Nie leczmy się na własną rękę i nie lekceważmy objawów zakażenia – apeluje prof. dr hab. n. med. Małgorzata Polz-Dacewicz, wirusolog z Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.

Obecnie odnotowujemy bardzo dużo przypadków, ale nie przekłada się to na hospitalizację tak, jak miało to miejsce przy poprzednich falach. Omikron jest mniej zjadliwy pod tym względem?

– Jest dużo bardziej zakaźny i bardzo szybko się przenosi. Po kontakcie z osobą zakażoną w ciągu jednego czy dwóch dni już możemy mieć objawy. Nie wywołuje on jednak tak ciężkiego przebiegu. Zwykle objawy zakażenia tym wariantem lokalizują się w zatokach i gardle, czyli górnych drogach oddechowych. To są takie pierwsze objawy, które mu towarzyszą. I właśnie dlatego, że atakuje on raczej górne niż dolne drogi oddechowe mniejszy jest odsetek ciężkiego przebiegu, a tym samym hospitalizacji i dalszych konsekwencji z tego wynikającym.

Czy to znaczy, że omikron jest mniej niebezpieczny. Przecież wiele osób, które przechorowały COVID nawet bezobjawowo, ma poważne powikłania.

– Przebieg zakażenia u każdej osoby jest różny. Nigdy nie możemy tego przewidzieć, jak rozwinie się choroba. W dużej mierze zależy to od statusu immunologicznego, od naszej odporności wrodzonej, czy też nabytej poprzez szczepienia ochronne, albo przebyte w przeszłości infekcje wywołane innymi koronawirusami. Przecież są osoby, które często się przeziębiają, a są tacy, którzy mówią np. że oni nigdy nie chorują. To już świadczy o tym, że są różnice w odporności osobniczej.

To w dużej mierze warunkuje to, czy ten przebieg zakażenia będzie lekki, ciężki czy bezobjawowy?

– Tak. Nie możemy tego przewidzieć, dlatego też nie należy lekceważyć żadnych objawów zakażenia. Nie należy się leczyć na własną rękę i uważać, że to samo przejdzie. Trzeba kontaktować się z lekarzem. Nie można stosować lisiej polityki tylko trzeba się testować, żeby było wiadomo czy mamy zakażenie. Właśnie ze względu na te właściwości układu immunologicznego trzeba wiedzieć z czym mamy do czynienia.

Masowość zakażeń omikronem przybliża nas do końca pandemii?

– Tak, ale musimy wziąć pod uwagę, że nie wszyscy nabędą tę odporność zbiorową. Wciąż jest bardzo niewiele osób zaszczepionych, bo jest to około 60 procent. Największą odporność uzyskuje się poprzez skojarzoną odporność poszczepienną plus zakażenie (nawet to bezobjawowe). Tych zakażeń jest teraz mniej rejestrowanych, więc nie wiem czy to będzie koniec. Niektórzy mówią, że skończy się omikron, ale delta może wrócić, bo ona cały czas gdzieś krąży. Trudno jest to przewidzieć. Oczywiście wszyscy sobie życzymy tego, aby był to w końcu koniec i żebyśmy mogli wrócić do normalności.

Omikron jest wariantem, który ma nawet 50 mutacji. Czy skoro wirus tak mutuje, może być konieczność modyfikacji dopuszczonych do użytku szczepionek?

– Tak, firmy już nad tym pracują, żeby je zmodyfikować i żeby one miały ten szerszy zakres uodpornienia.

Obecnie wiele osób decyduje się na przyjęcie trzeciej dawki szczepionki. W przyszłym roku będziemy musieli doszczepić się czwartą dawką?

– Obecnie już czwarta dawka jest rekomendowana dla osób z obniżoną odpornością, osób chorych onkologicznie czy też z innymi chorobami, które obniżają tą naturalną odporność. Natomiast jeśli chodzi o pozostałe osoby, to czy to będzie zalecane czy obowiązkowe szczepienie to trzeba jeszcze obserwować sytuację.

Czy jest możliwe, aby szczepienia przeciwko COVID-19 były realizowane tak, jak szczepienia przeciwko grypie, czyli co roku?

– Być może tak. To wymaga jeszcze obserwacji i ustalenia schematu, jak miałoby to wyglądać. Jednak prawdopodobnie będzie to właśnie takie szczepienie, które będzie szczepieniem ponawianym. Czy corocznym, czy w krótszym okresie, to zobaczymy.

Fot. Dominika Polonis/Archiwum

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments