Walka o zwierzęta jest dla niej chlebem powszednim. Spotkacie ją na miejskim deptaku podczas happeningów, w lubelskich restauracjach serwujących wegańskie przysmaki, a także… w sądzie. Dla lokalnej aktywistki, prawniczki, Łucji Krasińskiej, różnice między ludźmi i zwierzętami nie istnieją.

Spotykamy się w lubelskiej restauracji Vegan Heaven, obie preferujemy kuchnię wegańską. Obie ze względów etycznych. – Przepraszam za spóźnienie! – wydobywa się z gardła drobnej, niezwykle energicznej Łucji, choć właściwie to ja przyszłam za wcześnie. Zaczynamy od przejrzenia menu i krótkiej pogawędki z właścicielką lokalu. – Strasznie się cieszę, że w naszym mieście powstaje coraz więcej tego typu miejsc. Świadomość społeczna zmienia się z miesiąca na miesiąc, idziemy w dobrym kierunku – mówi moja rozmówczyni.

Jesteś prawniczką z długoletnim stażem. Czy Twoje wykształcenie i doświadczenie pomagają Ci w walce o tych, którzy nie mają głosu?

– Jestem nie tylko prawnikiem, ale też tancerką flamenco i obie te umiejętności staram się wykorzystywać dla rozpowszechniania „oczywistej oczywistości”, że zwierzęta mają uczucia tak jak ludzie, i że mają takie samo jak ludzie prawo do życia na Ziemi, bez bólu. To dla mnie bardzo ważne, żeby we wszystkim, co robię, przypominać o tym. Pracowałam wraz Fundacją Lex Nova Anny Gduli (na etapie komisji sejmowych) nad uchwalaniem ustawy o wykorzystywaniu zwierząt w celach naukowych i edukacyjnych, obecnie jestem w trakcie pisania artykułu prawniczego dotyczącego najogólniej mówiąc „zwierząt w reklamach” (chodzi o to, że większość reklam produktów spożywczych pokazuje ewidentnie fałszywie szczęśliwe życie zwierząt hodowlanych). Z kolei gdy chodzi o taniec, od kilku lat biorę udział w festynie z okazji Święta Ziemi organizowanym przez Fundację Sanctus Nemus w Krasnystawie. W planach mam także stworzenie spektaklu/happeningu w ramach corocznego Marszu dla Wyzwolenia Zwierząt w Warszawie. Mój pomysł jest szczególny, bo chcę, by wszyscy artyści biorący w nim udział byli weganami/wegetarianami. Mam nadzieję, że się uda może już w tym roku. Prawdę mówiąc, często miewam wyrzuty, że zbyt rzadko wykorzystuję swoje umiejętności. Wydaje mi się, że powinnam więcej i więcej.

Bycie prawnikiem z pewnością daje Ci szerokie pole manewru na płaszczyźnie walki o prawa zwierząt. Ale chyba każdy z nas może stanąć po stronie zwierzaków?

– Krzywda zwierząt nas po prostu zatapia, jest dosłownie wszędzie. Powinno się o niej mówić codziennie i wszystkim. Nie mamy świadomości, ile zwierzętom zawdzięczamy – nie tylko przecież żywimy się ich ciałami, ale wykorzystujemy je niemal we wszystkich gałęziach przemysłu i nauki – w testach medycznych, w przemyśle farmaceutycznym i kosmetycznym, chemicznym, zbrojeniowym. Wszystko po to, żebyśmy my, ludzie, mogli dłużej, lepiej i wygodniej żyć. Często powtarzam, że skoro większość z nas nie potrafi zrezygnować z tej pazerności na zadawanie zwierzętom cierpienia i śmierci, to przynajmniej powinna mieć odrobinę uczciwości, by oddać tym niewinnym zabitym istotom cześć za to wszystko, co my ludzie, jako gatunek, od nich otrzymujemy. To dotyczy wszystkich ludzi – zarówno tych, którzy wybrali życie bez wspierania cierpienia, jak i tych, którzy nie potrafią lub nie chcą z tego zrezygnować.

Jak postrzegasz relację człowiek-zwierzę?

– Zwierzęta traktuję zdecydowanie tak samo jak siebie. Mieszkam z kilkoma kotami, mam z nimi bardzo silną więź, wiem, że – choć mówimy innymi językami – doskonale się rozumiemy. Wiem, kiedy coś je boli, kiedy mają problemy psychiczne. Widzę, ile w nich życia. One z kolei wyczuwają mnie i wspierają na tyle, na ile ich cechy gatunkowe im na to pozwalają. Jasne, że nie zapłacą za mnie rachunków, nie pójdą do pracy! Ale jestem pewna, że gdyby mogły to zrobić, zrobiłyby. To są zwierzęta domowe, ale jako dziecko wychowywałam się na wsi. Dużo czasu spędzałam z kurami, świniami, krowami. To był mój świat.

Bywasz w schroniskach dla zwierząt? Uważasz, że to przyjazne zwierzętom miejsca?

– Nie bywam tam, choć w przeszłości zdarzało mi się być. Dawno temu znalazłam dwa pieski i jeszcze nie byłam gotowa na to, by się nimi zaopiekować, nie miałam takich możliwości. Jedyne, co wydawało mi się w tamtym czasie najrozsądniejszym rozwiązaniem, było oddać je w ręce schroniskowych opiekunów. Było to dla mnie ogromnie traumatyczne przeżycie., czułam się jak zdrajca – one zaufały, a ja wywiozłam je do klatki. Do dziś pamiętam ich smutne oczy. Robiłam później wszystko, by znalazły dom: rozwieszałam ogłoszenia, dawałam ogłoszenia do radia. Wiem, że suczkę ktoś przygarnął, piesek został w schronisku. Jedynym pocieszeniem jest to, że wówczas na terenie, na którym je znalazłam, panowała epidemia wścieklizny, możliwe, że gdyby nie ja, zostałyby zarażone i zabite. Uważam, że żaden pies czy kot nie zasługuje na schronisko, to dla nich wyrok. Każdy, kto choć raz przechodzi przez bramy takiej placówki, wychodzi jako zupełnie inny człowiek.

Miłość do zwierząt wyzbyta tak zwanego gatunkowizmu nie kończy się na adopcji kota czy psa. Od lat nie jesz mięsa ani produktów odzwierzecych. Jak długo?

– Oczywiście! Mięso to przecież ciało stworzenia, które potrafi się ze mną komunikować, potrafi współprzeżywać moje uczucia, potrafi rozumnie na mnie patrzeć i dawać mi swoją energię, siłę! Miałam 17 lat, kiedy zdecydowałam, że „nie będę jeść swoich przyjaciół”. Takie stwierdzenie przeczytałam u Bernarda Shawa i było to dla mnie tak oczywiste, że w ogóle nie wymagało głębszych analiz, ani karkołomnych moralnych argumentacji. Przestałam jeść mięso „od ręki”, po prostu. Przecież to jasne! kocham zwierzęta, wiem, że one czują, tak jak ludzie, nie mogę więc ich zjadać. Do tej pory dziwi mnie, że dla wielu osób niejedzenie mięsa wymaga naukowych, filozoficzno-religijnych uzasadnień. Przecież zabijanie jest grzechem, jest złem, jest niemoralne i nieetyczne!

Fot. Archiwum Łucji Krasińskiej (3)

Od razu zrezygnowałaś z produktów odzwierzęcych i ryb, które w Polsce nadal uważane są za… no właśnie? Jaką właściwie przypisuje się im kategorię?

– Przez wiele lat jadłam jednak produkty odzwierzęce, a także ryby. Ryby dlatego, że jeszcze wówczas czytałam, że one nie czują bólu. Teraz nie ulega wątpliwości, że czują, ich ciało jest bardzo wrażliwe na dotyk, można więc je łatwo zranić nawet nieostrożnie dotykając. Kiedy dowiedziałam się o tym, przestałam je jeść. Podobnie z nabiałem, który uwielbiałam zawsze. Kiedyś hodowle nie były tak bezduszne, jak obecnie, a przynajmniej nic mi o tym nie było wiadomo. Krowy pasły się na łąkach, nie widziałam w tym nic złego. Ale teraz jest mnóstwo filmów w internecie o tym, jak wyglądają wielkie przemysłowe hodowle! To kombinaty! Samice są do granic możliwości wykorzystywane seksualnie, a potem zabijane. Ich dzieci idą prawie natychmiast pod nóż zmieniając się na „jagnięcinę”, „cielęcinę”….Są produktem ubocznym tego bezdusznego procederu… Nie chcę do tego przykładać ręki, nie chcę mleka, ani produktów mlecznych, które jest pozyskiwane w taki wyrachowany, egoistyczny i niemoralny sposób.

A czy możesz powiedzieć o sobie, że jesteś świadomym konsumentem?

– Odcinanie się od cierpienia zwierząt dotyczy nie tylko jedzenia, ale także odzieży, kosmetyków. Boleję jednak nad tym, że wciąż korzystam z medycyny, która rozwija się ciągle w laboratoriach pełnych zwierząt. Uważam to za moją osobistą porażkę, jest mi wręcz wstyd z powodu wspierania tego procederu. Staram się nie korzystać z nowych leków, wykorzystywać tylko te stare receptury, które nie wymagają już kolejnych testów, ale nie wszystko się da się zastąpić. Cieszy mnie jednak to, że powoli odstępuje się od eksperymentów na zwierzętach, zastępując wiele z nich symulacjami komputerowymi. Jest to też dziedzina, którą chciałabym zająć się od strony prawnej.

Jak radzisz sobie z klasycznym stwierdzeniem, że “i tak niczego nie zmienisz nie jedząc mięsa”? Co odpowiadasz?

– Wiem, że zmienię. Czytałam raporty naukowe, z których wynika, że wegańskie życie jednego człowieka ratuje kilkadziesiąt zwierzęcych żyć. Zawsze wszystkie zmiany zaczynają się od „jednego”. Potem są kolejne i kolejne, a w końcu lawina, której się nie da powstrzymać. Czekam z ogromną nadzieją na tę lawinę!

Rozumiem, że zaczynasz dzień od kawy z mlekiem sojowym?

– Owszem. Nie potrafię odmówić sobie filiżanki kawy o poranku, ale pijam ją z napojem gryczanym!

Czy uważasz, że trudno jest być weganinem w Polsce? Czego polskim weganom brakuje na sklepowych półkach?

– Nie jest trudno. Obecnie panuje moda na weganizm, co widać zwłaszcza w dużych miastach, np. w Warszawie, która jest, zdaje się, trzecim w świecie miastem przyjaznym weganom. To bardzo cieszy! Oby ta tendencja utrzymała się jak najdłużej. Może nie zawsze wynika ona z głębokiej wrażliwości na los zwierząt, niemniej uważam, że to bardzo dobrze rokuje i daje nadzieję na naprawdę wielkie i oby – trwałe zmiany. Na półkach jest bardzo dużo przeróżnych produktów, coraz więcej potraw i napojów w restauracjach, barach, kafejkach, organizowane są wegańskie festiwale, m.in. w Lublinie, cieszące się ogromnym powodzeniem. I przewrotnie mawiam, że bardzo mnie cieszą kolejki w wegańskich pubach! To chyba jedyne kolejki, w których stoję naprawdę uśmiechnięta.

Jednym z Twoich ulubionych zwierzaków jest świnka Lili. Niestety świnie traktowane są bardzo przedmiotowo.

– Świnie są bardzo inteligentne i wrażliwe psychicznie. Wiem, że bardzo wyczuwają ludzkie nastroje, są przy tym bardzo płochliwe. Jakże muszą się bać trzymane w ciasnych klatkach hodowlanych, a potem w rzeźniach prowadzone wąskim, zimnym, przesiąkniętym krwią korytarzem śmierci? Lily miała to szczęście, że spotkała cudownych ludzi – Pawła i Kasię, którzy stworzyli jej dom, początkowo na warszawskim Ursynowie, teraz już w domu z ogródkiem. To bardzo niesprawiedliwe, że potrafimy kochać kotki, pieski, czasem króliczki, ale już świnie nie są dla nas istotami zasługującymi na życie. Na pewno to wina nawyków żywieniowych i myślenia, że skoro „to się je, to „to” nie czuje. Może to brak refleksji, może potrzeba edukacji, pokazania, że to zwierzęta bardzo interesujące, a przede wszystkim odczuwające ból, tak jak człowiek i że mają takie samo prawo do życia bez bólu jak człowiek.

A gdzie w tym wszystkim człowiek?

– Ja nie widzę różnicy pomiędzy ludźmi a świniami, krowami czy innymi zwierzętami. Pod tym względem jesteśmy sobie równi. Gatunek ludzki nie jest tu uprzywilejowany. Oczywiście różnice wynikają z cech gatunkowych i musimy je uwzględniać. Ale różnice te nie oznaczają wcale, że gatunek ludzki jest lepszy, bardziej wartościowy. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że człowiek jest koroną stworzenia. Badania naukowe pokazują, że ludzkie mózgi są jeszcze bardzo słabo rozwinięte, że ich rozwój zatrzymał się w paleolicie. Dlatego nasz rozwój duchowy jest ciągle na niskim poziomie. Może to dlatego większość ludzi nie potrafi „nie jeść mięsa”. Rozwinęliśmy doskonale tylko niewielką ilość funkcji mózgowych, dzięki temu mamy taki wielki postęp technologiczny i to jest wspaniałe! Ale nie powinno nam ginąć z pola widzenia to, że mamy jeszcze bardzo dużo do zrobienia w innych obszarach, w szczególności w obszarach wrażliwości i empatii na inne stworzenia. Postęp cywilizacyjny ciągle przed nami. Mam nadzieję jednak, że stanie się on już niebawem, by zwierzęta nie musiały tak długo czekać na swoje wyzwolenie, które im się po prostu należy, tak jak każdemu człowiekowi.

Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
oceniany
najnowszy najstarszy
Inline Feedbacks
View all comments
Kaja
Kaja
5 lat temu

To ze zwierzatka czuja weganizm itp to se zgodze ale zeby rownac zwierze z człowiekiem to trzeba miec poprzewracane w głowie. Czlowiek jest korona stworzen. Zwierzeta sa po to by mu sluzyc ale z wzajemnym szacunkiem. Zycie ludzkie ma najwyzsza wartosc! Kto podwaza takie oczywistosci jest bardzo pogubiony w swiecie. Zal takich ludzi.