaleźć miejsce postoju przed zmrokiem. Zawsze lepiej zdążyć przed zachodem słońca i trzeźwym okiem ocenić położenie, czy są mrówki, czy jest równo, czy nie ma bagna, no i czy jest bezpiecznie?

Szlaków rowerowych na Rugii cała masa, wiodą one przez malownicze tereny, gdzie miejsc do spania na dziko ogrom. Największe restrykcje dotyczą kamperów, z racji ich gabarytów. Ścieżki na szczęście prowadzą przez nieosiągalne dla samochód miejsca i można znaleźć godną uwagi łączkę, zakątek, zatoczkę itd. Lepiej się stać nie mogło i Rugia na do widzenia podarowała nam własną plażę na krótką własność

To miejsce było wręcz wymarzone do spania. Cisza, spokój i powtarzane jak mantra bezpieczeństwo. Trzy kluczowe kwestie zostały spełnione. Szybko rozbiliśmy namiot, gdyż meszki nie dawały spokojnie stać i zaczęły gryźć niemiłosiernie. Schowani, wykończeni zasnęliśmy, by rano polować na wschód słońca, który wynagrodził niewygody. Rano okazało się, że nocleg tam był zabroniony, kilka metrów dalej był znak NO CAMPING – i wysokość mandatu, gdyby się go otrzymało 180 euro…

CO ZROBIĆ W NOCY Z ROWEREM?

Rower śpi na zewnątrz. Namiot mieści nas i wszystkie sakwy. Na nasze jednoślady miejsca już brakuje niestety. Gdy zamykam oczy w namiocie, to gdzieś tam w głowie tli się myśl, a co jeśli nie usłyszę jak ktoś je kradnie. Cóż, jest to ryzyko wpisane w taki styl podróżowania. Zawsze mamy ze sobą zapinkę, nie jest wymyślna, jednak spinamy rowery razem, tak, żeby narobiły hałasu przy jakiejkolwiek próbie kombinowania przy niech przez osoby niepowołane. I jest lżej na duszy, że ktoś musi mieć obcęgi albo zgadnąć hasło dostępu! Rowery leżą przeważnie przy wejściu, zaraz po przebudzeniu z duszą na ramieniu otwieram „drzwi” i można usłyszeć głośne UFFFFF! SĄ!

KILKA SŁÓW O BEZPIECZEŃSTWIE

Podróż z sakwami i spaniem namiotem rzadko jest przez nas zaplanowana, to dzień wyznacza rytm a zmęczenie wyznacza miejsca, gdzie śpimy. Jakie ramy czasowe spełnić musimy, jednak w 99% o „hotelu” decyduje przypadek.

Spanie pod namiotem na Rugii oceniam jako bezpieczne. Są miejsca na świecie, które aż krzyczą: TUTAJ SIĘ NIE ROZBIJAJCIE. Nad niemieckim Bałtykiem nie mieliśmy takich dylematów. Miejsc do rozbicia się jest sporo, krzaki mają potencjał, plażom również niczego nie brakuje. Wiadomo, że w przypadku koczowania na dziko trzeba przestrzegać kilku zasad:

# szukać miejsca przez nocą, ale rozbijać się już po zmroku, żeby nie prowokować ludzi i sytuacji

# unikać skupisk ludzki, chyba, że jest to pole namiotowe

# mimo wszystko zachować czujność i ostrożność, bowiem idiotów na tym świecie nie brakuje

# zostawić miejsce takim jakim je zastaliście, a może nawet czystszym

# zdać się na los i być odważnym w tym małym szaleństwie

# spiąć razem rowery (woźcie ze sobą zapinkę)

# a jak Was gonią, to szybko uciekać

ILE KOSZTOWAŁ NOCLEG NA RUGII?

W spaniu na dziko nie pociąga mnie to, że można spać za darmo. Owszem zero euro za noclegi, takie cyferki robią robotę i za te pieniążki, można zaszaleć na zakupach. Jednak to poczucie wolności, kontaktu z przyrodą i twardy kamienny sen na dworze na obczyźnie sprawia, że lubię rozbić nasz hotel pod gwiazdami. Lubię patrzeć na wschód słońca schowana po uszy w śpiworze, lubię też siorbać herbatę gapiąc się w ciszy, jak słońce topi się w morzu. Takich doznań nie dał mi jeszcze żaden hotel.

Śmiało! Pakujcie więc swoje namioty i próbujcie być bliżej niemieckiej natury, zajadając się żelkami! Ba, możecie też oswoić polską naturę, to też będzie ciekawe doznanie, zwłaszcza teraz, gdy powoli wkrada się jesień i polskie krajobrazy nabierają bajecznych barw.

Więcej na temat podróżowania przeczytacie na stronie GreyMouseland

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments