Mateusz Ziółko jest zwycięzcą programu Twoja Twarz Brzmi Znajomo, autorem piosenek, wokalistą i pianistą, a prywatnie ojcem trójki dzieci. W wywiadzie opowiedział nam o swojej wygranej w programie muzycznym, kwarantannie, rodzicielskich obowiązkach, a także nowej płycie.
Po wygranej w programie “Twoja twarz brzmi znajomo” powiedział pan, że najważniejsze to wygrać z własnymi słabościami. Jakie musiał pan pokonać?
– To była w ogóle pierwsza taka sytuacja u mnie w życiu. (śmiech) Poza tym ja zawsze walczę z tremą i tu nie ma o czym w ogóle mówić. W przypadku tego programu trzeba przekroczyć pewne granice, których się jeszcze w życiu nie przekraczało. Nigdy w życiu nie chodziłem w szpilkach i spódnicach i nie zakładałem rajstop! (śmiech) To była dla mnie totalnie dziwna rzecz, mimo że aktorstwo zawsze mnie pociągało. Modulacja głosu, ruchów to było wszystko naraz i te ograniczenia wydawały mi się nie do przejścia. Dlatego też mówiłem o tej walce z moimi słabościami, bo każdy ten występ wiązał się z pokonaniem własnych ograniczeń.
Ale jest pan dość pokornym człowiekiem.
– Tak mi się wydawało! (śmiech) Ale ten program pokazał mi, że jednak jeszcze wiele tej pokory muszę się nauczyć w życiu. Naprawdę sprowadził mnie jeszcze bardziej na ziemię.
Mówił pan o stresie na scenie. Jak pan z nim walczy?
– Zawsze jest stres na scenie. Natomiast jestem człowiekiem wierzącym i zawsze w takich trudnych sytuacjach wykonuje krótką modlitwę i to mnie zawsze uspokaja. No i daje radę! (śmiech) Niestety nie jesteśmy aż tak doskonali, żeby sobie w tym życiu poradzić ze wszystkim sami, więc trzeba poprosić w tych trudnych chwilach, jak ja to mówię żartobliwie, naszego szefa.
Mamy trudne czasy epidemii. Wielu artystów było załamanych kwarantanną i zawieszeniem koncertów, a inni z kolei cieszyli się z powodu tych przymusowych wakacji. Jak pan do tego podchodzi?
– Z jednej strony odnalazłem w tym czasie dużo plusów. Faktycznie to zwolnione tempo, w którym się zaczęło funkcjonować wcale mi nie przeszkadzało i mówię szczerze. Nagle ludzie zauważyli, że są rzeczy ważniejsze niż pieniądze, nowe telefony. Zauważyli, że można się cieszyć czasem spędzonym z samym sobą, że można dostrzec piękno w naturze i otaczających nas krajobrazach. No i w tej przestrzeni najbliżej naszego domu, bo nie dostrzegaliśmy jej wcześniej wybiegając w pośpiechu z garażu, wsiadając do samochodu i jadąc jeszcze szybciej do pracy, żeby tylko zdążyć na czas. Myślę, że to przyniosło w tej materii bardzo dużo plusów. Z drugiej strony w przypadku rodziców, którzy mają dzieciaki w szkołach, tak jest i w moim przypadku, bo mam troje synów w szkole podstawowej, to te obowiązki, które spadły na nas rodziców to była katorga. Musiałem ogarnąć trójkę dzieci z nauką domową, a dodatkowo jeden z moich synów chodzi do szkoły muzycznej, więc trzeba było nadrabiać jeszcze szkołę muzyczną. Pilnować tego wszystkiego.
No i zająć im czas „po szkole”…
– Tak. Od rana do wieczora spadła na nas odpowiedzialność, której się kompletnie nie spodziewaliśmy i jeszcze do tego dochodziła ponadnormatywna praca. Praca w wymiarze godzinowym, żeby uratować sytuację, firmę, która praktycznie położyła się na kolana. I żeby po prostu przeżyć. To nie był łatwy czas i niestety nie był to też czas, który mogłem wykorzystać ze spokojem na granie, tworzenie i pisanie piosenek, bo zwyczajnie nie miałem na to czasu ani siły. Teraz na szczęście zaczyna się już wszystko normować i ja chyba też mentalnie jestem przygotowany na taką ewentualność, gdyby po raz kolejny pojawiła się taka sytuacja, że zamykają nas w domach. Już teraz bym zupełnie inaczej do tego podszedł i inaczej ten czas zorganizował.
Pracuje pan nad nowym albumem. Kiedy możemy spodziewać się premiery nowej płyty? Jaka ona będzie?
– I to jest pytanie, na które nigdy nie wiem jak odpowiedzieć! (śmiech) Bardzo ciężko jest mówić o muzyce. Takie pierwsze dźwięki, które w jakimś tam stopniu nakreślają mi kierunek brzmieniowy tego albumu można było usłyszeć w singlu, który wydałem na początku roku „Obiecaj mi”. Utwór SOS jeszcze bardziej zbliża klimatem do tego, co się na tej płycie wydarzy. Na pewno będzie tam o wiele więcej mnie, będzie więcej fortepianu, który kocham i zawsze grałem na fortepianie, bo gdzieś tam przez lata ludzie mnie z tym kojarzyli. Chciałbym wrócić do tego, co prezentowałem swoją muzyką i twórczością kilkanaście lat temu, kiedy zaczynałem. Ten album na pewno będzie zupełnie inny od pierwszego.
I na pewno bardzo emocjonalny…
– Tak. Będzie skrajny emocjonalnie, bo będzie trochę rock’n’rolla, który mi w duszy grał i też dużo takich romantycznych melodii, bo jestem emocjonalnie skrajnym człowiekiem. I czasami też nadwrażliwym (śmiech).
Płyta będzie cała po polsku?
– Oczywiście! Płyta jest w całości po polsku i nie wyobrażam sobie inaczej. Jesteśmy polakami i śpiewamy dla Polaków, więc dlaczego miałaby być po angielsku?
Utwór „Obiecaj mi” uświadamia, że czas biegnie, a wszystko przemija. Zastanawia się pan czasami nad tym, jak szybko życie ucieka?
– Przestałem się zastanawiać nad tym, jak życie szybko ucieka, bo szkoda mi czasu na zastanawianie się nad tym, jak ono szybko ucieka (śmiech)! Czas i tak upłynie, a naszą rolą jest przeżyć życie tak, by niczego nie żałować i żeby jak najlepiej z niego skorzystać. Żeby, jak najlepiej się poznać i żeby przeżywać jak najpiękniejsze chwile z naszymi bliskimi. To jest nasze zadanie. Po prostu się kochajmy.
Obecnie słowo kocham jest często nadużywane.
– W dzisiejszych czasach to słowo jest rzeczywiście często wyświechtane i niejednokrotnie sama idea miłości jest bardzo zbrukana. Takie pojęcie, jak czysta miłość dzisiaj chyba niewiele dla wielu z nas znaczy. Dzisiaj chyba ludzie pojmują ją w postaci jakiegoś zniewolenia. To jest głębszy temat, ale uważam, że powinniśmy zacząć się po prostu szanować nawzajem i widzieć w sobie jak najwięcej dobra. Nie walczyć ze sobą, tylko próbować wymieniać swoje argumenty, rozumieć się i próbować się przekonywać z miłością i spokojem.
Utwór mówi też o tym, że o tych złych chwilach nie warto pamiętać i ich pielęgnować, ale te złe również nas czegoś uczą i dają lekcję na przyszłość.
– Oczywiście, że tak. Z każdego cierpienia rodzi się prędzej czy później dobro. Gdybyśmy nie zaznali cierpienia, nie bylibyśmy w stanie ocenić co jest dla nas dobre i co piękne. Za te złe chwile też trzeba dziękować, ale tego brudu nie wolno w sobie pielęgnować. Tak jak w brudnym pokoju, chcemy to jak najszybciej posprzątać, żeby spędzić chwilę w pięknej, czystej przestrzeni. I to samo trzeba robić ze swoim sercem. Po prostu je sprzątać jak najszybciej i szukać jak najlepszych chwil w życiu.