Mamy jesień, co oznacza, że ceny za loty są naprawdę tanie. Za śmieszne pieniądze możemy polecieć w fascynujące miejsca, chociażby do Gruzji. Państwo to przyciągało mnie jak magnes swoją nazwą i opowieściami, że warto. I rzeczywiście, powtórzę się, WARTO! Wybraliśmy się tam na kilka dni na krótki rekonesans, Gruzję bowiem chcemy zwiedzić kiedy indziej, spędzając tam zdecydowanie więcej czasu. Jednak nawet przedłużony weekend był niesamowitym doznaniem i rozochocił nas na więcej.

GRUZJA – PIERWSZE WRAŻENIE

Sam lot tanimi liniami Wizz Air był tani, co dobrze wróżyło na przyszłość. Na gruzińskim lotnisku w Kutaisi niespodzianka, każdego obcokrajowca witano butelką wina, jakże by inaczej. Lokalne środki transportu zsynchronizowane są z przylotami samolotów, przez co po szybkiej odprawie wsiada się do czekających autokarów, bez szukania, bez stresowania się i z biletem w ręku kupionym wcześniej online. Potem każdy rozjeżdża się w miejsce, które go interesuje. My skierowaliśmy się do stolicy państwa, Tibilisi. Są też inne sposoby, by dostać się do stolicy, jak marszrutka czy pociąg.

RUSZAMY NA PODBÓJ STOLICY

Tibilisi jest klimatycznym miastem, które cudownie prezentuje się zarówno w dzień, jak i w nocy. My byliśmy w Gruzji poza sezonem, w styczniu. Było chłodnawo, ale znośnie. Mało turystów, kolejek i święty spokój. Miasto przeszliśmy wzdłuż i wszerz. Spacer jest świetną alternatywą, gdy ktoś nie chce korzystać chociażby z taksówek, czy autobusów. Nie jest moim celem dawanie Wam listy rzeczy, które koniecznie musicie zobaczyć, bo na dobrą sprawę sam spacer będzie czymś niesamowicie relaksującym. Jednak gdyby zachciało Wam się ciut więcej podglądnąć, to z całego serca polecam w pierwszej kolejności:

TWIERDZĘ NARIKALA I KOLEJKĘ LINOWĄ. Wybrać warto się tam tuż przed zmrokiem, by uchwycić panoramę miasta przy świetle dziennym, a tuż za chwilę mieniącą się światłami lamp. Starówka Tbilisi swoimi czerwonymi dachówkami przypomina praskie dachy, widok na nie z góry jawi się jak żywa widokówka. Jest tu naprawdę klimatycznie i romantycznie. Kolejka linowa zawiezie Was na samą górę, oczywiście możecie pokusić się o wspinanie pieszo, obie formy będą świetne.

Kolejka pokonuje dystans 686 kilometrów, podróż nie trwa długo, bo raptem kilka minut, jednak można wyłapać wzrokiem najbardziej spektakularne miejsca w mieści. Historia samej twierdzy sięga IV wieku, gdy Persowie wnieśli ją w celu obrony doliny Kury. Spacerując wzdłuż jej murów można dotrzeć do 20-metrowego pomnika Kartlis Deda czyli MATKI GRUZJI, który majestatycznie patrzy na miasto z wzgórza Sololaki. Pomnik ten, to symbol gruzińskiego narodu, przyodziany w ludowy strój w lewej ręce trzyma czarę wina, w drugiej dzierży miecz. Za wzgórzem Narikali kryje się WODOSPAD LEGHVTAKEVI, oj zdecydowanie warto zobaczyć go na własne oczy.

Będąc na górze warto przyjrzeć się puntom charakterystycznym miasta, świątyni METECHI, czyli prawosławnej cerkwi, TSMINDA SAMEBA, to największa gruzińska świątynia i jedna z największych prawosławnych sakralnych budowli świata.

Przypadek chciał, że nasz nocleg mieścił się kilka minut spacerkiem od kolejnej atrakcji miasta, NAJSTARSZEJ DZIELNICY: Abanotubani.  Wydeptaliśmy jej uliczki wielokrotnie i za każdym razem olśniewała nas tak samo mocno. W oczy rzucały się kilkuset letnie kopuły, gdzie kryją się łaźnie siarkowe, a w nich ukrywa się tradycja. Łaźnie to miejsce spotkań, miejsce relaksu, to część gruzińskiej kultury. Żałuję, że nie skorzystaliśmy z nich osobiście, ale mamy powód, by do Gruzji powrócić. Chociażby do łaźni Orbeliani, zwaną ŁAŹNIAMI KRÓLEWSKIMI.

Zimą STARE MIASTO jest niemalże wymarłe, gdzieś tam w knajpkach i restauracjach tli się życie towarzyskie. Leje się wino i kuszący zapach potraw rozgrzewa na odległość. Na zewnątrz kręcą się bezpańskie psy, które są pomimo swojej bezdomności traktowane po przyjacielsku przez mieszkańców. Są łagodne, chociaż ich gabaryty mogą przestraszyć. Psy są niemalże wszędzie, odnoszę wrażenie, że to element krajobrazu, każdy przywykł do ich obecności. One po prostu są.

Wąskie uliczki Starego Miasta oświetlone są wielobarwnie i gdy tylko zapada zmrok koniecznie trzeba się w nich zatracić, a może i zgubić. Jest trochę bardziej komercyjnie, ale jeszcze w nienachalny sposób.

Stare Miasto skrywa również WIEŻĘ ZEGAROWĄ. Przykuwa wzrok od razu. To zlepek elementów ze starego teatru lalek.

Ścisła zabudowa centrum to domek przyklejony do domku, w najbardziej absurdalnych miejscach wznoszą się nowe zabudowania. Nowe miesza się ze starym. Doskonałym przykładem jest Most Pokoju i Park Rike ze swoją wizja przyszłości. Z kolei Most Pokoju to charakterystyczna tuba, która mieni się z daleka, wieczorem zaś iluminacje świetlne sprawiają, że przejście nią to ciekawe doznanie. Po tej stronie miasta króluje również PAŁAC PREZYDENCKI. Ta część miasta jest zdecydowanie bardziej nowoczesna.

Rustaveli to ulica, która poprowadzi Was do przepełnionej kulturą części miasta. Znajdziecie tutaj Balet, Muzeum Narodowe, Filharmonię. Z FREEDOM SQUARE ulica Rustawelego tworzą serce miasta.

Warto wyjść jednak poza ścisłe centrum, zauważycie, że Tbilisi jest dość górzyste. Im wyżej, tym bardziej swojsko. Odpadające elewacje, połatane ściany i rozwalone chodniki. Późnym wieczorem jest cicho, spokojnie, nad głowami plątanina kabli w oknach pala się światła. Tbilisi układa się do snu.

W Tbilisi człowiek czuje się trochę jak w domu, jest bardzo swojsko. Takie rzeczy można wyczuć już na wstępie. To się po prostu wie, że Tbilisi jest przyjazne. Przynajmniej dla nas było, mamy z niego tylko miłe wspomnienia.

CO BY TU ZJEŚĆ?

Gruzja to nie tylko serdeczni ludzie, co ogrzeją serce dobrocią, ale również pyszne jedzenie. I co by w tej Gruzji zjeść? Najlepiej wszystko, kuchnia gruzińska jest tak aromatyczna, doprawiona i prosta, że ciężko sobie czegokolwiek odmówić. Zacząć należy od chinkali, czyli pierożków z mięsem i rosołem, chaczapuri z serem, z jajkiem, z mięsem, nie brakuje fasolowych nadzień chociażby w lobiani. Do tego fantastyczne kiszonki, bakłażany, pasty orzechowe i wino. Należy wspomnieć o wszechobecnych owocach granatu, pod postacią soków, czy deserów. Ale to zaledwie wierzchołek kulinarnej góry lodowej. Góry, która jest niezwykle tania, gdzie za kolację, której nie przejecie, zostawicie 20 polskich złotych za osobę.

RZECZ ISTOTNA – NOCLEGI

Ceny zaskoczą Was mile także w przypadku noclegów. Z reguły śpimy pod namiotem, jednak czasem pozwalamy sobie na ten luksus, by otulić się kołdrą. Zwłaszcza gdy jeździmy zimą, a w Gruzji byliśmy w styczniu. Ceny zaczynają się od 9 zł bez śniadania, zaś możliwość zjedzenia czegoś o poranku podniosła ceny do 15 zł za osobę. I zapewniam Was, że nie spaliśmy w pokoju wieloosobowym, mieliśmy w hostelu małżeński pokój, ze wszystkim co niezbędne, łazienka była na korytarzu, co nie stanowiło wielkiego utrudnienia.

Ten gruziński rekonesans pokazał, że nie ma się czego obawiać tylko lecieć tam zdecydowanie na dłużej i szczerze wątpię, czy Gruzją można się znudzić!

Więcej o podróżach bliskich i dalekich znajdziecie na blogu GreyMouseland

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments