Łukasz Furman, Kamil Zgondek, Daniel Cajzer i Kamil Majewski – to skład zespołu 6BM, który od trzech lat zachwyca lubelską i nie tylko lubelską publiczność. Rockowa kapela z naszego miasta nie posiada gitary elektrycznej, a na ich koncertach słychać mocny wpływ klawiszy. Z członkami zespołu rozmawialiśmy o koncertach, scenie elektrorocka i vlogu.

Jak powstało 6BM?

Łukasz Furman: 6BM początkowo miało być reaktywacją zespołu Silent Circus z Lublina w nowym składzie. Z oryginalnego składu zostałem tylko ja i mój brat Marcin Kutnik, przez półtora roku zespół już pod nazwą 6 Billion Mirrors zmieniał się jak pory roku Vivaldiego, jeśli chodzi o jego członków. Po około półtora roku istnienia skład ustabilizował się i dopiero wtedy tak naprawdę powstało 6BM i jego unikalny styl grania, który funkcjonuje do dziś.

Jak zaczynaliście 3 lata temu skład był trochę inny niż teraz.

Kamil Majewski: Od samego początku w zespole jest Łukasz i to jego traktujemy jako formalnego założyciela. Wcześniej nasze instrumentarium było bardziej rockowe, w tym momencie brakuje w nim klasycznej, elektrycznej gitary.

Ł.F.: Z oryginalnego składu zostałem tylko ja. Obecnie gra też z nami Kamil Zgondek, który grał ze mną w Silent Circus wiele lat temu na basie (teraz szaleje za klawiszami). Oryginalnie mieliśmy gitarę, bas, perkusję, wokal i klawisze. Obecnie jest nas tylko czterech, z czego jeden robi za dwóch (nasz basista, Daniel gra jednocześnie na gitarze i basie dzięki specjalnemu zestawowi efektów, tak jak gitarzysta Royal Blood).

Gracie elektrorocka. Ten gatunek w Polsce ma przyszłość?

K.M.: Trudno ocenić, ponieważ nie ma oficjalnej sceny electro-rockowej w Polsce. Electrock, czy electro-rock, to nasz pomysł na określenie siebie, gdyż klasyczne formy opisu, jak „zespół rockowy, elektroniczny, metalowy” nam po prostu nie pasowały. Czy ma przyszłość? Sądzę, że wykorzystywanie elektronicznych brzmień w muzyce jest coraz popularniejsze i coraz więcej jest słuchaczy takich eksperymentów.

Wiele koncertów już za Wami. Łatwo się przebić?

Ł.F: Myślę, że nie ma zasady. Niektórym jest łatwo, a inni muszą na to pracować długimi latami. Bardzo dużą rolę odgrywają tu pieniądze na promocję. Zespół prezentujący same covery nie wybije się, nawet przeznaczając tysiące złotych w reklamę. Jednocześnie zespół grający świetną muzykę na profesjonalnym poziomie, a w samym Lublinie jest takich przynajmniej kilka, bez dobrej kampanii reklamowej może zaginąć gdzieś w natłoku informacji.

Czy Lublin jest dobrym miejscem, by rozwinąć karierę muzyczną?

K.M.: Młodemu zespołowi ciężko jest przyciągnąć tłumy w Lublinie. To fajne miasto, mocno związane z kulturą artystyczną, ale dla młodych kapel nie ma zbyt wielu miejsc, gdzie mogliby zagrać koncert w dobrych warunkach – mowa tu o nagłośnieniu czy odpowiedniej przestrzeni. Publiczność przychodzi przede wszystkim na koncerty dużych gwiazd.

Ł.F..: Niestety, jeżeli nie masz super klipu z milionem wyświetleń na YouTube, to raczej jesteś skazany na bardzo długą i ciężką ścieżkę kariery. Ludzie już nie są ciekawi nowych brzmień. Interesuje ich tylko to, co jest dobrze wypromowane. Oczekują gotowego produktu i 100% pewności, że na koncercie, na który pójdą, będzie masa ludzi i gruba impreza. Tłumy na koncertach w Lublinie mają głównie raperzy i już sławne zespoły jak Hunter, Kabanos czy Coma. Więcej ludzi przychodzi na spotkanie z youtuberem w galerii handlowej niż na rockowy koncert.

Co Wam daje największą satysfakcję?

Ł.F.: W tym roku seria wygranych przeglądów i konkursów. Ale tak na co dzień, to słuchanie naszych nowych nagrań. Zanim skończymy jedną płytę, w drodze improwizacji, na próbach powstaje już dziesiątki nowych pomysłów i naprawdę słychać w nich, że nasza muzyka się zmienia. Czasem aż chcielibyśmy zacząć nagrywać całą płytę od nowa, bo uważamy, że nowy materiał jest o niebo lepszy, ale tutaj rozsądek musi wygrać z sercem, bo z takim podejściem nie wydalibyśmy nic przez następnych kilka lat.

A czy to nie jest trudne: studia, koncerty, spotkania a jednocześnie życie prywatne, znajomi, imprezy?

K.M.: Naszymi imprezami są właśnie koncerty, życia prywatnego nie mamy, a nasi główni znajomi to reszta zespołu.

Ł.F.: Czasem niełatwo jest pogodzić to wszystko ze sobą, jeszcze w poprzedniej pracy w każdy wtorek o godzinie 9 byłem już w drodze do pracy, o 17 kończyłem, a o 18 byłem już na salce i siedziałem z chłopakami do bardzo późna, żeby na drugi dzień znowu z rana lecieć do pracy/na studia. Ciężko jest pogodzić pracę, studia i życie prywatne, ale jeżeli ktoś to naprawdę kocha, to żadna przeszkoda nie będzie dla niego problemem.

Dlaczego odeszliście od śpiewania po angielsku?

Ł.F.: Przez wiele lat fascynowałem się muzyką zagraniczną, wychowałem się na zespołach takich jak Boy Sets Fire, Rise Against, Queen, Led Zeppelin czy Genesis. Chłopaki od dłuższego czasu pytali mnie czy nie moglibyśmy spróbować jednak tekstów po polsku, na co nie chciałem się zgodzić. Lepiej czułem się w języku angielskim, na którym się wychowałem. Jednak wszystko zmieniło się, kiedy poszedłem na koncert The Dumplings, który odbył się w ramach Kulturaliów. Pierożki bardzo przypadły mi do gustu, a ich piosenki szybko wpadały w ucho i były proste w odbiorze. W pewnym momencie zaczęli grać piosenkę właśnie w języku angielskim i poczułem, że nawet dla mnie jako dla osoby lubującej się w muzyce zagranicznej, poziom odbioru spadł, po prostu ciężej było mi się identyfikować z tekstem. W tym momencie stwierdziłem, że chciałbym stworzyć trochę muzyki po polsku i tak mi już zostało.

K.M.: A ja dostrzegam, że polscy artyści coraz częściej śpiewają właśnie po polsku. Można tu wskazać chociażby najnowszą płytę Dawida Podsiadło. Obecna czołówka polskich wykonawców (m.in. The Dumplings, Organek, Zalewski) to głównie przeboje w języku polskim. A i też młodsi twórcy coraz częściej stawiają na ojczysty, niemal całkowicie rezygnując ze śpiewania w innych językach. Kilka lat temu, kiedy zaczynaliśmy przygodę z muzyką, trend był inny.

A co Was skłoniło do nagrywania vlogów?

Ł.F.: Chęć posiadania pamiątki z naszych muzycznych podbojów, którą obejrzymy za 20 lat i może nawet zakręci nam się w oku łezka.

K.M.: Ewentualnie zadamy sobie pytanie: ,,Jesteśmy dorośli. Kiedy to się stało? Jak to zatrzymać?”.

Co jest ich główną tematyką?

Ł.F: Wszystko. I nic. Tak naprawdę nagrywamy to, na co akurat mamy ochotę. Z początku miały być to vlogi tylko ze studia u Adama Dratha (Bracia Studio). Ale z czasem zaczęliśmy nagrywać nasze muzyczne podboje Polski. Żadni z nas vlogerzy, ale ważne, że dobrze się przy tym bawimy.

Co radzilibyście młodym ludziom, którzy boją się wyjść ze swoim talentem na zewnątrz?

Ł.F.: Nie ma się czego bać! Trzeba być gotowym na dziesiątki koncertów do pustego parkietu, na nieprzychylne opinie czy też na zwykły hejt w internecie. Ale nie ma co się poddawać. Z każdym koncertem stajecie się coraz lepszymi muzykami, doskonalicie swoje umiejętności i obycie ze sceną. Ja na pochlebną opinie na temat mojej twórczości i wokalu czekałem aż 10 lat, a w międzyczasie wylało się na mnie mnóstwo goryczy i wiele osób odradzało mi karierę muzyczną czy wokalną. Nie ma co się bać, trzeba cisnąć bez opamiętania i nie poddawać się oraz słuchać tylko konstruktywnej krytyki! Ognia!

Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
oceniany
najnowszy najstarszy
Inline Feedbacks
View all comments
Kinga
5 lat temu

Znam zespół i śledzę aktywność 🙂 Chłopaki przez rok się mega rozwinęli.
Polecam udać się na koncert!

Sandra
Sandra
5 lat temu

Oni chyba grają koncert 12 stycznia w CK, wpadnę sprawdzić bo zapowiada się ciekawie.