Alicja Urbanik-Kopeć to badaczka historii literatury i kultury polskiej XIX wieku. Na swoim koncie ma już dwie wydane książki, w których przygląda się warunkom życia robotnic pod koniec XIX wieku. Publikacje o bardzo wymownych tytułach “Anioł w domu, mrówka w fabryce” oraz “Instrukcja nadużycia. Służące w XIX-wiecznych polskich domach” to mroczne opowieści o wyzysku, wykorzystywaniu i nadużyciach kobiet w dawnych czasach.

Jak powinniśmy rozumieć pojęcie „herstoria”? Skąd się wzięło?

Herstoria zaczynała jako gra językowa, ponieważ po angielsku (a także po polsku) „historia” to słowo, które można interpretować jako zbitkę his (jego) story (opowieść). Badaczki historii społecznej uznały, że to dobre określenie na tradycyjne rozumienie historii jako nauki i sposobu, w jaki opisuje się zwykle procesy historyczne – jako historię militarną i polityczną, w której aż do XX wieku udział brali prawie wyłącznie mężczyźni. Z kolei „Herstoria” (czyli jej opowieść) ma być sposobem na opowiedzenie o przeszłości z perspektywy kobiet, w różnych wiekach i różnych krajach. Kobiety, mimo że przez wieki nie mogły pełnić istotnych funkcji politycznych (choć przecież każdy z nas zna wielkie królowe jak Elżbieta I, Jadwiga, Bona czy Wiktoria), w dalszym ciągu stanowiły, tak jak i dziś, połowę społeczeństwa i pomijanie ich w opisie procesów historycznych wydaje się zupełnie pozbawione podstaw.

Kiedy badacze zaczęli skupiać większą uwagę na poznawaniu historii przez pryzmat kobiet?

Trend ten pojawił się stosunkowo niedawno, bo wprowadziły go amerykańskie historyczki i feministki w latach siedemdziesiątych XX wieku. W Polsce zaś badania herstoryczne na dobre rozwijają się dopiero od kilkunastu lat. Za to z werwą i bardzo ciekawymi wynikami.

Czym różni się herstoria od historii?

Z konieczności herstoria jest bardziej historią kultury i historią społeczną niż opisem posunięć militarnych. Wiele pań również współrządziło ze swoimi mężami, miały wpływ na decyzje polityczne, z ich inspiracji rodziły się rozkazy i ustawy. Wiele rządziło samych i podejmowało najważniejsze decyzje polityczne. Nie można zapominać jednak, że ich wpływ na obyczajowość jest nie do przecenienia, choćby tak słynny przykład jak wpływ królowej Bony na zmianę jadłospisu Polaków lub rewolucja obyczajowa przeprowadzona przez królową Wiktorię, czy wypromowanie Szekspira przez królową Elżbietę I.

To jednak tylko jedna twarz opowieści o przeszłości z perspektywy kobiet. Badając życie zwykłych kobiet, które nie miały (jak i większość mężczyzn) dostępu do najwyższych sfer władzy, zagłębiamy się w historię społeczną, historię codziennego życia, która dla mnie jest najciekawsza i najwięcej mówi o tym, jaki był świat naszych przodków. Dobrze znać dowódców powstania styczniowego, ale o życiu i pojęciach ówczesnych więcej moim zdaniem mówi moda, poczytne książki, diety, sposób spędzania wolnego czasu, trendy w edukacji, metody wychowywania dzieci i to, jak traktowano służbę. A tego nie dowiemy się, jeśli nie zaczniemy badać historii z perspektywy kobiet.

Jakie tematy porusza Pani w swoich książkach? Co natchnęło Panią do opisania tego?

Specjalizuję się w historii kultury drugiej połowy XIX wieku, a zajmuję kobietami z klasy robotniczej i emancypacją. Zajęłam się tym tematem, ponieważ jest w polskiej nauce stosunkowo nowy, choć poza mną pracuję nad nim kilka świetnych badaczek. Uważam również, że sposób życia i traktowania robotnic, służących, szwaczek i innych kobiet z nizin społecznych bardzo wiele mówił nie tylko o nich samych, ale także o ich pracodawcach. Poprzez pisanie o służących i robotnicach piszę tak naprawdę o tym, co wówczas sądzono na temat pracy zawodowej kobiet, w jaki sposób starano się rozwiązywać problemy z podziałem zadań domowych, opieką nad dziećmi. Ale jest to też historia wyzysku klasy robotniczej, historia dobroczynności. Wszystko to mówi mi bardzo wiele o stanie świadomości ówczesnego społeczeństwa, ale też pokazuje źródła bardzo współczesnych problemów, jak na przykład dyskusji o długości urlopów macierzyńskich, niedostatek przedszkoli i żłobków, koncepcje parytetu, równych płac i powodów, dla których powinno lub nie się takie zmiany wprowadzać.

Gdy mówimy o kobiecie pracującej, szczególnie sprzed wieku, wyobrażamy sobie silną feministkę, która dźwiga ciężary i wykonuje takie same prace jak mężczyźni. Czy to właśnie tak wyglądało?

„Kobieta pracująca” to hasło znaczące bardzo wiele rzeczy i drastycznie odmienne w zależności od klasy społecznej, z której pochodziła dana kobieta. Na wsi chłopki pracowały od dziecka i tak samo ciężko jak mężczyźni. W mieście kobiety zamożne, z mieszczaństwa czy inteligencji, powoli zdobywały szanse na wyższe wykształcenie, na początku dzięki studiom za granicą, a potem wracały do kraju, by wykonywać zawody inteligenckie. Zostawały lekarkami, prawniczkami, dziennikarkami i tak dalej. Wiele mniej zamożnych kobiet pracowało w szkołach i na pensjach jako nauczycielki albo jako prywatne guwernantki.

Ja zajmuję się jednak kobietami z miejskiej klasy pracującej, które nie miały aspiracji ani możliwości wykształcenia, a więc pracowały fizycznie, jako służące, szwaczki, robotnice fabryczne, wyrobnice. Te kobiety pracowały równie ciężko jak mężczyźni, a zwykle za połowę ich dniówki. W fabrykach włókienniczych kobiety stanowiły nawet połowę załogi, służba domowa była w pewnym momencie pod koniec wieku sfeminizowana w 90%. Służące froterowały podłogi, dźwigały ciężary, węgiel i drewno do kominka. Robotnice obsługiwały maszyny w fabrykach i tak jak robotnicy cierpiały na pylicę i gruźlicę, ulegały wypadkom i zmiażdżeniu kończyn. A jednak na ich prace patrzono krzywo, jako na coś nienaturalnego. Wymyślano więc powody, by płacić im połowę tego co mężczyznom.

„Anioł w domu, mrówka w fabryce”. Mam wrażenie, że to stwierdzenie nawet teraz pasuje do kobiet, które decydują się pogodzić karierę zawodową i domowe obowiązki?

„Anioł w domu” to cytat z brytyjskiego poematu z lat pięćdziesiątych XIX wieku, opisującego idealną kobietę swoich czasów. Od panny z klasy wyższej czy średniej oczekiwano tego, że będzie dobrze się prezentować, przyjmować gości, dbać o moralne i religijne wychowanie dzieci i tworzyć w domu specjalną, ciepłą atmosferę, tak by mąż chciał tam bywać często i z przyjemnością.

Ja traktuję ten kontrast jako hasło opisujące hipokryzję ówczesnego (i współczesnego) świata, który w kobiecie chciał widzieć boginię domowego ogniska, ale jednocześnie nie wahał się wykorzystywać w najokrutniejszy sposób tych kobiet, które nie mogły sobie pozwolić na brak pracy. Kobietę stawiano na piedestale i uwielbiano jak anioła tylko wtedy, gdy wypełniała tradycyjne role opiekuńcze i prezentowała się w odpowiedni sposób, czyli była religijna, uległa, dziewicza i oddana domowi. Wszelkie odstępstwa od tej normy, czy to w przypadku emancypantek wyjeżdżających na studia, czy dziewczyn z biedoty podejmujących pracę w fabryce, bezlitośnie karano ostracyzmem i uznawano, że te kobiety nie mogą być Prawdziwymi Kobietami.

Opisała Pani historie kobiet wyzyskiwanych, pracujących ciężko, niekiedy ciężej niż mężczyźni, a wciąż niedocenianych. Opowieść o jakiej kobiecie wspomina Pani najmocniej?

Łatwo przytaczać historie okrutne, jak kobiety, które wypluwały płuca po wielu latach pracy w pyle azbestowym albo którym gniły kości szczęki od wdychania toksycznych oparów w fabryce luster. To się zdarzało i inspektorzy fabryczni często ignorowali fatalne warunki pracy w imię powiększania zysków właścicieli.

Ja jednak najbardziej lubię historię o piętnastoletniej robotnicy z fabryki włókienniczej z Żyrardowa, która jako bardzo sędziwa kobieta wspominała, że za pierwsze zarobione pieniądze kupiła sobie nową białą bluzkę. Ta satysfakcja z samodzielności i dokonania tego indywidualnego zakupu przetrwała w niej ponad pół wieku. Nieważne były tak naprawdę warunki pracy. Po latach wspominała tylko dumę z pierwszego kroku ku niezależności.

Jak Pani opisałaby swoje życie i swoje wybory? Ma Pani swoją historię czy bardziej herstorię? 

Miałam to szczęście, że w życiu spotkałam zarówno wiele wspaniałych i inspirujących kobiet, jak i mężczyzn. Moje promotorki i koleżanki na uczelni to same kompetentne, niezwykle przenikliwe badaczki kultury. Teraz również pracuję pod opieką profesorek w Polskiej Akademii Nauk. Możliwość przebywania w intelektualnie stymulującym towarzystwie kobiet jest dla mnie bardzo ważna, tym bardziej że jak na razie jestem najmłodsza i są one dla mnie wzorem postępowania na przyszłość. To wspaniałe uczucie, móc patrzeć na starsze ode mnie intelektualistki i nie móc doczekać się upływu czasu.

Spotkanie z Alicją Urbanik-Kopeć odbyło się 11 września w lubelskiej Galerii Labirynt w ramach Herstorycznych spotkań o książce.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments