Nie da się jednoznacznie określić, czym tak naprawdę jest Bitamina. To mieszanka różnorodnych stylów i gatunków muzycznych. Wszystko zaczęło się od obozu aktorskiego u Machulskich, na którym poznali się jego późniejsi założyciele. O „Kawalerce”, Lublinie i muzyce rozmawialiśmy z wokalistą grupy, Mateuszem Dopieralskim podczas finału tegorocznej trasy Cydru Lubelskiego – Spragnieni Lata.

Dominika Polonis: Czymś co Was łączy jest…jedzenie. Co lubicie jeść w trasie?

Mateusz Dopieralski: Ojjj niestety jemy baaardzo niezdrowo….

Jak widać w busie… chipsy, piwo, no ładnie!

– (śmiech) A chłopaki, oprócz mnie, naprawdę dbają o swoje jedzenie i są sumiennymi wyjadaczami. Ale przez to, że jesteśmy na trasie i często jedziemy o pierwszej nad ranem, to zostają same stacje benzynowe. Nasz jeden dobry ziomek, który z nami jeździ jest weganinem i co on może zjeść? Nic nie może. (śmiech) Jeszcze nie te czasy! Mamy nadzieję, że za pięć lat już będzie łatwiej. Ale niektóre stacje sprzedają już kiełbaskę wegańską! Nie wiem co w niej jest, ale… no! Chłopaki to jedzą. 🙂

Próbowaliście naszych lubelskich cebularzy?

– A wiesz, jak wczoraj tutaj jechaliśmy, a zawsze chętnie wracamy do Lublina, bo jesteśmy zawsze mega miło przyjmowani, to zauważyłem ile jest wokół sadów. Tu są same jabłka! Dla mnie to miało sens, bo przecież cydr lubelski…no właśnie! Ale Ty pytałaś o cebulę? Jest tu popularna?

O cebularza, to taka drożdżowa bułka z cebulą i makiem.

– Aaa! Jeszcze nie jadłem! To ja skosztuję na pewno! Jak to się nazywa…?

Cebularz.

– Poproszę cebularza, tak? I to w piekarni mają takie coś, tak?

Tak. W każdej 🙂 Od czasu, gdy zaprosiliście fanów do swojej „Kawalerki” minął już rok. Co się u Was zmieniło przez ten czas?

– Zrobiło się tłoczno w kawalerce. (śmiech) Po prostu mamy większy zasięg, na koncertach jest coraz więcej osób, co jest dla nas za każdym razem przepiękne. Także to się zmieniło. Chyba więcej osób po prostu nas słucha. Ale mam nadzieję, że nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o nasze podejście.

Tytułowa „Kawalerka” to Twoje mieszkanie. Czy poprzez muzykę opowiadasz na płycie to, co mogło lub to co się w niej wydarzyło?

– O, bardzo fajne pytanie! Słowa mają moc symboliczną, więc na przykład moja kawalerka może być czyimś namiotem, jakąś przyczepą, inną kawalerką, w ogóle już domem. Myślę, że każdy już wie, jak sobie to przetłumaczyć na swoje realia. U mnie rzeczywiście jest to kawalerka, którą nazwałem „Kuba”, bo chciałem mieć egzotycznie w domu i tak sobie mieszkam na Kubie! Tak sobie wmawiam, że mieszkam na Kubie, a to jest blokowisko w Niemczech! (śmiech)

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że bałeś się odbioru utworu „Dom”, bo w takim stylu jest tylko ten jeden. Tymczasem stał się wielkim, jeśli nie największym hitem. Czy łatwo jest wybrać spośród całego materiału tę jedną piosenkę?

– Po prostu wyczuliśmy, że ten utwór może wzbudzić zainteresowanie. Jest to tak uniwersalny utwór, który zaprasza do tej kawalerki. A kto zasmakuje bigosu to zostaje, a kto nie, ten ucieka. Bo mieliśmy już przypadki, kiedy ludzie wychodzili z koncertów, bo na przykład na początku graliśmy „Dom” w takiej bardziej etnicznej wersji. Więc „Dom” zrobił robotę i to jest dla mnie ważny numer i jestem mega szczęśliwy, że można napisać coś, co komuś – dosłownie – zmienia życie. Też miałem takie historie, w których ktoś mówił, że przestał ćpać, zajął się rodziną i domem, i ja wtedy mam….kurczę, aż mi się płakać chce. Tym jest dla nas „Dom”. Jest bardzo ważnym utworem, do którego mamy jednak dystans, bo wiemy też, że to jest zabawa.

Nawiązując do nazwy zespołu (Bi i Witamina – przyp. red. ), czy czujecie taką misję, żeby uzdrawiać ludzi swoją muzyką?

– Hmmm…. No misja to jest kurczę takie duże słowo, ale my nie chcemy, żeby dla nas kiedyś to się kiedykolwiek zmieniło. Bitamina zawsze była taką odskocznią dla Piotrka, Amara, dla mnie i dla chłopaków i dla słuchaczy przede wszystkim. Żeby każdy mógł sobie wrócić do tej Bitaminy i mieć takie nieskażone miejsce, do którego może uciekać. I to przede wszystkim o to chodziło. Kiedyś mówiliśmy, że Bitamina to nie jest zespół, tylko stan umysłu, więc każdy trochę jest Bitaminą. Ty też!

Jak to jest z tym slow lifem w waszej muzyce?

– Slow life…wiesz co, to jest taki termin, z którym chłopaki mogliby coś kombinować. Ja osobiście mieszkam w Niemczech, w ogóle to sielskie życie zawsze mnie inspiruje, ale ja nie jestem częścią tego. Ja jestem urbanistycznym chłopakiem z miasta i lubię to, że jestem raz na wsi, a raz w mieście. Więc jeśli chodzi o takie aspekty wiejskie, to chłopaki mieszkają na wsi i bardzo to lubią, a ja bym nie wytrzymał tam dłużej niż trzy tygodnie!

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments